?>

Czego tak bardzo brakuje w publicznej służbie zdrowia oprócz pieniędzy?

To, że warunkiem dobrego  życia na drodze do prawdziwego szczęścia jest ZDROWIE FIZYCZNE i PSYCHICZNE wiemy wszyscy.

Co prawda mniej o nim pamiętamy i świadomie dbamy w młodości, kiedy organizm nie potrzebuje jeszcze żadnej pomocy medycznej. Ta świadomość trafia do nas najczęściej z chwilą poważnego schorzenia.

 A na stałe zadomawia się po przejściu na rentę z powodu niezdolności do pracy lub na emeryturę.

Teoretycznie mamy w naszym kraju prawną gwarancję ochrony zdrowia każdego obywatela, ze środków publicznych, na które płacimy 9% składkę zdrowotną. 

Nasza konstytucja uchwalona w 1997 roku, w artykule 68 stanowi, że:

  1. Każdy ma prawo do ochrony zdrowia.
  2. Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych.
  3. Władze publiczne są zobowiązane do zapewnienia szczególnej opieki zdrowotnej dzieciom, kobietom ciężarnym, osobom niepełnosprawnym i osobom w podeszłym wieku.

W praktyce codziennego życia winno to oznaczać, że każdy z nas nie musi prosić i płacić z własnej kieszenie  za jakąkolwiek pomoc medyczną. Zaś z drugiej strony żaden pracownik służby zdrowia nie może nam robić łaski i winien wykonywać swoją pracę starannie, solidnie, zgodnie z posiadanym zawodem, uzyskanym nota bene przy pomocy Państwa.

S

Prawda, że pięknie to brzmi!

To, że służba zdrowia jest wciąż niedofinansowana, wiedzą od lat władze publiczne, a My Obywatele jeszcze to rozumiemy, odczuwając niedostatki „rzeczowo – materialne” w publicznych placówkach służby zdrowia.

Ale czy brak  optymalnych środków finansowych, na materialne zabezpieczenie polskiej służby zdrowia, uniemożliwia zapewnienie należytej dbałości o zdrowie  Polaków ?

Czy naprawdę niedofinansowanie służby zdrowia uniemożliwia  lekarzom, pielęgniarkom i innym pracownikom służby zdrowia dobre i staranne wykonywanie swojej pracy?.

Niestety, w naszej służbie zdrowia, oprócz „pieniędzy”,  brakuje drugiego, pozamaterialnego,  jakże istotnego, elementu dbałości o nasze zdrowie.

Zanim wskażę czego tak bardzo brakuje, zobrazuję to na własnym przykładzie dwudniowego, przymusowego, bo karetką, „ poddania się” pomocy i opiece medycznej fachowemu personelowi w wojewódzkim szpitalu w moim mieście.

Przypomnę czytelnikom, że jestem zawodowym prawnikiem i swój pobyt oraz pomoc medyczną przez ten okres odnosiłem wprost do przepisów prawa obowiązujących wszystkich pracowników służy zdrowia, a więc lekarzy i pielęgniarek w szpitalu w którym przebywałem.

Czyli porównywałem jak to powinno wyglądać i przebiegać zgodnie z przepisami prawa, etyką i deontologia lekarską, a jak była udzielana mi pomoc medyczna – świadczenie zdrowotne, i to za „własne”, tu publiczne pieniądze.

Zobaczcie zatem rzeczywistość jaką doświadczyłem w szpitalu. (ze względu na ochronę danych muszę zachować anonimowość).

„ Kilkanaście dni temu, po wykonaniu zleconych badań kolonoskopii, gastroskopii i rtg, zgłosiłem się na wizytę do swojego lekarza rodzinnego w niepublicznym centrum zdrowia.

W czasie wizyty w przychodni lekarz rodzinny, po badaniach, w tym ekg, stwierdził, że mój stan zdrowia, ze względu na bardzo wysokie ciśnienie tętnicze i częstoskurcz serca, wymaga natychmiastowego skierowania do szpitala i przejęty moim stanem osobiście wezwał karetkę pogotowia ratunkowego.

Tak było w niepublicznej (czytaj: prywatnej) placówce służby zdrowia.

Po przywiezieniu do szpitala na SOR (Szpitalny Oddział Ratunkowy) zostałem pozostawiony w wózku na długim holu- korytarzu, oficjalnie nazwanym „ obszarem oczekiwania pacjentów na badania lekarskie, w całym Obszarze segregacji medycznej SOR-u” z poleceniem ratownika, że mam czekać aż otrzymam informację co dalej ze mną.

