?>

Jak pielęgnować pozytywne emocje w związku?

Jednym z najprostszych sposobów jak pielęgnować miłość w związku, jak przywrócić radość, siły witalne, energię do radosnego życia, jest powrót choć na krótko, do szczęśliwych miejsc i wspomnień  z nimi związanych.

Właśnie nadarza się sprzyjająca okazja – Majówka. Prawie każdy Polak, ma kilka dni na odpoczynek w pracy i w związku z tym nadszedł dobry czas dla tych, którzy przeżywają jakieś kłopoty, kryzysy w życiu, w pracy, w miłości, w małżeństwie i inne.

Jakie to ważne by wolne chwile przeznaczyć na podreperowanie stanu zdrowia pod względem fizycznym i psychicznym, w tym szczególnie na naładowanie pozytywnych uczuć i emocji, we właściwym okresie życia, wiem doskonale po samym sobie.

Prawie zawsze odkładałem odpoczynek i regenerację sił na później, bo praca była dla mnie najważniejsza. Dopiero po wielu latach, kiedy spotkałem dawną platoniczną miłość i postanowiliśmy być razem, zacząłem zwiedzać Świat i Polskę.

Najpierw była podróż poślubna, którą rozpoczęliśmy od Tropical Islands – „ tropikalnej wyspy” koło Berlina, gdzie  w namiocie spędziliśmy kolejną noc poślubną. Przepiękne wrażenia, żywe obrazy natury, choć w środku nieco za gorąco jak na koniec kwietnia. 

Drugim etapem podróży było Zakopane. Tutaj radosne i przyjemne chwile połączyliśmy z naszą polską kulturą. Zwiedziliśmy Muzeum Tatrzańskie Cmentarz Zasłużonych,  na Pęksowym Brzyzku  z Makuszyńskim, Witkiewiczem, Orkanem, Przerwą-Tetmajerem. Oczywiście po trudach oczekiwania byliśmy na Kasprowym Wierchu i Gubałówce Na Krupówkach upatrzyliśmy kawiarnię z najlepszą kawą mrożoną w Zakopanem.  

Później jeździliśmy po kraju i poszukiwaliśmy miejsc, w których podawano nam zawsze (!?) najlepszą kawę mrożoną. Rzeczywiście według nas najlepszą znaleźliśmy w Przemyślu w Cukierni Fiore.

A pro po, podróż poślubną zakończyliśmy poszukiwaniem członków mojego rodu Kulczyckich, słynących ze światowych zbiorów dywanów zgromadzonych na Wawelu i  w Muzeum w Zakopanem. Włodzimierz Kulczycki, koneser dywanów, rektor Uniwersytetu Lwowskiego, wraz z żoną Ludwiką, krewną Marii Curie Skłodowskiej, oraz synem Jerzym zostali pochowani w piramidzie w Międzybrodziu koło Sanoka.

I dalej, wraz z nowym, małżeńskim życiem rozpoczęliśmy nasze, nieco spóźnione, poznawanie Świata. W pierwszej kolejności odwiedziliśmy najpiękniejsze stolice i miasta Europy.

 Z młodzieńczą ciekawością zakochanych podglądaliśmy prostytutki na czerwonych ulicach, przy czerwonych latarniach Amsterdamu, dziś już zakazanych dla turystów. Żonie bardziej otwierały się oczy kiedy w Coster Diamonds  w Amsterdamie oglądała na żywo kunszt szlifierzy diamentów.

Paryż przeżywaliśmy płynąc Sekwaną, spoglądając z Wieży Eiffla, podziwiając skarby Luwru. Kiedy zwiedzaliśmy katedrę Notre Dame, na pamiątkę kupiłem symboliczną monetę, nie przypuszczając nigdy, że tak wielki pomnik- zabytek światowy, ogarnie pożar z powodu zwarcia instalacji elektrycznej lub niedopałku papierosa, a więc tak czy inaczej z ludzkiego niedbalstwa. Żona jak to kobieta, musiała coś kupić z ciuchów na Polach Elizejskich. Na koniec na Montmarcie smakowaliśmy francuską zupę cebulową, która podała nam kelnerka-Polka.

Później był Rzym, no cóż, trudno było oderwać oczu od największych i najstarszych zabytków kultury antycznej. By nie zgubić się, trzymając się za ręce, podziwialiśmy potężne Koloseum, grobowce Panteonu z Rafaelem Santi, czy wysokość Kaplicy Sykstyńskiej. Żonie szczególnie utkwiły w pamięci filmowe Schody Hiszpańskie i Fontanna di Trevi, obok której jedliśmy niezbyt dobrą, chociaż markową włoską pizzę Margerita.

Ale za to w Neapolu, jedliśmy znakomitą pizzę, z zachwytu pobrudziłem nią koszulę. Zresztą jak głosi historia, to właśnie Neapol jest stolicą włoskiej pizzy. Neapol przywitał nas miłosną scenką całujących się namiętnie dwóch młodzieńców na środku  słynnego Placu Królewskiego.

