?>

POLSKA to chrześcijański kraj, a My obchodzimy” pogańskie” obyczaje!!!

Czy modlący się w bezgrzesznej ciszy katolicy mają dalej tolerować Andrzejki, starogermański kult boga Freyra i pozwalać hulać tuż przed chrześcijańskim postem. Zabawiać się zabobonnymi wróżbami, wylewając wosk, tak cenny na gromnice świąteczne Matki Bożej Gromnicznej.

Albo ustawiać buty od ściany do progu, bo dziewczyny opętał szatan i diabelska chuć ciągnie je do zamęścia.

Po trzykroć nie!

Jak to się stało, że ze zgniłego Zachodu, przesiąkniętego ideologią LGBT i gender, przeniknął do naszego kraju Dzień Zakochanych -znany jako Walentynki i prawie wyparł  kościelną tradycję Dnia Świętego Walentego.  I teraz zamiast pisać listy miłosne do Chrystusa, jak to czynił męczeński biskup Walenty, coraz więcej  Polaków wysyła listy miłosne i daje prezenty zwykłym ludziom, i to obarczonym grzechem pierworodnym Ewy.

Trzeba zakazać tych grzesznych praktyk. Jak to możliwe, że do dziś świętujemy corocznie Dożynki – Święto Plonów, kiedy to Słowianie dziękowali swoim bogom, w tym Świętowitowi – bogowi wojny i urodzaju, za plony i proszono o lepsze w kolejnym roku. Co prawda w tym pogańskim zwyczaju uczestniczą świeckie władze i uświęca go kapłan katolicki, ale jednak daleko mu do wartości chrześcijańskich.

Prezydent Polski Andrzej Duda „czci” pogański zwyczaj „Święta Plonów”

Zatem, postuluję: zaprzestańmy bezcześcić chlebem dożynkowym, wywodzącym się z pogańskiego zwyczaju, hostię-chleb Pański – ciało Chrystusa.

Ale to nie koniec pogańskich obyczajów godzących w czystość wartości chrześcijańskich.

Edukujemy nimi nasze dzieci i młodzież. Topimy Marzannę, malujemy jajka na Wielkanoc, uprawiamy śmigus-dyngus w lany poniedziałek, w Noc Kupały obchodzimy święto ognia i wody, by nie wspomnieć o zapożyczonym od innowierców zgorszeniu jakim jest Halloween.

Wnoszę, a jako chrześcijanin-patriota, wręcz żądam, by władza pod egidą rządzącej partii wraz z jej przywódcą, z boskim i biskupim namaszczeniem, dokonała komisyjnie weryfikacji pogańskich i innowierczych obyczajów i tradycji uprawianych przez Polaków.

Dobrze by było aby nazwa komisji stałą się patriotyczno-narodowym orężem w walce, coś na wzór Wypraw Krzyżowych, na przykład:

Narodowa Komisja Obrony Wartości Chrześcijańskich

Nieśmiało proponuję aby na jej czele stanął niezłomny w walce z obcą ideologią godzącą w wartości chrześcijańskie arcybiskup Marek Jędraszewski, zaś członkami wykonawczymi komisji zostali Prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki, Prokurator Generalny -Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, Minister  Kultury i Dziedzictwa Narodowego Marian Gliński i  Minister Edukacji Narodowej Dariusz Piontkowski. Patronat Ideologiczny powinien objąć Prezes rządzącej partii Jarosław Kaczyński.

Jeżeli wysoka Komisja i jej członkowie przeprowadzą jak najszybciej weryfikację tych grzesznych, pogańskich i innowierczych pozostałości, nie wykluczając pory nocnej, to nasz większościowy parlament, nie „naruszając” Konstytucji, winien niezwłocznie uchwalić stosowną ustawę.

Wówczas, zamiast nie kończącej się czczej dyskusji, za jednym „zamachem” staniemy się Państwem i narodem chrześcijańskim przestrzegającym jedynie słuszne wartości chrześcijańskie.

Wzywam wszystkich prawdziwych patriotów, chrześcijan do poparcia mojej petycji.

Bronisław, „prawdziwy” patriota i chrześcijanin


Gdzie znajduje się najszczęśliwsze miejsce człowieka na Ziemi?

