?>

Ja też miałem „pecha” i narzekałem!

Kochani pechowcy i malkontenci, a także szczęśliwcy!

Pech nie istnieje. Pech to jest sztuczny wytwór ludzkiej wyobraźni. To jest zakodowana w podświadomości narzucona negatywna afirmacja jakiejś irracjonalnej wartości. Nie ma takiej ważnej życiowej wartości jak pech, w przeciwieństwie do szczęścia, radości z życia, mądrości, wiedzy czy sukcesu.

Pech jest fikcyjnym pojęciem powstałym, w wyniku prymitywnego sposobu tłumaczenia przykrych i złych zdarzeń, zamiast ich racjonalnego wyjaśniania. Pozostaje w podświadomości jako pamięciowa reguła, poprzez wielokrotne wmawianie go, najczęściej w procesie wychowania młodego człowieka.

To jest niewinny czarny kot, który przestraszony przebiega przed Tobą, uciekając przed czymś lub przed kimś. To normalne, typowe, rzadkie lub incydentalne zdarzenie, które zaistniało w piątek trzynastego. Równie dobrze mogło ono wydarzyć się w czwartek dwunastego lub w sobotę czternastego. Przypadkowo zbite lustro nie może mieć żadnego wpływu na siedem lat nieszczęść. To całkowity absurd, a ślepa wiara w ten przesąd może rzeczywiście zabrać człowiekowi wolę dążenia do szczęścia.

Jeżeli uważasz się za pechowca i przyjąłeś bezkrytycznie, a następnie powtarzasz sobie, że to niepowodzenie powstało w wyniku jakiegoś irracjonalnego działania lub zrządzenia losu, to błąd. Mówię to po sprawdzeniu na własnym złym doświadczeniu. Być może czynisz to, bo na przykład od dziecka wmawiano Ci takie najprostsze wytłumaczenia złych zdarzeń.

Mogę być wzorcowym przykładem wiary w pecha, a następnie zmiany sposobu myślenia i pozytywnego nastawienia do życia.

Kiedy byłem w kwiecie wieku i wiodło mi się dobrze, nagle usłyszałem diagnozę, nowotwór złośliwy żołądka w stanie zaawansowanym. Rokowania bardzo złe, góra trzy miesiące życia. O tym wprost dowiedziałem później. Nie tyle rozpaczałem, co byłem wściekły i kląłem na pecha w życiu, że tak wcześnie przyjdzie mi umrzeć.

Przeszedłem w specjalistycznej klinice operację – subtotalne wycięcie żołądka, a następnie ciężką chemię. Przeżyłem!

Jednak „ pech” wrócił. Równo co do dnia, rok po operacji, jadąc samochodem na rozprawę do sądu, rozbijam się na prostej drodze o jedyne rosnące tam drzewo i to na długim odcinku trasy. Podobno po „wycięciu” mnie z samochodu, ratownik już stwierdził, że nie żyję. Ja odzyskałem przytomność w drodze do szpitala. Wyszedłem i z tego ale zacząłem zapijać swojego pecha. Poddając się jemu utraciłem wiarę w doczekanie się pięciu lat przeżycia bez wznowy nowotworu. Coraz bardziej uzależniałem się od alkoholu. W tym czasie odeszła żona. Uważałem, że to też winny był „pech „ lub zrządzenie złego losu..

Z trudem opanowałem dramatyczne emocje. Poddałem się dobrowolnie ośmiotygodniowej terapii od uzależnienia. Przez następne pół roku ćwiczyłem trening autogenny Schultza. Odpowiednio dobranymi afirmacjami wyrzuciłem z podświadomości potworka zwanego pechem. Zacząłem myśleć pozytywnie. Stanąłem na równe nogi. Odnalazłem dawną platoniczną miłość, wzięliśmy ślub. Kochałem ją nadal lecz już dojrzałą miłością. Niestety ona kochała raczej pieniądze niż mnie, a mieliśmy rozdzielność majątkową. Odeszła z dnia na dzień, po kryjomu, po zwykłej kłótni małżeńskiej. Myślę, że wstydziła się powiedzieć mi to wprost. Staram się ją rozumieć. Do miłości i do życia w związku trzeba zgodnej woli dwojga.

Teraz dobrze wiem, że te wszystkie tragiczne i przykre zdarzenia to nie był mój pech. Potrafię je logicznie, racjonalnie wytłumaczyć. Nie wierzę w żadnego pecha, bo on nie istnieje realnie, choć może być wpojony do podświadomości jako nawyk myślowy.

Nauczony własnym doświadczeniem myślę, że każdy sam może sprawdzić, poprzez logiczne wytłumaczenie zdarzeń, czy to rzeczywiście pech kiedykolwiek pojawił się w jego życiu.

Bronisław


Napisz tekst lub skomentuj: