Czy modlący się w bezgrzesznej ciszy katolicy mają dalej tolerować Andrzejki, starogermański kult boga Freyra i pozwalać hulać tuż przed chrześcijańskim postem. Zabawiać się zabobonnymi wróżbami, wylewając wosk, tak cenny na gromnice świąteczne Matki Bożej Gromnicznej.
Albo ustawiać buty od ściany do progu, bo dziewczyny opętał szatan i diabelska chuć ciągnie je do zamęścia.
Po trzykroć
nie!
Jak to się stało, że ze zgniłego Zachodu, przesiąkniętego ideologią LGBT i gender, przeniknął do naszego kraju Dzień Zakochanych -znany jako Walentynki i prawie wyparł kościelną tradycję Dnia Świętego Walentego. I teraz zamiast pisać listy miłosne do Chrystusa, jak to czynił męczeński biskup Walenty, coraz więcej Polaków wysyła listy miłosne i daje prezenty zwykłym ludziom, i to obarczonym grzechem pierworodnym Ewy.
Trzeba zakazać tych grzesznych praktyk. Jak to możliwe, że do dziś świętujemy corocznie Dożynki – Święto Plonów, kiedy to Słowianie dziękowali swoim bogom, w tym Świętowitowi – bogowi wojny i urodzaju, za plony i proszono o lepsze w kolejnym roku. Co prawda w tym pogańskim zwyczaju uczestniczą świeckie władze i uświęca go kapłan katolicki, ale jednak daleko mu do wartości chrześcijańskich.
Prezydent Polski Andrzej Duda „czci” pogański zwyczaj „Święta Plonów”
Zatem, postuluję:
zaprzestańmy bezcześcić chlebem dożynkowym, wywodzącym się z pogańskiego
zwyczaju, hostię-chleb Pański – ciało Chrystusa.
Ale to nie
koniec pogańskich obyczajów godzących w czystość wartości chrześcijańskich.
Edukujemy nimi nasze dzieci i młodzież. Topimy Marzannę, malujemy jajka na Wielkanoc, uprawiamy śmigus-dyngus w lany poniedziałek, w Noc Kupały obchodzimy święto ognia i wody, by nie wspomnieć o zapożyczonym od innowierców zgorszeniu jakim jest Halloween.
Wnoszę, a
jako chrześcijanin-patriota, wręcz żądam, by władza pod egidą rządzącej partii
wraz z jej przywódcą, z boskim i biskupim namaszczeniem, dokonała komisyjnie
weryfikacji pogańskich i innowierczych obyczajów i tradycji uprawianych przez
Polaków.
Dobrze by
było aby nazwa komisji stałą się patriotyczno-narodowym orężem w walce, coś na
wzór Wypraw Krzyżowych, na przykład:
Narodowa
Komisja Obrony Wartości Chrześcijańskich
Nieśmiało
proponuję aby na jej czele stanął niezłomny w walce z obcą ideologią godzącą w
wartości chrześcijańskie arcybiskup Marek Jędraszewski, zaś członkami
wykonawczymi komisji zostali Prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki,
Prokurator Generalny -Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro,
Minister Kultury i Dziedzictwa
Narodowego Marian Gliński i Minister
Edukacji Narodowej Dariusz Piontkowski. Patronat Ideologiczny powinien
objąć Prezes rządzącej partii Jarosław Kaczyński.
Jeżeli
wysoka Komisja i jej członkowie przeprowadzą jak najszybciej weryfikację tych
grzesznych, pogańskich i innowierczych pozostałości, nie wykluczając pory
nocnej, to nasz większościowy parlament, nie „naruszając” Konstytucji, winien
niezwłocznie uchwalić stosowną ustawę.
Wówczas, zamiast nie kończącej się czczej dyskusji, za jednym
„zamachem” staniemy się Państwem i narodem chrześcijańskim przestrzegającym
jedynie słuszne wartości chrześcijańskie.
Wzywam
wszystkich prawdziwych patriotów, chrześcijan do poparcia mojej petycji.
Od dziecka
wiemy, że Raj jest tym najszczęśliwszym miejscem, ale niestety jest on w Niebie
i „zastrzeżony” wyłącznie dla dobrych i wiernych ludzi, w dodatku mogą w nim
zagościć dopiero po śmierci !
Ale my
istoty ludzkie chcemy doznać prawdziwego szczęścia jeszcze za życia, tu i teraz
w konkretnym miejscu na Ziemi. Chcemy tego szczęścia doświadczać jak najdłużej,
najlepiej przez całe ludzkie życie, a nie tylko okazyjnie na wczasach, na
przykład na Bali, Hawajach, czy na wycieczce podziwiając piękno naszej
Ziemi .
My chcemy
aby było to miejsce, gdzie po urodzeniu nasze dziecko rozwija się i kształtuje
swoje szczęście. Gdzie młody człowiek
będzie zdobywał dobre wychowanie. Gdzie będzie otrzymywał, a później dawał
miłość, gdzie będzie czerpał wzorce szczęśliwego małżeństwa i rodziny. Gdzie
każdy członek rodziny będzie otoczony opieką i miał pełne poczucie
bezpieczeństwa.
Zapewne każdy z nas wie, z własnego doświadczenia, gdzie jest lub gdzie powinno być to miejsce. To mój, Twój, każdego z nas dom rodzinny.
To w nim będziemy pielęgnować miłość naszego
związku małżeńskiego lub innego stałego, budować szczęście naszego dziecka
/dzieci/ i wszystkich członków rodziny. To ma być bezpieczna przystań, w której
każdy członek rodziny znajdzie schronienie, odpoczynek, spokój i wsparcie. W
nim mamy znaleźć to wspaniałe ciepło domowego ogniska.
Już w starożytnej
Grecji płomienie domowego ogniska strzegła i pilnowała Hestia-bogini ogniska
domowego. Podobnie jak w Rzymie bogini Westa wraz z ze swoimi sześcioma
kapłankami westalkami.
W
dzisiejszych czasach nasz dom rodzinny, winien być centrum życia jego członków,
szczególnie w okresie rozwoju i wychowywania dzieci, aż do ich pełnoletności.
Tak być
powinno na drodze do szczęścia każdego członka rodziny i za to odpowiedzialni są rodzice, w ramach prawnej
władzy rodzicielskiej.
Ale czy
tak jest rzeczywiście? Czy my sami zdajemy sobie w pełni sprawę jak wielką rolę
w życiu człowieka odgrywa nasz dom rodzinny? Czy każdy z nas miał rodzinny dom?
Czy doznał naprawdę szczęścia w domu, który miał? Jeżeli nie, to dlaczego? Zachęcam wszystkich aby na te i podobne
pytania każdy z nas odpowiedział sobie sam i to szczerze, dla dobra naszego,
naszych dzieci i rodzin!
Spróbujemy wspólnie podjąć próbę odpowiedzi na pytanie:
Jak „ budować dom rodzinny” aby mogły spełniać się w nim najważniejsze wartości życiowe tworzące szczęście jak: miłość, małżeństwo, dziecko/dzieci/, jego/ich/dobre wychowanie, rodzina, praca i samorealizacja.
W tym
miejscu jestem winny moim internautom wyjaśnienie co rozumiem ja pod pojęciem
dom rodzinny, bowiem wcale nie musi ono być tak samo rozumiane przez
wszystkich. Zresztą to pojęcie stało się w Polsce bardzo populistyczne
politycznie i dyskusyjne nawet w kręgu polskich władz. Na przykład lider partii rządzącej Jarosław Kaczyński,
głosząc wizję szczęśliwej rodziny, do kręgu rodzinnego nie zalicza innych
stałych związków, np. konkubinatów, poza formalnym małżeństwem.
Nasz dom rodzinny
to stałe miejsce zamieszkania, osoby tworzące rodzinę
w nim bytujące i
treść ich życia
koncentrująca się w tym miejscu.
Najpierw
niech wymarzony dom, źródło szczęścia,
stanie się naszym rzeczywistym, stałym centrum życiowym. Czy to będzie
mieszkanie własne, czasowo najęte, czy budowa domu, doświadczenie życiowe
wskazuje, że winien on spełniać jak najlepiej wszystkie funkcje do życia, co
najmniej na tyle lat, ile niezbędne jest do wychowania i usamodzielnienia się
dzieci. A więc dom rodzinny dla tylu osób, ile będzie liczyła przyszła rodzina
i położony w miejscu najdogodniejszym do korzystania z niezbędnych usług
bytowych, konsumpcyjnychi rozwojowych, w tym żłobka,
przedszkola, szkoły, ośrodka zdrowia, i.t.p.
Niestety,
zdarza się i tak, że tworząc swoje szczęście małżeńskie, czy rodzinne o tym
zapominamy, albo traktujemy miejsce wspólnego zamieszkania jako element
drugorzędny, a nawet przejściowy. I to jest błąd, szczególnie gdy jesteśmy na
etapie umacniania związku lub tworzenia rodziny. Każda zmiana miejsca
zamieszkania siłą rzeczy, może być niepotrzebnym przestojem na drodze do
szczęścia.
Jako
doświadczony prawnik mogę przytoczyć wiele przypadków, w których brak takiego
miejsca, domu – mieszkania, a więc centrum życiowego w początkowym okresie
tworzenia małżeństwa i rodziny, był praźródłem rodzących się kryzysów
małżeńskich, a także rozpadu związku.
Pamiętam taki przypadek, w którym oboje partnerzy ciężko pracowali w Anglii, przez wiele lat. Tam też urodziło się im dziecko. Zarobione pieniądze zainwestowali w budowę domu w kraju. Sęk w tym, że wybrali miejsce na dom rodzinny w miejscowości sporo oddalonej od przedszkola, szkoły, ośrodka zdrowia i bez możliwości zatrudnienia w najbliższej okolicy. Oprzytomnienie nadeszło dopiero po wprowadzce. Obserwuję zachwyty i zazdrość internautów rodzinie Anny i Roberta Lewandowskich / niedługo już z dwójką dzieci/ z powodu pięknej willi wybudowanej nad Jeziorem Jełmuń na Mazurach. I aż ciśnie się na usta publiczne do nich pytanie / oczywiście nie oczekuję odpowiedzi/. Czy naprawdę oni sami traktują ten piękny obiekt budowlany, oddalony nieco od infrastruktury społecznej, jako dom rodzinny, stanowiący ich centrum życia, w którym zamierzają budować swoje szczęście i całej rodziny?
Dom
rodzinny, jak sama nazwa mówi, to oprócz to oprócz siedziby, rodzina, najlepiej
pełna, połączona więzią wzajemnej miłości i szacunku.
Treścią życia rodziny jest wspólne dążenie do osiągnięcia szczęścia (dobrostanu) każdego z jej członków, poczynając od zapewnienia dobrobytu, poprzez dobre wychowanie i wykształcenie dzieci do przyszłego szczęśliwego życia, a kończąc na samorealizacji rodziców – partnerów związku. I taka jest misja i cel rodziny, który winny być realizowany przez wszystkich członków rodziny, także dzieci, ale pod przewodnictwem partnerów związku miłosnego /małżeństwa, konkubinatu/, a jego centrum kierowania winno znajdować się właśnie w domu rodzinnym.
Popatrzmy jakie to proste i oczywiste dla nas wszystkich stwierdzenie. A jednak w natłoku codziennych zwykłych spraw, kłopotów i problemów, często zapominamy:
Najpierw poznajmy trzy prawdziwe obrazy kryzysów rozczarowania w anonimowych związkach.Przypadek pierwszy. Gosia lat 19 poznała przystojnego Darka, muzyka-amatoralat 23,na imieninach koleżanki ze szkoły handlowej. Na kolejnym spotkaniu doszło między nimi do zbliżenia. To był jej pierwszy raz. Później spotykali się wielokrotnie. Ona czuła się zakochana, choć Darek lubił poszaleć, także z innymi dziewczynami. Kiedy stwierdziła, ze jest z nim w ciąży, jej rodzicie wraz z rodzicami Darka, w duchu zasad wiary katolickiej, doprowadzili do zawarcia małżeństwa przed urodzeniem dziecka. Kiedy Małgorzata wraz z matką przyszły do mojej kancelarii w sprawie rozwodu, sześcioletnie małżeństwo z Darkiem znajdowało się w faktycznej separacji. Małgorzata mieszkała z 5 letnią córką u matki, a „ Pan Darek” ( tak się kazał nazywać) był w Anglii, gdzie „podobno” pracował i mieszkał z inną kobietą.
Na pytanie,
czy widzi jakąkolwiek szansę na próbę pojednania i naprawienia związku, na
przykład przy pomocy psychoterapeuty rodzinnego,
Małgorzata z zupełnym brakiem wiary stwierdziła, że ” tak naprawdę to ja go
nigdy nie kochałam, ani on mnie. Gdybym
była taka mądra jak dziś, to do
małżeństwa z Darkiem nigdy by nie doszło”.
Sąd orzekł
rozwód bez orzekania o winie, przyjmując za powód faktyczny niezgodność
charakterów, tak jak chciały obie strony. Ale ze względu na małoletnie dziecko
dopiero na trzecim posiedzeniu. Darkowi rozwód, przeprowadzony z inicjatywy
żony, tak naprawdę był na rękę.
A jaką
rzeczywistą i konkretną przyczynę/przyczyny/ rozpadu tego małżeństwa widzisz
Ty?
Moja
ocenę poznasz na końcu wpisu.
Przypadek
drugi. Robert lat
33, inżynier budownictwa, dojrzały stosunek do życia, chcący założyć rodzinę,
poznaje w pociągu urodziwą Ewę lat 29 po ogólniaku. Okazuje się, że
mieszkają w tym samym mieście, ona na stancji, on ma własne mieszkanie. Szybko
nawiązują bliższą znajomość. Oczarowany urodą Ewy, Robert po cichu snuje z nią
swoje plany życiowe. Przymyka oczy na jej życie towarzyskie, nie stronienie od
alkoholu i papierosów. Stara się za wszelką cenę jej pomóc w kłopotach, w tym ze znalezieniem
odpowiedniej pracy. Któregoś
dnia, podpita Ewa wyznaje mu, o dziwo ze złością, że jest z nim ciąży. Robert z
wiarą we wspólną przyszłość przejmuje inicjatywę. Proponuje wspólne
zamieszkanie w jego domu. Doprowadza do ślubu przed urodzeniem dziecka.
„ Ja ją
kocham dojrzałą miłością, ona się zmieni po urodzeniu dziecka!”- jest
przekonany siłą woli i chęcią
pozytywnego działania. Rok
po urodzeniu córki, Ewa przychodzi późno z pracy. Jest pijana i ni stąd ni zowąd oświadcza Robertowi, że go nie kocha i
nie będzie z nim spać. Może iść sobie na k…..gdzie chce i kiedy chce.
To był
ogromny szok, wielkie rozczarowanie swoją miłością, która okazała się ślepa.
Jednak Robert nie rezygnuje ze wspólnego życia dla dobra dziecka i bądź co bądź dla dobra rodziny. Niestety Ewa rzeczywiście realizuje rzucone po pijaku słowa. Do współżycia, jeżeli dochodzi, to prawie zawsze tylko wtedy kiedy Ewa jest pod wpływem alkoholu i to „byle jak na odczepnego”. Na świat przychodzi drugie dziecko, a sytuacja się nie zmienia. Robert kocha dzieci i dba o nie jeszcze bardziej, a sytuacja ze współżyciem z Ewą nadal taka sama. Staje przed dylematem: zdradzać ją i tym samym rodzinę, dzieci, czy też wreszcie się rozwieść? Takie niby normalne małżeństwo, żyli wspólnie i razem mieszkali dotąd, aż córki stały się dorosłe.
Żona
pierwsza wnosi o separację do Sądu, ale ona po tylu latach nie chce rozwodu.
Ona chce żyć wolna pod nazwiskiem męża. To Robert wnosi nareszcie o rozwód.
Zapada wyrok, rozwód bez orzekania o winie, tak jak w końcu zgodziły się
strony. Zatem Sąd nie badał ich winy i przyczyn rozwodu.