Czekałem około 10-15 minut, kiedy pielęgniarka spisała moje dane osobowe informując tylko, iż mam dalej czekać na kontakt z lekarzem.

W tym miejscu muszę podać, z oficjalnego „Komunikatu” szpitala, z którym zapoznałem się po wyjściu ze szpitala, że w ramach segregacji pacjent może być oznaczony jednym  z pięciu kolorów, które „teoretycznie” oznaczają:

– kolor czerwony – natychmiastowy kontakt z lekarzem;

– kolor pomarańczowy – oznacza czas oczekiwania na pierwszy kontakt z lekarzem do 10 minut;

– kolor żółty – oznacza czas oczekiwania na pierwszy kontakt z lekarzem do 60 minut;

– kolor zielony – oznacza czas oczekiwania na pierwszy kontakt z lekarzem do 120 minut;

– kolor niebieski – oznacza czas oczekiwania na pierwszy kontakt z lekarzem do 240 minut.

Co ważne, ten czas oczekiwania pacjenta na pierwszy kontakt z lekarzem jest narzucony odgórnie przez Ministra Zdrowia w drodze rozporządzenia z dnia 27 czerwca 2019 r. w sprawie SOR-ów.

Mnie założono na nadgarstek żółtą opaskę. Lecz nikt mnie wówczas nie poinformował, że mój czas oczekiwania na pierwszy kontakt z lekarzem wynosi do 60 minut.

I rzeczywiście asystent lekarza za około godziny zabrał mnie do gabinetu lekarskiego, w którym lekarz rezydent przeprowadził  ze mną wywiad lekarski, zrobił ekg i ponownie kazał czekać na korytarzu.

Również na tym etapie nie otrzymałem żadnej informacji  co się dzieje ze mną i co dalej.

Na korytarzu (holu-czyli obszarze oczekiwania) było około 20 pacjentów, siedzących na krzesłach, na wózkach i leżących na noszach – wózkach rozmawiałem z innymi oczekującymi, ten czas oczekiwania na korytarzu jest długi dopiero po pierwszym kontakcie z lekarzem. I rzeczywiście ten drugi okres oczekiwania w moim przypadku był dłuższy bo około godziny. Najgorsze było to, że podobnie jak inni czekający (pytałem ich) nie wiedziałem nic, co mi jest, co dalej, ani nie było żadnego zainteresowania zarówno mną jak i innymi pacjentami. Po prosu wiało na korytarzu smutkiem i grozą.

Po około godzinie zostałem wprowadzony do innego pokoju i tym razem młoda kobieta przeprowadziła ze mną wywiad, chyba lekarski, bo miała słuchawki na ramionach. Do tej pory nikt mi się nie przedstawił, że jest lekarzem czy pielęgniarką, dopiero sam zobaczyłem, że pracownicy mają na szyjach paski z napisami lekarz rezydent.

Ta rozmowa podobnie jak poprzednia były krótka, oschła, jakby z musu, żadnego uśmiechu, przyjaznego podejścia do pacjenta.

Po niej ponownie zostałem na korytarzu, czekając wciąż nie wiedząc na co. Jeżdżąc na swoim wózku rozmawiałem z innymi pacjentami, z 93 letnią kobietą samotnie czekającą od 7 rano ( a było już około 16,00), ze starszym małżeństwem , również czekającym od rana , ona chora na białaczkę, on po roku leżenia w tym szpitalu na nowotwór jelita grubego, a dziś w asyście żony. Nie widziałem aby ktoś z personelu w jakiś ludzki sposób służył im pocieszeniem lub pomocą.  Miałem wrażenie, że jestem w kostnicy, a nie w szpitalu dla dobra mojego zdrowia.

Nareszcie zostałem zabrany i położony w Sali obserwacyjnej z chyba 11 łóżkami i podłączony do monitora. Czynił to mężczyzna bez żadnych oznaczeń, lekko łamiąc język polski. Po około pół godziny, po powracającym bólu w nadbrzuszu, zacząłem odczuwać, że zbliża się napad częstoskurczu serca,  podobny jak w momencie wezwania karetki przez lekarza rodzinnego.

Zawołałem przechodzącą młoda parę pracowników i powiedziałem, że „ chcę zgłosić spostrzeżenia jakie czuję”. Usłyszałem, że oni nie są stąd i odeszli jak gdyby nigdy nic. Ponownie zawołałem kogoś i poprosiłem lekarza „stąd”. Po kilku minutach podeszła do mnie ta młoda kobieta, która przeprowadzała ze mną drugi wywiad i z pewnym  zniechęceniem, a dla mnie nawet z trudno ukrywanym oburzeniem, wysłuchała i stwierdziła „ tu każdego coś boli”. A na moją uwagę, że przecież ktoś chyba mnie obserwuje bo to jest sala obserwacyjna, odcięła się krótko „ takie mamy warunki i ciężką pracę”. To byłą młoda lekarka rezydent na stażu lekarskim.