Od dziecka wiemy, że Raj jest tym najszczęśliwszym miejscem, ale niestety jest on w Niebie i „zastrzeżony” wyłącznie dla dobrych i wiernych ludzi, w dodatku mogą w nim zagościć dopiero po śmierci !

Ale my istoty ludzkie chcemy doznać prawdziwego szczęścia jeszcze za życia, tu i teraz w konkretnym miejscu na Ziemi. Chcemy tego szczęścia doświadczać jak najdłużej, najlepiej przez całe ludzkie życie, a nie tylko okazyjnie na wczasach, na przykład na Bali, Hawajach, czy na wycieczce podziwiając piękno naszej Ziemi  .

My chcemy aby było to miejsce, gdzie po urodzeniu nasze dziecko rozwija się i kształtuje swoje  szczęście. Gdzie młody człowiek będzie zdobywał dobre wychowanie. Gdzie będzie otrzymywał, a później dawał miłość, gdzie będzie czerpał wzorce szczęśliwego małżeństwa i rodziny. Gdzie każdy członek rodziny będzie otoczony opieką i miał pełne poczucie bezpieczeństwa.

Zapewne każdy z nas wie, z własnego doświadczenia, gdzie jest lub gdzie powinno być to miejsce. To mój, Twój, każdego z nas dom rodzinny.

To w nim będziemy pielęgnować miłość naszego związku małżeńskiego lub innego stałego, budować szczęście naszego dziecka /dzieci/ i wszystkich członków rodziny. To ma być bezpieczna przystań, w której każdy członek rodziny znajdzie schronienie, odpoczynek, spokój i wsparcie. W nim mamy znaleźć to wspaniałe ciepło domowego ogniska.

Już w starożytnej Grecji płomienie domowego ogniska strzegła i pilnowała Hestia-bogini ogniska domowego. Podobnie jak w Rzymie bogini Westa wraz z ze swoimi sześcioma kapłankami westalkami.

W dzisiejszych czasach nasz dom rodzinny, winien być centrum życia jego członków, szczególnie w okresie rozwoju i wychowywania dzieci, aż do ich pełnoletności.

Tak być powinno na drodze do szczęścia każdego członka rodziny i za to  odpowiedzialni są rodzice, w ramach prawnej władzy rodzicielskiej.

Ale czy tak jest rzeczywiście? Czy my sami zdajemy sobie w pełni sprawę jak wielką rolę w życiu człowieka odgrywa nasz dom rodzinny? Czy każdy z nas miał rodzinny dom? Czy doznał naprawdę szczęścia w domu, który miał? Jeżeli nie, to dlaczego?  Zachęcam wszystkich aby na te i podobne pytania każdy z nas odpowiedział sobie sam i to szczerze, dla dobra naszego, naszych dzieci i rodzin!

Spróbujemy wspólnie podjąć próbę odpowiedzi na pytanie:

Jak „ budować dom rodzinny” aby mogły spełniać się w nim najważniejsze wartości życiowe tworzące szczęście jak: miłość, małżeństwo, dziecko/dzieci/, jego/ich/dobre wychowanie, rodzina, praca i samorealizacja.

W tym miejscu jestem winny moim internautom wyjaśnienie co rozumiem ja pod pojęciem dom rodzinny, bowiem wcale nie musi ono być tak samo rozumiane przez wszystkich. Zresztą to pojęcie stało się w Polsce bardzo populistyczne politycznie i dyskusyjne nawet w kręgu polskich władz. Na przykład  lider partii rządzącej Jarosław Kaczyński, głosząc wizję szczęśliwej rodziny, do kręgu rodzinnego nie zalicza innych stałych związków, np. konkubinatów, poza formalnym małżeństwem.

Nasz  dom rodzinny

to stałe miejsce zamieszkania, osoby tworzące rodzinę

w nim bytujące i

treść ich życia

koncentrująca się w tym miejscu.

Najpierw niech  wymarzony dom, źródło szczęścia, stanie się naszym rzeczywistym, stałym centrum życiowym. Czy to będzie mieszkanie własne, czasowo najęte, czy budowa domu, doświadczenie życiowe wskazuje, że winien on spełniać jak najlepiej wszystkie funkcje do życia, co najmniej na tyle lat, ile niezbędne jest do wychowania i usamodzielnienia się dzieci. A więc dom rodzinny dla tylu osób, ile będzie liczyła przyszła rodzina i położony w miejscu najdogodniejszym do korzystania z niezbędnych usług bytowych, konsumpcyjnychi rozwojowych, w tym żłobka, przedszkola, szkoły, ośrodka zdrowia, i.t.p.