Jaka
według Ciebie była przyczyna /przyczyny/ rozpadu związku i rozwodu? Chcesz się
podzielić swoim zdaniem napisz.
Moje
stanowisko poznasz na końcu.
Przypadek
trzeci. Tadek lat 49
mgr ekonomii i zarządzania, ceniony menadżer w dużej spółce. Marysia lat 46,
archiwistka w Archiwum Państwowym, w
związku małżeńskim od 25 lat. Jak zeznali oboje przed Sądem byli „zabójczo”
zakochani i małżeństwo zawarli w
chwilach wielkiej, romantycznej miłości.
Teraz
stanęli przed Sadem w sprawie o rozwód, albowiem, jak twierdzili, więcej ich
dzieli niż łączy, nazywając to różnicą charakterów. Cóż takiego spowodowało
rozpad ich wielkiej, obustronnej miłości, kiedy mieli ,on 24, a ona 21 lat. Nie
mają dzieci, wcześniej nie chciał Tadeusz, uważając, że najpierw kariera
zawodowa, a dopiero potem dzieci. Później, ona już nie mogła, ze względu na
stan zdrowia, a na adopcję nie zgadzał się on. Robert to światowiec z werwą i
charakterem, żądny przygód, zwiedzania świata, dusza towarzystwa. Marysia,
spokojna, pracowita, skryta, domatorka. Jak się z czasem okazało, również we
współżyciu zbyt nieśmiała, wręcz odmawiała jakichkolwiek urozmaiceń w seksie.
Za to on wciąż niezaspokojony, a w konsekwencji coraz bardziej niezadowolony z
seksu i ze wspólnego życiu.
Zdumiony takim katalogiem różnic, który opisał mi Tadeusz, gdyż to on był moim klientem, spytałem: Skąd tyle i to takich rozbieżności, skoro tak piękny był miłosny początek ich związku? „ Moje rozczarowanie rozpoczęło się od niedopasowania seksualnego, najpierw od częstotliwości, a później od jakości”- brutalnie wyznał Tadeusz. „I z czasem, jak gdyby przechodziło to na inne dziedziny życia. Zacząłem widzieć różnice zarówno pod względem hierarchii naszych wartości, celów no i niestety charakterów. Żyjemy pod jednym dachem lecz osobno.
Dalej już
nie mogę tak żyć. Próbowaliśmy to zmienić, lecz prawie zawsze kończyło się to
nieporozumieniami, kłótniami i coraz większa niechęcią. Każdy z nas może jeszcze ułożyć sobie życie”. Przyznaję, że pominąłem tym razem pytanie,
czy ma już realny plan dalszego życia i jego współautorkę.
Na rozprawie
Marysia potwierdziła tę „ niezgodność charakterów”, wyraziła zgodę na rozwód
bez orzekania o winie i taki wyrok wydał sąd.
Według
Ciebie skąd się wziął kryzys
rozczarowania Tadeusza i Marysi ? Czy można było go zażegnać w ich długoletnim
związku?
Moje zdanie tuż niżej.
Masz już
wyrobione zdanie na temat przyczyn kryzysu rozczarowania w związku w każdym z
trzech przypadków?
To zobacz jakie jest moje zdanie. Jeżeli jest nieco inne, to
pamiętaj, że ja mam większą i bezpośrednio uzyskaną wiedzę o każdym przypadku,
łącznie z oceną sądu w uzasadnieniu wyroku rozwodowego.
1 – W pierwszym przypadku pierwotną i
to główną przyczyną kryzysu rozczarowania w małżeństwie, a następnie jego
rozpadu i rozwodu była: Niedojrzałość uczuciowo-emocjonalna i niedostateczna
wiedza oboje młodych partnerów o miłości i małżeństwie w chwili zawierania
związku małżeńskiego oraz spóźnione/po ślubie/ uświadomienie o braku
„prawdziwej” miłości między nimi.
