?>

Żył 90 lat! Czego „doczekał się” po śmierci?

Przeżył 90 lat! Pięćdziesiąt lat, aż do śmierci, żył i mieszkał wspólnie z drugą żoną. Jest ojcem troje dzieci, ma kilkoro wykształconych wnuków. Wychował i dobrze wykształcił pasierbicę, począwszy od czwartego roku życia. Tak oto, pół roku po śmierci, w dniu Świąt Wielkanocnych 2022 roku, wygląda wdzięczność i pamięć najbliższych!

Co jest tego przyczyną ? Czy to wyjątkowy przypadek ludzkiego losu? Czy taki „ koniec życia” może spotkać kogoś z nas?

O jego śmierci dowiedziałem się dzień przed pochówkiem, od mojej siostrzenicy, która przypadkowo znalazła informację o pogrzebie w miejskim Grobonecie.

Na pogrzebie zorganizowanym w tajemnicy przez żonę, nie było dzieci, wnuków. Być może nie wiedzieli o jego śmierci, podobnie jak ja i inni znajomi. Byłem na cichym i skromnym pogrzebie, ku wielkiemu zaskoczeniu wdowy. Skąd się dowiedziałem ? – to była jej pierwsza reakcja na złożone przeze mnie kondolencje, nota bene wyraźnie nie chciane.

Uczestniczyłem w „pośpiesznym” pochówku w głębokiej zadumie nad jego grobem i życiem.

Tak pamiętam jego opowieści o początku znajomości. To była „ wielka miłość  od pierwszego wejrzenia”. Tak twierdzili oboje na początku i przez następne kilka, a chyba nawet przez kilkanaście lat. On, nadaje mu zmienione imię Olek, miał lat 41 i dla ich miłości zostawił pierwsza żonę i trójkę dzieci, w tym drugiego syna jeszcze niepełnoletniego, wraz z mieszkaniem bez żadnych rozliczeń. Ona, nazwijmy ją Lena, miała 24 lata i 4-roletnią córkę. Zostawiła męża, zabierając ze sobą dziecko i mieszkanie. Dzieląca ich różnica wieku 17 lat nie miała wówczas żadnego znaczenia. Olek był kierownikiem działu w dużym kombinacie, Lena pracownikiem administracyjnym w tym przedsiębiorstwie.

Najpierw zamieszkali w jej mieszkaniu spółdzielczym, w którym uprzednio mieszkała z byłym mężem. Z czasem kupili własne mieszkanie, a po kilku następnych latach postawili piękny i duży dom mieszkalny. Pamiętam, że powodziło im się coraz lepiej i założyli własną działalność gospodarczą, prowadząc sklep spożywczy. Działalność była zarejestrowana na Olka i to on formalnie dysponował dochodami. Olek, jak twierdził, pogodził się z utratą kontaktów ze swoimi dziećmi, wyraźnie  buntowanymi przez byłą żonę. Za to poświęcił się wychowaniu i wykształceniu pasierbicy, którą pokochał jak własne dziecko. I muszę przyznać, że udało im – się wspólnie wychować i na pewno dobrze wykształcić pasierbicę. Dziś zajmuje ważne stanowisko w wymiarze sprawiedliwości.

Dla mnie, z biegiem wielu lat, wydawało się, że ich związek, który zrodził się na bazie uczucia „wielkiej miłości”, przerodził się w przyzwyczajenie i dalej pięknie kwitnie.

Tymczasem od kilku lat wstecz, Olek zaczął coraz częściej nagabywać mnie na udzielenie mu dyskretnej pomocy w ich sprawach majątkowych. W końcu przyznał wprost , że nie jest pewny, czy nie został przez żonę oszukany i to przy pomocy pasierbicy-prawniczki. Co więcej, w związku z choroba nowotworową i wiekiem zaczął odczuwać potrzebę odzyskania kontaktów z własnymi dziećmi i wnukami.

W tajemnicy przed żoną, przy moim wsparciu, wielokrotnie próbował nawiązać kontakty z każdym dzieckiem i z wnukami. Niestety, z tego co mi mówił,  wiem że nie udało mu się do samego końca. Widziałem jak ciężko to przeżywał. Żałował i chyba wiedział, że to była jego wina, ale nigdy do tego się nie przyznawał. Ja widziałem, że jego działania, nie tylko nie były na rękę żonie, ale ona kiedy się o nich dowiedziała wręcz je utrudniała.

W końcu któregoś dnia przyniósł i pokazał mi akty notarialne, które kiedyś podpisał. Zapoznałem się z nimi. Wiedziałem, że jego obawy o wspólny majątek są w pełni uzasadnione. Jako zawodowy prawnik musiałem jednak wyłączyć się od pomocy prawnej, ponieważ znałem ich oboje. Poradziłem aby udał się do innego prawnika. Kiedy byłem później u niego, zobaczyłem innego, smutnego i wściekłego człowieka. Od tamtego dnia stał się rozgoryczony, przygnębiony, opryskliwy dla wszystkich, także dla mnie. Za swoje błędy życiowe, które chyba w końcu dostrzegł, lecz nadal nie chciał się przyznać, winił wszystkich wokół. Przede wszystkim, żonę, dzieci, wnuków i pasierbicę.

Takiego widziałem ostatni raz.

Na pogrzebie oprócz wdowy, widziałem pasierbicę z mężem i dwoma wnukami. Poza tym było kilka osób, raczej z kręgu bliskich żony zmarłego.

Nie mogę jednak zrozumieć zachowania wszystkich jego najbliższych, którzy pozostawili w zapomnieniu jego i grób w takim stanie w jakim był w dniu pochówku.  Nawet mimo wielu błędów popełnionych przez niego jako ojca, dziadka, męża – życiowego partnera dwóch związków małżeńskich.

Gdzie się u nich podziały dobre ludzkie cechy, więzi pokrewieństwa i obowiązek małżeński.

Czy Olek dobrze pokierował swoim życiem? Czy właściwie ustawiał swoją hierarchię wartości na drodze do celów życiowych? Czy aby na pewno w swoim życiu był kiedyś szczęśliwy?  Miał na to 90 lat.

Bronisław                                                           po Świętach Wielkanocnych 2022 r.