Niestety, zdarza się i tak, że tworząc swoje szczęście małżeńskie, czy rodzinne o tym zapominamy, albo traktujemy miejsce wspólnego zamieszkania jako element drugorzędny, a nawet przejściowy. I to jest błąd, szczególnie gdy jesteśmy na etapie umacniania związku lub tworzenia rodziny. Każda zmiana miejsca zamieszkania siłą rzeczy, może być niepotrzebnym przestojem na drodze do szczęścia.

Jako doświadczony prawnik mogę przytoczyć wiele przypadków, w których brak takiego miejsca, domu – mieszkania, a więc centrum życiowego w początkowym okresie tworzenia małżeństwa i rodziny, był praźródłem rodzących się kryzysów małżeńskich, a także rozpadu związku.

Pamiętam taki przypadek, w którym oboje partnerzy ciężko pracowali w Anglii, przez wiele lat. Tam też urodziło się im dziecko. Zarobione pieniądze zainwestowali w budowę domu w kraju. Sęk w tym, że wybrali miejsce na dom rodzinny w miejscowości sporo oddalonej od przedszkola, szkoły, ośrodka zdrowia i bez możliwości zatrudnienia w najbliższej okolicy. Oprzytomnienie nadeszło dopiero po wprowadzce. Obserwuję zachwyty i zazdrość internautów rodzinie Anny i Roberta Lewandowskich / niedługo już z dwójką dzieci/ z powodu pięknej willi wybudowanej nad Jeziorem Jełmuń na Mazurach. I aż ciśnie się na usta publiczne do nich pytanie / oczywiście nie oczekuję odpowiedzi/. Czy naprawdę oni sami traktują ten piękny obiekt budowlany, oddalony nieco od infrastruktury społecznej, jako dom rodzinny, stanowiący ich centrum życia, w którym zamierzają budować swoje szczęście i całej rodziny?

Dom rodzinny, jak sama nazwa mówi, to oprócz to oprócz siedziby, rodzina, najlepiej pełna, połączona więzią wzajemnej miłości i szacunku.

Treścią życia rodziny jest wspólne dążenie do osiągnięcia szczęścia (dobrostanu) każdego z jej członków, poczynając od zapewnienia dobrobytu, poprzez dobre wychowanie i wykształcenie dzieci do przyszłego szczęśliwego życia, a kończąc na samorealizacji rodziców – partnerów związku. I taka jest misja i cel rodziny, który winny być realizowany przez wszystkich członków rodziny, także dzieci, ale pod przewodnictwem partnerów związku miłosnego /małżeństwa, konkubinatu/, a jego centrum kierowania winno znajdować się właśnie w domu rodzinnym.

Popatrzmy jakie to proste i oczywiste dla nas wszystkich stwierdzenie. A jednak w natłoku codziennych zwykłych spraw, kłopotów i problemów, często zapominamy:

Jaki jest cel i sens naszego życia?

A zatem pamiętajmy o tym!!!

Bronisław


Skąd się bierze kryzys rozczarowania w związku małżeńskim lub innym stałym? Czy można go zażegnać i żyć dalej razem i szczęśliwie?

Najpierw poznajmy trzy prawdziwe obrazy kryzysów rozczarowania w anonimowych związkach.Przypadek pierwszy. Gosia lat 19 poznała przystojnego Darka, muzyka-amatoralat  23,na imieninach koleżanki ze szkoły handlowej. Na kolejnym spotkaniu doszło między nimi do zbliżenia. To był jej pierwszy raz. Później spotykali się wielokrotnie. Ona czuła się zakochana, choć Darek lubił poszaleć, także z innymi dziewczynami. Kiedy stwierdziła, ze jest z nim w ciąży, jej rodzicie wraz z rodzicami Darka, w duchu zasad wiary katolickiej, doprowadzili do zawarcia małżeństwa przed urodzeniem dziecka. Kiedy Małgorzata wraz z matką przyszły do mojej kancelarii w sprawie rozwodu,  sześcioletnie małżeństwo z Darkiem znajdowało się w faktycznej separacji. Małgorzata mieszkała z 5 letnią córką u matki, a „ Pan Darek” ( tak się kazał nazywać) był w Anglii, gdzie „podobno” pracował i mieszkał z inną kobietą.