Mówiąc szczerze sam Neapol nie zachwycił nas, choćby ze względu na widoczne w centrum śmieci.

 Natomiast byliśmy zauroczenie Capri. Ta piękna, górzysta wyspa, zadziwia turystów swoimi ogrodami, domkami wiszącymi na skałach, w tym domkiem Brigitte Bardott z filmu „Pogarda”. Mimo, że nadmorskiego piasku i plaży  tam nie uświadczysz, przepięknie lśnią w promieniach słońca turkusowe fale morza w „Lazurowej grocie Azzurra”.  Capri to raj dla oka, duszy i serca, w przeciwieństwie do horrendalnie wysokich cen markowych towarów w luksusowych sklepikach.

W Wenecji jak przystoi parze zakochanych, kołysaliśmy się w gondoli, płynąc kanałem Grande. We Florencji, Padwie i Pizzie podziwialiśmy dzieła kultury starorzymskiej, zaś w Pompejach skutki tragedii wybuchu Wezuwiusza.

Każde piękne chwile, głęboko przeżyte zawsze łączą i bardziej zbliżają ludzi. Szczególnie gdy znajdują się w okresie budowy i rozwoju związku miłosnego czy już małżeńskiego, zarówno wtedy, kiedy przeżywamy je za granicą czy w naszej Ojczyźnie.

Bowiem nasz kraj ma wiele miejsc, których zwiedzanie potęguje uczucia i emocje oraz  wzmacnia rodzące się lub odradzające się ponownie więzi.

Niezwykle sentymentalnie wspominam Kazimierz Dolny, spacery z żona nad Wisłą, wieczory w ogródkach na rynku przy starej studni oraz przejście przez Korzeniowy Wąwóz.

Do dziś pamiętam przeciskanie się pomiędzy skałami w Górach Stołowych z wypoczynkiem w Kudowie Zdroju i wypadami do kopalni złota w Złotym Stoku. Podobnie jak szum wodospadu Kamieńczyka w Sudetach koło Szklarskiej Poręby.

Na słoneczną Majówkę polecam bliską  mi Dolinę Charlotty między Słupskiem a Ustką, z licznymi atrakcjami i świetną kuchnią.

 Pamiętam przyjemny i „ smaczny” weekend w Arkadii i Nieborowie, wieczór z tańcami w Palmiarni w Zielonej Górze i polskie znakomite wino w pobliskiej Winnicy Julia.

Nasze życie toczy się w wielu pięknych, szczęśliwych miejscach, ale także takich, do których nie chcemy i nie powinniśmy wracać. Korzystajmy z tych najszczęśliwszych i najpiękniejszych. Będąc w nich, choćby w weekend lub jak teraz w Majówkę, czerpmy radość, zadowolenie, najlepiej w bliskości z ukochaną osobą, Później, kiedy czasem zabraknie energii życiowej, ogarnie nas smutek czy negatywne myślenie, warto wrócić do tych najszczęśliwszych miejsc i przeżyć.

Bronisław


Mój świąteczny prezent dla czytelników bloga „ Szczęśliwi, pechowcy, malkontenci”. Trzy najszczęśliwsze chwile w życiu!!!

Ponieważ mamy już nastrój przedświąteczny, życzę wszystkim czytelnikom, w tym szczególnie nieszczęśliwym i „pechowcom” samych szczęśliwych przeżyć, zdarzeń i chwil.

Wraz z życzeniami przekazuję w prezencie mój sposób na codzienny przypływ szczęściaoraz na pozytywne myślenie i nastawienie do życia, pod tytułem: ” Trzy najszczęśliwsze chwile w życiu”

Otóż będąc w ciężkiej życiowej potrzebie stworzyłem niezwykle prosty, piękny i skuteczny sposób na zmianę smutnych, złych i pesymistycznych myśli na pozytywne.

Do dziś go stosuję, już nie ze względu na potrzebę samopomocy, lecz dla doładowania poczucia szczęścia, w chwilach zmęczenia, codziennych kłopotów i trosk.

Jest to mój „złoty środek” do budowania dobrego nastroju i energii życiowej.

Tylko króciutko wspomnę jak to zadziałało.

Kiedy wychodziłem z kryzysu choroby nowotworowej, połączonego z nadużywaniem alkoholu, a właściwie piwa zakończonego alkoholem, przez pół roku ćwiczyłem trening autogenny Schulza. Nie wchodząc w szczegóły, jest to dość skomplikowany i trudny trening umysłu i ciała na zmianę sposobu myślenia, wymagający ogromnej wytrwałości i samozaparcia.

W ostatniej jego fazie wpadłem na pomysł aby go ułatwić, uprościć i dostosować do własnej kryzysowej potrzeby, ale z co najmniej tak samo dobrym skutkiem terapeutycznym.

Zamiast tworzyć samemu lub wyszukiwać słownych formuł autosugestii odpowiednich do przyczyn przeżywanego kryzysu, przypadkowo spostrzegłem, że o wiele lepiej, dla poprawy nastroju i zmiany sposoby myślenie i nastawienia, zadziałało przypomnienie i odtworzenie w myślach i wyobraźni najszczęśliwszych chwil w moim dotychczasowym życiu.