Tego kryzysu
rozczarowania i jego negatywnych skutków w postaci rozpadu związku i rozwodu
niestety nie można było zażegnać. W szczególności nie można byłoby zbudować
od początku wzajemnej miłości, której nie było, na bazie tak negatywnych
zdarzeń niszczących twórczą młodość. Gdyby nawet małżonkowie podjęli próbę
wspólnego życia, z potencjalną wolą
stworzenia związku miłosnego, to i tak wcześniej czy później ten związek by się
rozpadł. Nie gwarantuje tego poziom intelektualny partnerów oraz szkodziłyby
temu powstałe nawyki ze złych przeżyć i doświadczeń pomiędzy nimi.
2 – W drugim przypadku przyczyn kryzysu
rozczarowania w związku należy upatrywać przede wszystkim w: – braku
wzajemnej miłości ze strony partnerki; – nieudanym pożyciu seksualnym
partnerów, będącym wynikiem niedopasowania pod względem seksualnym, a następnie
decyzja o wejściu w związek małżeński wymuszona ciążą;
Kryzys
małżeński rozczarowania, w tym przypadku powstał stosunkowo wcześnie, kiedy
żona zdegustowana pożyciem małżeńskim,
do którego została przymuszona ciążą, jednoznacznie „wypowiedziała” mężowi
obowiązek współżycia seksualnego i potwierdzała to w dalszym życiu. To
małżeństwo już wówczas straciło sens kontynuacji. Mimo tego mąż podjął odważną
walkę o jego uratowanie dla dobra dzieci, co niestety i tak zakończyło się
klęską, czyli rozpadem i rozwodem.
3 – W trzecim przypadku przyczyny kryzysu
rozczarowania były dwie:- niedopasowanie seksualne orazkonflikt
wartości i celów między małżonkami, spowodowany nieprawidłowym procesem doboru
partnerów, zagłuszonym „zabójczo”
emocjonalnym zauroczeniem, ale jeszcze nie prawdziwą miłością.
Wbrew
pozorom ten kryzys rozczarowania, miał największą szansę na rozwiązanie i
kontynuację „zdrowego” i dobrego związku wraz z upływem czasu. A to dlatego, iż
powstał w wyniku „chemii” zakochania z poczuciem bliskości w jego pierwszej
fazie. Zabrakło w nim wzajemnej pracy każdego nad sobą i wspólnej nad więziami
związku i jego przyszłością. W tym poczynając od seksualności, poprzez
ustalenie planu życia według wspólnie uznanej hierarchii wartości i
zaspakajanych potrzeb, kończąc na wytrwałości w dążeniu do wyznaczonego planem
celu do osiągnięcia szczęścia każdego partnera i w związku. Sądzę, że stało się
to głównie za sprawą Tadeusza, jego temperamentu i niecierpliwości w dążeniu do
wyznaczonych przez siebie celów.
No właśnie, od kogo lub od czego? Jaką drogą najlepiej iść do swojego szczęścia?
„Daj Boże”, „Szczęść Boże”, „Jak Bóg da”, „Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje”, czy „Jakiegoś mnie Panie stworzył takiego mnie masz”, takimi, dość powszechnymi powiedzeniami na co dzień, niejako potwierdzamy wiarę w szczęście dane od Boga. Nasz niezwykle ceniony ksiądz, poeta Jan Twardowski przyznał wprost , że „ Przy kim Pan Bóg, przy tym i szczęście”. W ten właśnie sposób, zgodnie z nauką Kościoła, utwierdzamy siebie i wzajemnie między ludźmi, najczęściej wiernymi, że szczęście zależy od woli Boga. Słowem……
„Módlmy się o szczęście ”
Czy tak jest naprawdę? Nie
wiem, i przyznaję, że nie mogę znaleźć adekwatnego przykładu na dowód realnego
doznania szczęścia od Boga. A czasami wręcz odwrotnie, mam wrażenie, że
głoszenie przez księży wiary o szczęściu od Boga , przede wszystkim kojarzy się
z cierpieniem. Ale nie mam prawa, ani zapewne żaden człowiek jako ziemska
istota, ani podstaw naukowych
kwestionować takiej wiary tym ludziom, którzy twierdzą, że doznali
szczęścia od Boga, w to wierzą i takiego szczęścia oczekują. Co prawda są i
tacy sceptycy, którzy twierdzą, że jest to „czekanie na cud” i lepiej działać,
a nie czekać na swoje szczęście z nieba. Możemy jednak z całą pewnością
stwierdzić, że kto rzeczywiście postępuje zgodnie z przykazaniami boskimi ,
może być szczęśliwy. Ale …….to szczęście buduje wówczas on sam, swoim sposobem
postępowania.