Małgorzata przyznała, że” ich związek to było wielkie nieporozumienie. Już w pierwszym roku po urodzenia dziecka doznała wielkiego rozczarowania z takiej miłości, z męża i z  małżeństwa.

Na pytanie, czy widzi jakąkolwiek szansę na próbę pojednania i naprawienia związku, na przykład przy pomocy  psychoterapeuty rodzinnego, Małgorzata z zupełnym brakiem wiary stwierdziła, że ” tak naprawdę to ja go nigdy nie kochałam, ani on mnie.  Gdybym była taka mądra jak dziś, to do  małżeństwa z Darkiem nigdy by nie doszło”.

Sąd orzekł rozwód bez orzekania o winie, przyjmując za powód faktyczny niezgodność charakterów, tak jak chciały obie strony. Ale ze względu na małoletnie dziecko dopiero na trzecim posiedzeniu. Darkowi rozwód, przeprowadzony z inicjatywy żony, tak naprawdę  był na rękę.

A jaką rzeczywistą i konkretną przyczynę/przyczyny/ rozpadu tego małżeństwa widzisz Ty?

Moja ocenę poznasz na końcu wpisu.

Przypadek drugi. Robert lat 33, inżynier budownictwa, dojrzały stosunek do życia, chcący założyć rodzinę, poznaje w pociągu urodziwą Ewę lat 29 po ogólniaku. Okazuje się, że mieszkają w tym samym mieście, ona na stancji, on ma własne mieszkanie. Szybko nawiązują bliższą znajomość. Oczarowany urodą Ewy, Robert po cichu snuje z nią swoje plany życiowe. Przymyka oczy na jej życie towarzyskie, nie stronienie od alkoholu i papierosów. Stara się za wszelką cenę jej pomóc  w kłopotach, w tym ze znalezieniem odpowiedniej pracy. Któregoś dnia, podpita Ewa wyznaje mu, o dziwo ze złością, że jest z nim ciąży. Robert z wiarą we wspólną przyszłość przejmuje inicjatywę. Proponuje wspólne zamieszkanie w jego domu. Doprowadza do ślubu przed urodzeniem dziecka.

„ Ja ją kocham dojrzałą miłością, ona się zmieni po urodzeniu dziecka!”- jest przekonany siłą woli  i chęcią pozytywnego działania. Rok po urodzeniu córki, Ewa przychodzi późno z pracy. Jest pijana i ni stąd ni  zowąd oświadcza Robertowi, że go nie kocha i nie będzie z nim spać. Może iść sobie na k…..gdzie chce i kiedy chce.

To był ogromny szok, wielkie rozczarowanie swoją miłością, która okazała się ślepa.

Jednak Robert nie rezygnuje ze wspólnego życia dla dobra dziecka i bądź co bądź dla dobra rodziny. Niestety Ewa rzeczywiście realizuje rzucone po pijaku słowa. Do współżycia, jeżeli dochodzi, to prawie zawsze tylko wtedy kiedy Ewa jest pod wpływem alkoholu i to „byle jak na odczepnego”. Na świat przychodzi drugie dziecko, a sytuacja się nie zmienia. Robert kocha dzieci i dba o nie jeszcze bardziej, a sytuacja ze współżyciem z Ewą nadal taka sama. Staje przed dylematem: zdradzać ją i tym samym rodzinę, dzieci, czy też wreszcie się rozwieść? Takie niby normalne małżeństwo, żyli wspólnie i razem mieszkali dotąd, aż córki stały się dorosłe.

Żona pierwsza wnosi o separację do Sądu, ale ona po tylu latach nie chce rozwodu. Ona chce żyć wolna pod nazwiskiem męża. To Robert wnosi nareszcie o rozwód. Zapada wyrok, rozwód bez orzekania o winie, tak jak w końcu zgodziły się strony. Zatem Sąd nie badał ich winy i przyczyn rozwodu.

Jaka według Ciebie była przyczyna /przyczyny/ rozpadu związku i rozwodu? Chcesz się podzielić swoim zdaniem napisz.