Chyba jednak się trochę przejęła moją uwagą, bo za kolejne kilkanaście minut, może do pół godziny, zostałem zabrany kolejno na zdjęcie rtg klatki piersiowej i usg. Po powrocie na salę obserwacyjną, gdzieś po 20-30 minutach zostałem zabrany na oddział kardiologiczny, jak usłyszałem od wiozącej mnie kobiety ( bez żadnego paska z napisem kto) na dalszą obserwację i badania.

Tam w pokoju pielęgniarek zarejestrowano mnie na oddział i zakwaterowano w pokoju nr 12 ze starszym mężczyzną. Wieczorem otrzymałem jakieś leki, nikt nie mówił jakie i na co, i pozostawiono do jutra. Żaden lekarz ani pielęgniarka nie rozmawiał ze mną na temat mojego stanu i co dalej? Całe szczęście, że na oddziale kardiologicznym już towarzyszyła mi była żona, dziś partnerka.

Kiedy rano ponownie przyniesiono mi leki bez milczenia, poszedłem do dyżurnej pielęgniarki i poprosiłem o poinformowanie jakie i na co je biorę. Nieco zdenerwowana moim pytaniem, podeszła do parapetu na którym stały zestawy leków dla pacjentów oddziału i coś pod nosem zaczęła mówić. Ponieważ nie dosłyszałem spróbowałem podejść bliżej. Wtedy ona uniesionym głosem rzuciła cierpko „ proszę się nie zbliżać do mnie!” Odwróciła się i krótko powiedziała nazwę leków. Celowo ciepło i grzecznie podziękowałem.

Wróciłem na salę i czekałem na jakiegoś lekarza. Pytałem sąsiada czy na oddziale są jakie obchody z udziałem lekarza. Sąsiad przebywający na sali od kilku dni odpowiedział, że nic takiego nie ma.

Rano na salę przybył trzeci pacjent, który miał mieć dzisiaj zabieg ablacji zaburzeń rytmu serca. Po około godzinie przyszła do niego jakaś młoda kobieta, nie przedstawiła się, ale na pasku miała zapisane lekarz rezydent.Na początku rozmowy od razu podsunęła mu do podpisania zgodę na zabieg. Podczas rozmowy pacjent zdenerwował się i emocjonalnie zareagował, że odmawia podpisu i idzie do domu. Kiedy lekarka już zamierzała odchodzić przyjmując jego oświadczenie za ostateczną decyzję, poprosiłem ją grzecznie aby dała mu pół godziny na przemyślenie, a ja ją powiadomię. Rzeczywiście tak się stało. Wraz z drugim sąsiadem z sali przekonaliśmy kolegę, aby nie rezygnował z zabiegu w chwili emocji.  Bez trudu dał się przekonać. Po prostu zrozumiał nasze, nota bene laickie, przekonanie. Po godzinie przywieziony z zabiegu, mimo bólu, podziękował nam.

Przed obiadem przyszła ta sama lekarka rezydent, ale już do mnie. Okazało się, że jest to lekarz mnie prowadzący. Ale ona tak się nie przedstawiła, to ja się domyśliłem. Była nieco skonsternowana, chyba po naszym skutecznym przekonaniu kolegi do zabiegu, ale spokojnie, starając się zachować pewność siebie, poinformowała mnie co podejrzewa i co zamierza dalej.

Poprosiłem o konsultację z lekarzem, którego wymieniła jako specjalistę. Obiecała i odeszła. Zamiast tego po kolejnej godzinie przyszła z wypisem i kartą informacyjną leczenia, w której zapisała mnie na umówiona wizytę z tym lekarzem za miesiąc w Poradni Kardiologicznej tego szpitala.

Po odszukania jakiejś  pielęgniarki i zdjęciu dwóch wenflonów, bo nikt się nimi nie przejmował, wyszedłem z oddziału, bez żadnego zainteresowania personelu oddziału. Nikt mnie informował o niczym, nikogo nie interesowało moje wyjście, kiedy, z czym, z kim  i jak.”

Kochani Czytelnicy!

Ja jestem obyty z życie i ze szpitalami. Przeżyłem już 25 lat od wycięcia żołądka z powodu nowotworu złośliwego. Dam sobie radę, jestem zawodowym prawnikiem i potrafię poruszać się w gąszczu przepisów i wiem jak je stosować prawie w każdej sytuacji, także tu w szpitalu.

