?>
  • 0

„Chwila zadumy nad grobem rodziców i bliskich”

Piątek 30 października 2020 roku, dwa dni przed Świętem Zmarłych, a ja już zapaliłem znicze na grobie rodziców i córki. Koronawirus nabiera niebywałej siły i rozmiarów zamykając nas w domach, ograniczając swobodę poruszania i codzienną wolność. Przy grobie rodziców byłem sam. W pobliżu pojedynczo krzątali się ludzie przy grobach swoich bliskich.”  

„Tu jest także moje miejsce”- potwierdziłem sam sobie w myślach. Być może kiedyś moje dzieci staną nad moim grobem i podobnie jak mnie ogarnie je chwila zadumy.

„Jak wspominam swoich rodziców?

 Co wyniosłem z domu rodzinnego, co dobrego, a co złego?

 Co „odziedziczyłem” po mamie, a co po tacie?

 Jak mnie wychowali?

 Co im zawdzięczam?

Zamknąłem oczy i myślą wyobraźni odruchowo zacząłem robić rachunek życia i sumienia.

Do dziś pamiętam kiedy jako 9 – 10 letni brzdąc, świecąc latarką pod kołdrą, ukradkiem czytałem książki dla dorosłych, cichaczem wzięte z etażerki w pokoju rodziców. To wówczas tato pohukiwał na mnie, z przymrużeniem oka, dlaczego jeszcze nie śpię, wiedząc, że czytam książki.  Z jednej strony zawsze surowo dbał o przestrzeganie dyscypliny, a z drugiej cieszył się że czytam i z moich postępów w nauce. A były to „ciężkostrawne” dla dziecka dzieła, które z pełnym zrozumieniem czytałem później, będąc dorosłym. „Żyd wieczny tułacz”-Eugena Sue. „Rajska jabłoń”-Poli Gojawiczyńskiej, Hrabia Monte Christo”- Aleksandra Dumasa i….strasznie gruby, przedwojenny ” Kodeks karny” z 1932 roku. To te, które najbardziej zapamiętałem do dziś. Tak, tak, czytałem je z wielkim zacięciem ciekawego życia dzieciaka. To owocowało w nauce, w pracy, w życiu i przynosi efekty do dziś. Wciąż czytam, uczę się, pracuję i czasem piszę.

Tato, był żołnierzem 1 Armii Wojska Polskiego podczas II Wojny Światowej. Ciężko ranny w nogę w czasie przeprawy Czerniakowskiej przez Wisłę, kiedy płynęli z pomocą powstańcom warszawskim we wrześniu 1944 roku. Po wojnie już jako  inwalida wojenny (z krótszą nogą o 11 cm), odznaczony za męstwo pod Warszawą, lecz niestety bez renty (dopiero ją wywalczyłem po jego śmierci), ciężko pracował fizycznie. Mało tego był najlepszym kosiarzem w okolicy i kosą dodatkowo dorabiał na życie. Jako dziecko, nosząc mu posiłki, widziałem jak ciężko pracował od świtu „ z ranną rosą”, do późnego wieczora. Jemu zawdzięczam swoją pracowitość i sumienne podejście do pracy. Umarł nagle, mając zaledwie 53 lata. Nie zdążyłem się z nim pożegnać, jak wszyscy członkowie rodziny. Próbował się ze mną skontaktować, nie zdążył. Chciał mi powiedzieć abym oddał jego dług koledze. Próbowałem oddać, spytałem ile wynosił. Te kilkadziesiąt złotych kolega przeznaczył na wiązankę pogrzebową.

Taki był tato! Uczciwy, sprawiedliwy, dobry człowiek. Mój wzór do naśladowania w całym moim, dotychczasowym życiu.

Mama, wciąż napominająca od najmłodszych lat, „to co robisz, rób zawsze akuratnie”. I tak zostało mi do dziś. Chociaż muszę przyznać, że moja dokładność, terminowość, punktualność, oprócz bezspornych korzyści, szczególnie w moim zawodzie, niekiedy przynosiła odwrotne skutki, na przykład w związku małżeńskim, niejednokrotnie w życiu codziennym, a także w pracy z podwładnymi.

Tak ich pamiętam i za to jestem im ogromnie wdzięczny!!!

               Sto metrów dalej, w dziecięcej kwaterze cmentarza, leży moja córka. Żyła zaledwie pięć miesięcy. Nie wiedzieliśmy z żoną, że urodzi się śmiertelnie chora, z nieuleczalnymi wadami, mikrocefalia, mikroftalmia, wodogłowie, skutki toksoplazmozy. Nie było wtedy badań prenatalnych, a lekarze nic nie stwierdzili. Kiedy dowiedziałem się o tym zaraz po urodzeniu, nie miałem odwagi powiedzieć żonie. Przez kilka tygodni mieliśmy ją w domu. Przyznaję, że do końca ukrywałem przed żoną moją przerażającą wiedzę i świadomość oczekiwania na niechybną śmierć córki. To były tragiczne chwile, nieustanny z cierpienia płacz dziecka i szloch żony, w jednopokojowym mieszkaniu. Nie mogłem na to patrzeć. Ze wstydem i skruchą muszę dziś się przyznać, że w duchu modliłem się o skrócenie cierpienia córki jedyną możliwą drogą, śmierć. Z trudem udało mi się umieścić  umierające na naszych oczach dziecko w specjalistycznej klinice. Tam skończyła cierpienia krótkiego życia.

Jak by tego było za mało, każde z moich troje następnych dzieci przeżyło trudne chwile z zagrożeniem zdrowia i życia. My, rodzice wraz nimi. Wyszliśmy z nich zwycięsko. W taki sposób, ciernistą droga, nauczyłem się kochać dzieci. To dzieci i ich szczęśliwe życie były i są najważniejszym celem i sensem mojego życia.

Myślę, że taki jest sens życia każdego człowieka dla istnienia ludzkości na naszym globie.

Zapaliłem na grobie córki znicze od siebie i od matki w Niemczech. Po cichej modlitwie i chwili zadumy, ogarnęły mnie smutne refleksje, widząc jak w całej Polsce protestują kobiety, i nie tylko, przeciw zakazowi terminacji – aborcji ciąży z nieuleczalnymi wadami. Ja naprawdę je rozumiem jako mężczyzna, który w części sam doświadczył tej tragedii. Nie życzę takiego doświadczenia żadnemu przedstawicielowi władzy wprowadzającemu ten zakaz.

Wybór najlepszej drogi do szczęśliwego życia należy pozostawić każdemu człowiekowi.

Państwo i jego organy powinny temu służyć, a nie zastępować wolną wolę człowieka.

Bronisław                                                                    koniec października 2020 r.