Moje stanowisko poznasz na końcu.

Przypadek trzeci. Tadek lat 49 mgr ekonomii i zarządzania, ceniony menadżer w dużej spółce. Marysia lat 46, archiwistka w Archiwum Państwowym,  w związku małżeńskim od 25 lat. Jak zeznali oboje przed Sądem byli „zabójczo” zakochani i  małżeństwo zawarli w chwilach wielkiej, romantycznej miłości.

Teraz stanęli przed Sadem w sprawie o rozwód, albowiem, jak twierdzili, więcej ich dzieli niż łączy, nazywając to różnicą charakterów. Cóż takiego spowodowało rozpad ich wielkiej, obustronnej miłości, kiedy mieli ,on 24, a ona 21 lat. Nie mają dzieci, wcześniej nie chciał Tadeusz, uważając, że najpierw kariera zawodowa, a dopiero potem dzieci. Później, ona już nie mogła, ze względu na stan zdrowia, a na adopcję nie zgadzał się on. Robert to światowiec z werwą i charakterem, żądny przygód, zwiedzania świata, dusza towarzystwa. Marysia, spokojna, pracowita, skryta, domatorka. Jak się z czasem okazało, również we współżyciu zbyt nieśmiała, wręcz odmawiała jakichkolwiek urozmaiceń w seksie. Za to on wciąż niezaspokojony, a w konsekwencji coraz bardziej niezadowolony z seksu i ze wspólnego życiu.

Zdumiony takim katalogiem różnic, który opisał mi Tadeusz, gdyż to on był moim klientem, spytałem: Skąd tyle i to takich rozbieżności, skoro tak piękny był miłosny początek ich związku? „ Moje rozczarowanie rozpoczęło się od niedopasowania seksualnego, najpierw od częstotliwości, a później od jakości”- brutalnie wyznał Tadeusz. „I z czasem, jak gdyby przechodziło to na inne dziedziny życia. Zacząłem widzieć różnice zarówno pod względem hierarchii naszych  wartości, celów no i niestety charakterów. Żyjemy pod jednym dachem lecz osobno.

Dalej już nie mogę tak żyć. Próbowaliśmy to zmienić, lecz prawie zawsze kończyło się to nieporozumieniami, kłótniami i coraz większa niechęcią. Każdy z nas może  jeszcze ułożyć sobie życie”.  Przyznaję, że pominąłem tym razem pytanie, czy ma już realny plan dalszego życia i jego współautorkę.

Na rozprawie Marysia potwierdziła tę „ niezgodność charakterów”, wyraziła zgodę na rozwód bez orzekania o winie i taki wyrok wydał sąd.

Według Ciebie skąd się wziął  kryzys rozczarowania Tadeusza i Marysi ? Czy można było go zażegnać w ich długoletnim związku?

Moje zdanie tuż niżej.

Masz już wyrobione zdanie na temat przyczyn kryzysu rozczarowania w związku w każdym z trzech przypadków?

To zobacz jakie jest moje zdanie. Jeżeli jest nieco inne, to pamiętaj, że ja mam większą i bezpośrednio uzyskaną wiedzę o każdym przypadku, łącznie z oceną sądu w uzasadnieniu wyroku rozwodowego.

1 – W pierwszym przypadku pierwotną i to główną przyczyną kryzysu rozczarowania w małżeństwie, a następnie jego rozpadu i rozwodu była: Niedojrzałość uczuciowo-emocjonalna i niedostateczna wiedza oboje młodych partnerów o miłości i małżeństwie w chwili zawierania związku małżeńskiego oraz spóźnione/po ślubie/ uświadomienie o braku „prawdziwej” miłości między nimi.

Tego kryzysu rozczarowania i jego negatywnych skutków w postaci rozpadu związku i rozwodu niestety nie można było zażegnać. W szczególności nie można byłoby zbudować od początku wzajemnej miłości, której nie było, na bazie tak negatywnych zdarzeń niszczących twórczą młodość. Gdyby nawet małżonkowie podjęli próbę wspólnego życia,  z potencjalną wolą stworzenia związku miłosnego, to i tak wcześniej czy później ten związek by się rozpadł. Nie gwarantuje tego poziom intelektualny partnerów oraz szkodziłyby temu powstałe nawyki ze złych przeżyć i doświadczeń pomiędzy nimi.