A co może czuć i co zrobić każdy Obywatel nie znający się na prawie i obowiązkach służby zdrowia na takie „ świadczenia zdrowotne”!

Reasumując, mogę  określić swój pobyt i pomoc medyczną jako „ obróbkę przedmiotu – rzeczy”, a nie pomoc i opiekę medyczna człowiekowi, obywatelowi, jako podmiotu chronionego konstytucja i prawem medycznym.

Aby utwierdzić się, że mój pobyt w szpitalu nie był jedynym przykładem mojej negatywnej oceny pod tym względem, przeglądnąłem dostępne opinie innych pacjentów, w tym na stronie internetowej tego szpitala.

I znowu, niestety, moje spostrzeżenia nie były odosobnione i przesadzone.

Przeczytałem 49 kolejnych opinii pacjentów i prawie wszystkie negatywne o pracy szpitala, lekarzy i pielęgniarek.

W szczególności potwierdziły one nagminnie powtarzające się mankamenty jak:

– zbyt długi czas oczekiwania na podjęcie świadczenia ze strony zatrudnionego personelu, głównie lekarzy;

– brak dokładnej informacji o sposobie i czasu udzielanego świadczenia;

– pozostawianie pacjenta w nieświadomości, co dalej z procesem leczenia i zdrowia;

– traktowanie pacjenta jak przedmiot, a nawet opryskliwe zachowanie wobec pacjenta;

Spróbujmy zatem przyjrzeć się jak powinna wyglądać realizacja konstytucyjnego prawa do ochrony zdrowia według obowiązujących przepisów prawa, w tym prawa pacjenta, oraz zgodnie z etyką zawodową lekarzy i deontologią lekarską wykładaną na studiach medycznych, czyli:

Czego możemy i powinniśmy wymagać od pracowników publicznej służby zdrowia, do którego są oni zobowiązani i za co otrzymują wynagrodzenie, a my mamy prawo?

Każdy absolwent studiów medycznych, a po skończeniu stażu podyplomowego Lekarskim  Egzaminem Końcowym, każdy lekarz,

oprócz umiejętności zawodowych, powinien znać i potrafić ( cytuję zgodnie z programem studiów):

– „ znać i rozumieć etyczne, społeczne i prawne uwarunkowania wykonywania zawodu lekarza…”;

– „potrafić komunikować się z pacjentem i jego rodziną w atmosferze zaufania, z uwzględnieniem potrzeb pacjenta oraz przekazywać niekorzystne informacje”;

– „ być gotowym do nawiązania i utrzymania głębokiego  oraz pełnego szacunku kontaktu z pacjentem, a także okazywania zrozumienia dla różnic światopoglądowych i kulturowych”;

– do ” kierowania się dobrem pacjenta”;

– do „ podejmowania działań wobec pacjenta w oparciu o zasady etyczne, ze świadomością społecznych uwarunkowań i ograniczeń wynikających z choroby”.

To są podstawowe obowiązki każdego lekarza udzielającego pomocy medycznej w postaci świadczenia zdrowotnego każdemu pacjentowi.

Podobne do lekarzy OBOWIĄZKI, odpowiednie do zakresu świadczeń medycznych nakłada na pielęgniarki  ustawa z dnia 15 lipca 2011 r. o zawodach pielęgniarki i położnej.

Z kolei obywatelom – pacjentom, z mocy konstytucji ( patrz wyżej art.68 Konstytucji) przysługują ustawowe prawa do ochrony ich zdrowia.

 I tak:

Każdemu pacjentowi,

zgodnie z ustawą z 6 listopada 2008 roku o prawach pacjenta I Rzeczniku Praw Pacjenta, oprócz prawa do „ bezpłatnych świadczeń opieki zdrowotnej przysługuje ( cytuję z ustawy):

– Art. 9. 1. Pacjent ma prawo do informacji o swoim stanie zdrowia.

 2. Pacjent, w tym małoletni, który ukończył 16 lat, lub jego przedstawiciel
ustawowy mają prawo do uzyskania od osoby wykonującej zawód medyczny
przystępnej informacji o stanie zdrowia pacjenta, rozpoznaniu, proponowanych oraz możliwych metodach diagnostycznych i leczniczych, dających się przewidzieć następstwach ich zastosowania albo zaniechania, wynikach leczenia oraz rokowaniu, w zakresie udzielanych przez tę osobę świadczeń zdrowotnych oraz zgodnie z posiadanymi przez nią uprawnieniami.

……

5. Po uzyskaniu informacji, o której mowa w ust. 2, pacjent ma prawo
przedstawić osobie wykonującej zawód medyczny swoje zdanie w tym zakresie.

