?>
  • 0

Jak tragicznie może cierpieć u schyłku życia człowiek, który utracił kontakty, więzi i uczucia własnych dzieci ?


Zbliża się święto zmarłych. Jak co roku na łamach bloga szczęśliwi.pl , oprócz zadumy nad sensem życia, staram się przekazać czytelnikom dobre i pozytywne przesłanie na szczęśliwe życie z zasłużonym, dobrym, zakończeniem na starość.

Tym razem, mam wewnętrzną potrzebę podzielić się z czytelnikami tragicznym przypadkiem, który zdarzył się na moich oczach, i w którym pośrednio uczestniczyłem.

Kilka dni temu byłem na pogrzebie starszego kolegi. Wśród niewielkiej grupki ludzi nie zauważyłem nikogo z trójki jego dorosłych dzieci, ani żadnego z wnuków.  Uczestnikami i organizatorami uroczystości pogrzebowych była druga żona i jej córka z pierwszego małżeństwa. Spośród pozostałych  żałobników było kilkoro znajomych jego żony. Ze strony zmarłego oprócz mnie była moja eksżona. Jak się okazało jego żona nie dała żadnego ogłoszenia o śmierci, ani nie zawiadomiła nikogo z jego znajomych, także mnie. Prawdopodobnie nie powiadomiła także nikogo z jego dzieci ani wnuków. Ja dowiedziałem się przypadkowo od innych ludzi z oficjalnych informacji miejskiego Grobonetu.

Znam długotrwałe przyczyny tej sytuacji, dlatego też chcę się nimi podzielić , bowiem nie życzę, nikomu z nas, dożycia na starość takiej końcówki życia.

                                                          •  •  •

On, trzydziestoparoletni świeżo upieczony rozwodnik, z trójką niepełnoletnich dzieci /córka i dwóch synów/ poznaje podczas pracy w jednym zakładzie, ładną dziewczynę. Co prawda ona jest w związku małżeńskim z innym mężczyzna, z którym ma czteroletnią córkę, ale to nie okazało się żadną przeszkodą dla rozkwitu ich potajemnego związku.

Kiedy jej mąż odkrywa sytuację, zastając ich w niedwuznacznej sytuacji w swoim domu, zakochani ( tak określali wówczas swoje uczucia) postanawiają oficjalnie zamieszkać razem i żyć na drodze do wspólnego szczęścia.

Po jej  rozwodzie zamieszkali w lokalu, który on nabył na swoją własność.

Ich życie toczyło się stosunkowo gładko i dotąd bezproblemowo. Jej córkę mieszkającą z nimi wykształcili na prawniczkę, wydali za mąż, za kochającego  partnera od czasów szkolnych.

On pogodził się z faktem, iż całkowicie zerwał kontakty ze swoimi dziećmi. Jak później twierdził ze smutkiem , działał pod wpływem nacisków partnerki, dla unikania problemu i za swoim milczącym  przyzwoleniem.

I tak żyło im się dobrze, bez większych problemów życiowych, we własnej patchworkowej rodzinie. Z czasem uruchomili wspólną działalność gospodarczą i przy sprzyjającej koniunkturze rynkowej postanowili wybudować dla siebie dom jednorodzinny, na dobre życie i starość. Tak też wszem i wobec zapewniali, żyjąc nadal w konkubinacie.

Najpierw kupili działkę budowlaną, ale na jej własność. Jak mi w zaufaniu powiedział po wielu latach, poszukując pomocy prawnej, „bo tak miało być  lepiej” i przekonała go ona ze swoją córką prawniczką.

Jak gdyby na potwierdzenie takiego posunięcia miał być ich późniejszy formalny ślub w USC. Oczywiście po ślubie on przez wszystkie lata uważał, że dom wybudowali wspólnie i stanowi ich współwłasność.