2 – W drugim przypadku przyczyn kryzysu rozczarowania w związku należy upatrywać przede wszystkim w: – braku wzajemnej miłości ze strony partnerki;nieudanym pożyciu seksualnym partnerów, będącym wynikiem niedopasowania pod względem seksualnym, a następnie decyzja o wejściu w związek małżeński wymuszona ciążą;

Kryzys małżeński rozczarowania, w tym przypadku powstał stosunkowo wcześnie, kiedy żona  zdegustowana pożyciem małżeńskim, do którego została przymuszona ciążą, jednoznacznie „wypowiedziała” mężowi obowiązek współżycia seksualnego i potwierdzała to w dalszym życiu. To małżeństwo już wówczas straciło sens kontynuacji. Mimo tego mąż podjął odważną walkę o jego uratowanie dla dobra dzieci, co niestety i tak zakończyło się klęską, czyli rozpadem i rozwodem.

3 – W trzecim przypadku przyczyny kryzysu rozczarowania były dwie:- niedopasowanie seksualne oraz konflikt wartości i celów między małżonkami, spowodowany nieprawidłowym procesem doboru partnerów,  zagłuszonym „zabójczo” emocjonalnym zauroczeniem, ale jeszcze nie prawdziwą miłością.

Wbrew pozorom ten kryzys rozczarowania, miał największą szansę na rozwiązanie i kontynuację „zdrowego” i dobrego związku wraz z upływem czasu. A to dlatego, iż powstał w wyniku „chemii” zakochania z poczuciem bliskości w jego pierwszej fazie. Zabrakło w nim wzajemnej pracy każdego nad sobą i wspólnej nad więziami związku i jego przyszłością. W tym poczynając od seksualności, poprzez ustalenie planu życia według wspólnie uznanej hierarchii wartości i zaspakajanych potrzeb, kończąc na wytrwałości w dążeniu do wyznaczonego planem celu do osiągnięcia szczęścia każdego partnera i w związku. Sądzę, że stało się to głównie za sprawą Tadeusza, jego temperamentu i niecierpliwości w dążeniu do wyznaczonych przez siebie celów.

Bronisław


Moje szczęście zależy od……???

No właśnie, od kogo lub od czego? Jaką drogą najlepiej iść do swojego szczęścia?

„Daj Boże”, „Szczęść Boże”, „Jak Bóg da”, „Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje”, czy „Jakiegoś mnie Panie stworzył takiego mnie masz”, takimi, dość powszechnymi powiedzeniami na co dzień, niejako potwierdzamy wiarę w szczęście dane od Boga. Nasz niezwykle ceniony ksiądz, poeta Jan Twardowski przyznał wprost , że „ Przy kim Pan Bóg, przy tym i szczęście”. W ten właśnie sposób, zgodnie z nauką Kościoła, utwierdzamy siebie i wzajemnie między ludźmi, najczęściej wiernymi, że szczęście zależy od woli Boga. Słowem……

  „Módlmy się o szczęście ”

Czy tak jest naprawdę? Nie wiem, i przyznaję, że nie mogę znaleźć adekwatnego przykładu na dowód realnego doznania szczęścia od Boga. A czasami wręcz odwrotnie, mam wrażenie, że głoszenie przez księży wiary o szczęściu od Boga , przede wszystkim kojarzy się z cierpieniem. Ale nie mam prawa, ani zapewne żaden człowiek jako ziemska istota, ani podstaw naukowych  kwestionować takiej wiary tym ludziom, którzy twierdzą, że doznali szczęścia od Boga, w to wierzą i takiego szczęścia oczekują. Co prawda są i tacy sceptycy, którzy twierdzą, że jest to „czekanie na cud” i lepiej działać, a nie czekać na swoje szczęście z nieba. Możemy jednak z całą pewnością stwierdzić, że kto rzeczywiście postępuje zgodnie z przykazaniami boskimi , może być szczęśliwy. Ale …….to szczęście buduje wówczas on sam, swoim sposobem postępowania.

Pozostawmy zatem ten wybór swojej drogi do szczęścia, zdając się na wolę Boga, każdemu według uznania i wiary.

Co ma być to będzie!?