– Art. 20. 1. Pacjent ma prawo do poszanowania intymności i godności,
w szczególności w czasie udzielania mu świadczeń zdrowotnych.
2. Prawo do poszanowania godności obejmuje także prawo do umierania w
spokoju i godności.

 Art. 21. 1. Na życzenie pacjenta przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych
może być obecna osoba bliska.

– Art. 23. 1. Pacjent ma prawo do dostępu do dokumentacji medycznej
dotyczącej jego stanu zdrowia oraz udzielonych mu świadczeń zdrowotnych.
4

To są nasze podstawowe prawa w ramach bezpłatnej opieki zdrowotnej, których wyegzekwowanie od konkretnych pracowników  służby zdrowia, w dużym stopniu zależy od nas samych.

My Obywatele od lat wiemy, że te ustawowe obowiązki fachowych pracowników służby zdrowia i wymienione prawa pacjenta, są bardzo ważnymi, lecz często „suchymi” przepisami prawa, których przestrzeganie i praktyczna realizacja zależy głownie od personelu medycznego, ale także od nas samych-pacjentów.

Ale, niestety, niewiele robimy, aby taką sytuację zmienić!?

Dla przykładu, porównajmy jak wyglądają realia w procesie leczenia, choćby stwierdzone przeze mnie osobiście, czy w internetowej ocenie 49 pacjentów „mojego” szpitala. A najlepiej to wie każdy na własnych doświadczeniach jako pacjenta publicznej służby zdrowia.

Spróbujmy pokazać te różnice, odpowiadając na zadane pytanie w tytule tego artykułu.

Czego tak bardzo brakuje w publicznej służbie zdrowia oprócz pieniędzy?

„ Pozytywne rokowania w leczeniu i skuteczną terapię w znacznym stopniu wspiera pozytywne myślenie chorego, nastawienie do procesu leczenie, oraz wiarę w wyzdrowienie!” Doświadczeni lekarze mówią wprost że to jest warunek konieczny.

Tę prawdę uczą na studiach medycznych, w szkołach pielęgniarskich i zapewne zna ją fachowy personel służby zdrowia, często z własnego doświadczenia zawodowego.

Zatem logicznym wydaje się być, że to oni w czasie świadczeń medycznych mogą i powinni kształtować pozytywny stosunek pacjenta do procesu leczenia.

Proszę zwrócić uwagę, że  ustawodawca (sejm i senat) nie bez powodu w ustawie z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych definiuje każdą pomoc medyczną jako

 „ świadczenie zdrowotne ”

No i w tym „sęk”?!    

Czy w swojej codziennej pracy fachowi pracownicy służby zdrowia budują to świadczenie zdrowotne pod względem psychicznym?

Odpowiedź na to pytanie niech stanie się Twoim zadaniem czytelniku i myślą przewodnią w każdym przypadku, gdy staniesz przed fachowym pracownikiem służby zdrowia w trosce o własne zdrowie!

Pamiętaj że masz konstytucyjne prawo do ochrony zdrowia, w tym do zdrowia psychicznego, do dbałości pacjenta, do jego zrozumienia, do przyjaznego i ciepłego podejścia ze strony wszystkich pracowników służby zdrowia. Nie wspominając już o etyce zawodowej, deontologii lekarskiej i zwykłej ludzkiej emapatii.

Wymagaj tego od lekarzy i pielęgniarek w każdej placówce służby zdrowia.

Nie daj sobie wmówić, że: „ taką mamy służbę, zdrowia”, że „ służba zdrowia jest niedofinansowana” , że „to ich trudna praca”, że „ nie mają dobrego wynagrodzenia” , że „ nie mają warunków do dobrej pracy”.

Jeżeli nawet tak jest w konkretnym przypadku, to od tego są odpowiednie władze publiczne, władze placówek służby zdrowia, ich przełożeni. Wszyscy oni biorą za to wynagrodzenie. ”. TY nie jesteś od „ rozgrzeszania” złej pracy służby zdrowia pod żadnym względem.

Ty masz otrzymać właściwą, odpowiednią i staranną pomoc medyczną, za która płacisz składkę zdrowotną przez cały okres swojej pracy zawodowej. Przestań się obawiać, że swoimi, uzasadnionymi prawem, żądaniami zostaniesz jeszcze gorzej potraktowany !!!

          Niech w końcu te zapisane w prawie obowiązki fachowych pracowników służby zdrowia i teoretyczne prawa pacjenta staną się realne i wykonalne, a nie jak dotąd zbyt często są „pustymi” przepisami prawa.

Bronisław                                                                     marzec 2023 r.