Przez następne lata brak kontaktów z trójką własnych dzieci tłumaczył sobie i czasami pytających ( w tym mnie), że wina tkwi po ich stronie, bo tak nastawiła je ich matka. „On nie ma zamiaru na siłę ich przekonywać i „przyciągać” do siebie, skoro tego nie chcą”.

I tak minęło chyba ze trzydzieści lat. On stał się dobrym ojcem pasierbicy i wraz z żoną zajmowali się jej życiem, pracą, dziećmi. Tak było do czasu, gdy lekarze stwierdzili, że jest ciężko chory i na starość już żadna operacja nowotworu nie uratuje kończącego się życia.

/ zdjęcie dobrane anonimowo /


Któregoś wieczoru, nie wytrzymał i z trudem przyznał mi, że chciałby jakoś dobrze zakończyć życie, godząc się z własnymi dziećmi i być może coś im zostawić  w spadku. Oczywiście żonie o tym nie powiedział i prosił mnie o zachowanie tego w tajemnicy.


    / zdjęcie dobrane anonimowo /

Zasugerowałem mu, aby przełamał swoje wewnętrzne opory i z pokorą zaproponował dzieciom odnowienie kontaktów, wszelkimi możliwymi sposobami.

Natomiast, wyłączając się ze spraw majątkowych, jako znajomy obojgu małżonków, poinformowałem go, aby równocześnie sprawdził swój stan majątkowy w księgach wieczystych oraz uzyskał fachową i obiektywną poradę prawną u niezależnego prawnika.

I kiedy to uczynił nareszcie otworzył oczy. Naocznie i wprost zobaczył dwa rozdziały  tragedii całego życia. Po pierwsze, jak mi przekazał, to wyłącznym właścicielem domu „ rzekomo wspólnego” jest jego żona. Jak wyjaśnił mu prawnik, aby cokolwiek pozostawić w spadku lub za życia darować dzieciom, musi liczyć na dobrą wolę żony. W przeciwnym wypadku pozostaje mu wyłącznie sądowa droga dochodzenia zwrotu poniesionych nakładów na budowę „ jej” domu.

Po drugie, wielokrotne próby, podejmowane przez niego w celu nawiązania kontaktu z trójką dorosłych dzieci nie powiodły się. Córka, co prawda odpowiedziała telefonicznie, że być może się spotka, ale nie teraz i tak go pozostawiła w niepewności do końca. Starszy syn, nawet przyjechał i zaczął jakąś rozmowę, ale później nie podjął, rzekomo z powodu jego żony. Natomiast drugi syn nawet nie odpowiedział na kilkakrotne próby nawiązania kontaktu przez ojca. Również na niczym spełzły jego próby kontaktu z wnukami.

 / zdjęcie dobrane anonimowo /

Został sam w obliczu śmierci, w rozłące uczuciowej od własnych dzieci i wnuków.

                                                      •  •  •

O jego śmierci dowiedziałem się przypadkowo od mojej siostrzenicy, która wyczytała w informacji internetowej o pochówkach w mieście.

Kiedy zadzwoniłem do jego żony, aby potwierdziła czy to prawda w odpowiedzi, zamiast potwierdzenia i żalu, usłyszałem od razu pytanie „ skąd wiesz?”. To było ważniejsze od jego śmierci. Okazało się bowiem, że chciała pochować go w tajemnicy, także przede mną.

I tak też chyba się stało. Nie było żadnego nekrologu, nie widziałem nigdzie. Nie wiadomo czy jego dzieci w ogóle wiedzieli o śmierci ojca, czy też wiedzieli i świadomie nie przyszli, nawet na ostatnie pożegnanie.

Niech to tragiczne zdarzenie stanie się przestrogą dla wszystkich rozwodzących się małżonków, ich dzieci, wnuków. I to nie tylko w sprawach uczuciowych, emocjonalnych i psychicznych, lecz także w sprawach majątkowych, na dziś i na przyszłość, a przede wszystkim na nieuchronną starość.

Bronisław                                                                   październik 2021