„Wszystko się dzieje zgodnie z przeznaczeniem”- tak głosił 500 lat p.n.e Heraklit z Efezu, grecki filozof znany z teorii „panta rhei- wszystko płynie, jest w ciągłym ruchu”. Na przełomie XVIII i XIX wieku znany niemiecki filozof Artur Schopenhauer nazwał to tak ” Przeznaczenie rozdaje karty, a my tylko gramy”.

A więc, praktycznie rzecz biorąc, gdyby uznać, że szczęście człowieka zależy od jakiejś bliżej nieokreślonej siły wyższej zwanej przeznaczeniem, to każdy tak myślący powinien zaprzestać realizować po swojemu jakiekolwiek marzenia i poczynania zmierzające do osiągnięcia szczęścia, bo i tak jego działania nie zmienią tego nieznanego mu swojego losu.

Taki sposób rozumowania niejako z góry skazywałby nas na pesymistyczne myślenie i nastawienie do życia, bo…..

Mimo tego, wielu z nas do dziś uważa, że o życiu i szczęściu człowieka decyduje właśnie ono – przeznaczenie, fatum, los, a nawet „ślepy los”.

„Szczęście nie jest darem Bogów, człowiek sam musi się o nie postarać ”, to są słowa wygłoszone 2300 lat temu przez Epikura, greckiego filozofa. W dzisiejszych już czasach nasz polski uczony, filozof, badacz problematyki szczęścia, prof. Władysław Tatarkiewicz, potwierdził tę jakże starą tezę w swoim traktacie „O szczęściu”, że: „Człowiekiem szczęśliwym jest ten, który sam zdobył swoje szczęście”.

No to spójrzmy jak to wygląda w życiu z punktu widzenia osiągania najważniejszych wartości składających się na szczęście człowieka.

Zacznijmy od miłości, bez której, jak zapewne wszyscy zgodzą się ze mną, nie ma mowy o szczęściu w całym życiu, chyba każdego człowieka.  Szczęście w miłości, a konkretniej w związku miłosnym, zależy nie tylko od jednego partnera. I choćby nie wiem jak jeden partner kochał i wyrażał swoją miłość, to szczęście takiego związku będzie zależało od rzeczywistej miłości drugiego partnera. Zatem prawdziwe szczęście w miłości to kochać i być kochanym, czego tak bardzo pragnęła George Sand, nie doznając wzajemnej miłości od Chopina. Nie zmienia to faktu, że moje szczęście zależy w pierwszej kolejności ode mnie. Przede wszystkim to od nas zależy dobór i dopasowanie partnera, a następnie od miłości tak wybranego partnera. A zatem szczęście w miłości zależeć będzie od dwóch osób. Ale pierwsze i najważniejsze to jest to, że muszę kogoś naprawdę kochać Ja!

Idźmy dalej najważniejszymi wartościami! Szczęście w małżeństwie lub w stałym związku partnerskim zależy od kogo?

Jeżeli założymy, że podstawą małżeństwa /związku nieformalnego/ powinna być miłość, to w nim również szczęście będzie zależeć od dwójki partnerów, ale zawsze twoje w nim szczęście będzie zależało w pierwszej kolejności od Ciebie samego. I tak też należy kierować się w życiu małżeńskim. Co ja wniosłem i daję dla naszego szczęścia, a w drugiej kolejności partner, a nie vice versa. Ta druga postawa oczekiwania miłości jest oczywiście egoistyczna i niestety z reguły kończy się źle dla związku. Analogicznie powinien myśleć wybrany partner do życia.

Z  kolei szczęście rodzinne to suma szczęść każdego z jej członków. I nie powinniśmy w życiu mieć wątpliwości, że szczęście rodzinne zależy od wszystkich członków, zarówno w kwestii jego „dawania” jak i „otrzymywania”. Jednakże wpływ każdego członka na wspólne szczęście jest zależny od wieku, roli jaką pełnią członkowie w rodzinie i wzajemnego oddziaływania. Nie do wyobrażenia jest sytuacja, że szczęście dziecka w okresie wychowania będzie zależne od przeznaczenia jako „ślepego losu”, bądź od zdania się rodziców na wolę Boga.