Na początku miałem problemy z wyszukaniem tych rzeczywiście najszczęśliwszych chwil, bo z góry błędnie założyłem, że w moim życiu takich chwil nie było. Po chyba tygodniu jednak odnalazłem ich stosunkowo dużo, wybrałem trzy najpiękniejsze i najszczęśliwsze, choć krótkotrwałe.

Już po dwóch tygodniach doszedłem do perfekcji tego ćwiczenia, ale z jakim „ bombowym” skutkiem. Jestem zdrowy do dziś zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym, i prawie tryskam szczęściem, co widać w moim blogu o tej tematyce.

Jak wspomniałem na wstępie stosuję tę metodę do dziś, ale tylko wtedy, gdy czuję taką potrzebę i wówczas stosuję ją znacznie krócej. Czasami, w trakcie dnia, kiedy spotyka mnie jakiś kłopot, przykrość czy smutek natychmiast przywracam w myślach i wyobraźni wybraną jedną, dwie, lub trzy chwile szczęścia.

Autorytatywnie potwierdzam, że jest to metoda bardzo skuteczna na zmęczenie, uspokojenie, na stres, na bezsenność, na depresję, a przede wszystkim na zmianę sposobu myślenia i nastawienia do życia, oczywiście pozytywnie. Jest znakomitym uzupełnieniem terapii każdego uzależnienia, począwszy od alkoholu, narkotyków i innych środków psychoaktywnych jak dopalacze, od palenia, a także innych uzależnień.

A teraz, przekazując mój prezent dla Was, chcę go „ wzbogacić ”  kilkoma praktycznymi wskazówkami dla wszystkich chętnych do sprawdzenia ile jest on wart.

Na początek najważniejsza i najmilsza część, to …. ponowne przeżywanie najszczęśliwszych chwil w całym dotychczasowym życiu, aby wybrać te trzy najpiękniejsze.

Ja na przykład znalazłem je w dzieciństwie, w dojrzałej młodości i w…niebotycznym przeżyciu równoczesnego spełnienia seksualnego. Ale o tej ostatniej sza…, to moja najsłodsza tajemnica.

Drugą ważną rzeczą jest dobór miejsca i czasu na ćwiczenie. Muszą one odpowiadać takim warunkom jak:

–  możliwość uprzedniego zrelaksowania organizmu, ciała i umysłu, oraz zamknięcia oczu na wystarczający czas, według własnej oceny uznany za skuteczny,

–  izolacja od wpływów i zakłóceń zewnętrznych. Później przyjdzie autoizolacja, czyli umiejętność wyłączenia się od wpływów zewnętrznych prawie w każdym miejscu,

–  najlepsza pozycja do ćwiczenia leżąca lub wygodnie siedząca / fotel /, Trzecim etapem jest niczym nieograniczona wizualizacja przeżytych kiedyś chwil szczęścia. +

I tutaj pole do własnego, odpowiedniego dopasowania, miłych wspomnień i obrazów do psychicznej potrzeby.

 Można cieszyć się i przeżywać kadr po kadrze jedną najszczęśliwszą chwilę, dwie, a nawet trzy. Pozwolić sobie na pełną dowolność podświadomego ich wyboru, delektować się szczegółami, zatrzymywać się w czasie, cofać, wracać, wydłużać momenty w czasie, i.t.d.

Przeżywaj ponownie te piękne momenty, aż poczujesz ulgę, spokój, zadowolenie, tak jak by to było dziś, teraz, przed chwilą. Może być tak, że poczujesz senność, a nawet zaśniesz.

Ja ćwicząc doraźnie do zaistniałej potrzeby, potrafiłem zasnąć na chwilę na krześle w poczekalni np. przychodni lekarskiej, a nawet u dentysty, czy jadąc autobusem.

Po jakimś czasie każdy sam dojdzie do perfekcyjnego określenia szczegółów skutecznego ćwiczenia. Co do miejsca, czasu, wyboru lub zmiany najszczęśliwszych chwil.

Co ważne, nie należy po jednym lub kilku ćwiczeniach od razu oczekiwać cudownych skutków. To ćwiczenie, jak każde psychoterapeutyczne, polega na zmianach w podświadomości poprzez wyrzucenie zakodowanych złych treści myśli, nawyków myślowych, a wprowadzenie nowych, pozytywnych. Stąd zgodnie z zasadą psychologów amerykańskich zajmujących się psychologią pozytywną, musi być utrwalane poprzez powtarzanie co najmniej przez 21-30 razy – dni / inni twierdzą, że nawet dłużej/. Ja odczułem lepsze skutki od metody Schulza już po dwóch tygodniach, ale ja już byłem w trakcie terapii metodą Schultza Życzę, aby trzy najszczęśliwsze chwile każdego z Was, przekształciły się całe szczęśliwe życie.

Bronisław