Szczęście posiadania dziecka. Przy dzisiejszym stanie wiedzy naukowej, medycznej, wręcz trudno jest bezkrytycznie przyjąć, że posiadanie dziecka zależy od woli Boga lub jakiegoś przeznaczenia. Co nie oznacza, że są i tacy pośród nas. I nikt nie ma prawa ingerować w ich wolną wolę i prawa. Wszakże pod jednym warunkiem, że ich wola i prawa nie wpływają  na prawa i wolności innych ludzi. Niestety, ostatnio w naszym kraju, w kwestię tego zakresu szczęścia jakim jest posiadanie dziecka, podejmowane są próby ograniczania praw, jak na przykład ograniczanie środków na in vitro, tym którzy dla swojego szczęścia posiadania dziecka nie mogą osiągnąć tego szczęścia naturalną drogą. Do takich ograniczeń prawa do szczęścia posiadania dziecka zaliczyć niestety należy, uniemożliwianie właściwej i w odpowiednim wieku edukacji seksualnej, o czym mówię niżej.

Szczęście dobrego wychowania i odpowiedniego wykształcenia. Niech każdy z nas odpowie sobie na pytanie: Komu zawdzięczam dobre wychowanie i odpowiednie wykształcenie? Lub też, jeżeli tak uzna: Kto ponosi winę za moje braki  wychowawcze i brak odpowiedniego wykształcenia? Przecież to na rodzicach ciąży ustawowy obowiązek  wychowawczy dziecka do 18-tego roku życia, w ramach tak zwanej władzy rodzicielskiej. A więc to w pierwszej kolejności od nich zależy czy będę szczęśliwy w przyszłości ze swojego dobrego wychowania i odpowiedniego wykształcenia. Czy mogą oni ten obowiązek – ciężar i przyjemność, zrzucić na wolę Boga albo na ślepy los. Po trzykroć nie! Doświadczyłem tego wielokrotnie podczas swojej pracy prawniczej. Oczywiście życie często pokazuje, że nie zawsze rodzice dobrze wykonują to swoje zadanie, zresztą z różnych, często nie zawinionych  przyczyn . Wtedy to szczęście może zależeć od nas samych, jeżeli potrafimy przejąć na siebie proces wychowania i wykształcenia, jeszcze jako dziecko lub naprawić w późniejszym wieku.

Szczęście w pracy i z pracy  zawodowej. Znakomitym przykładem od kogo i czego zależy szczęście z pracy jest Franky Zapata, wynalazca flyboarda, który doświadczył takiego szczęścia dzięki swojej pracy i wytrwałości, dokonując przelotu skonstruowanym przez siebie pojazdem nad Kanałem La Manche, o którym pisałem w blogu. Ten element szczęścia, jakim  jest satysfakcja z pracy zawodowej całego życia nie może być wynikiem jakiegoś przeznaczenia, ślepego losu. A czy może być darem Boga? Myślę, że wiara może być znakomitym wsparciem, ale zapewne nie zastąpi mojej dobrej pracy, która w istocie realnie zależy ode mnie.

No i na koniec ostatnia z najważniejszych wartości życiowych do pełni szczęścia człowieka. Samorealizacja czyli spełnienie najskrytszych marzeń. Jak literalnie wskazuje nazwa tej ostatniej wartości do szczęścia, jej osiągnięcie powinien sam zrealizować ten człowiek, który dąży do swojego szczęścia. I tak jest w istocie. To ma być samospełnienie upragnionych, czasem najskrytszych marzeń, do których nieraz dąży się przez większość żywota. Trudno zatem oczekiwać aby te marzenia i pragnienia spadły z nieba. Gdyby bowiem tak się stało, to ten który marzył aby je osiągnąć samemu, nie miałby żadnej satysfakcji i nie nazywałaby się ta wartość samorealizacją. Tak więc i ta wartość podobnie jak poprzednie sześć, które składają się na pełnię szczęścia zależy od człowieka.

No a teraz, po wspólnej analizie, spójrzmy, jak to jest z każdym z nas?

Od kogo lub od czego zależy moje szczęście? Na jakim etapie swojej drogi do szczęścia jestem dziś ? Czy dotąd szedłem dobrą drogą? A może coś muszę zmienić? Jeżeli tak, to nie czekaj! Twoje szczęście zależy przede wszystkim od Ciebie!

Bronisław