Pozostawmy zatem ten wybór swojej drogi do szczęścia, zdając się na wolę Boga, każdemu według uznania i wiary.
Co ma być to będzie!?
„Wszystko się dzieje
zgodnie z przeznaczeniem”- tak głosił
500 lat p.n.e Heraklit z Efezu, grecki filozof znany z teorii „panta rhei-
wszystko płynie, jest w ciągłym ruchu”. Na przełomie XVIII i XIX wieku znany
niemiecki filozof Artur Schopenhauer nazwał to tak ” Przeznaczenie rozdaje
karty, a my tylko gramy”.
A więc, praktycznie rzecz
biorąc, gdyby uznać, że szczęście człowieka zależy od jakiejś bliżej
nieokreślonej siły wyższej zwanej przeznaczeniem, to każdy tak myślący powinien
zaprzestać realizować po swojemu jakiekolwiek marzenia i poczynania zmierzające
do osiągnięcia szczęścia, bo i tak jego działania nie zmienią tego nieznanego
mu swojego losu.
Taki sposób rozumowania niejako z góry skazywałby nas na pesymistyczne myślenie i nastawienie do życia, bo…..
Mimo tego, wielu z nas do
dziś uważa, że o życiu i szczęściu człowieka decyduje właśnie ono –
przeznaczenie, fatum, los, a nawet „ślepy los”.
„Szczęście nie jest darem
Bogów, człowiek sam musi się o nie postarać ”, to są słowa wygłoszone 2300 lat temu przez Epikura,
greckiego filozofa. W dzisiejszych już czasach nasz polski uczony, filozof,
badacz problematyki szczęścia, prof. Władysław Tatarkiewicz, potwierdził tę
jakże starą tezę w swoim traktacie „O szczęściu”, że: „Człowiekiem szczęśliwym
jest ten, który sam zdobył swoje szczęście”.
No to spójrzmy
jak to wygląda w życiu z punktu widzenia osiągania najważniejszych wartości
składających się na szczęście człowieka.
Zacznijmy od miłości, bez której, jak zapewne wszyscy zgodzą się ze mną,
nie ma mowy o szczęściu w całym życiu, chyba każdego człowieka. Szczęście w
miłości, a konkretniej w związku miłosnym, zależy nie tylko od jednego
partnera. I choćby nie wiem jak jeden partner kochał i wyrażał swoją miłość, to
szczęście takiego związku będzie zależało od rzeczywistej miłości drugiego
partnera. Zatem prawdziwe szczęście w miłości to kochać i być kochanym, czego
tak bardzo pragnęła George Sand, nie doznając wzajemnej miłości od Chopina. Nie
zmienia to faktu, że moje szczęście zależy w pierwszej kolejności ode mnie.
Przede wszystkim to od nas zależy dobór i dopasowanie partnera, a następnie od
miłości tak wybranego partnera. A zatem szczęście w miłości zależeć będzie od
dwóch osób. Ale pierwsze i najważniejsze to jest to, że muszę kogoś naprawdę
kochać Ja!
Idźmy dalej najważniejszymi
wartościami! Szczęście w małżeństwie lub w stałym związku partnerskim
zależy od kogo?
Jeżeli założymy, że podstawą
małżeństwa /związku nieformalnego/ powinna być miłość, to w nim również szczęście
będzie zależeć od dwójki partnerów, ale zawsze twoje w nim szczęście będzie
zależało w pierwszej kolejności od Ciebie samego. I tak też należy kierować się
w życiu małżeńskim. Co ja wniosłem i daję dla naszego szczęścia, a w drugiej
kolejności partner, a nie vice versa. Ta druga postawa oczekiwania miłości jest
oczywiście egoistyczna i niestety z reguły kończy się źle dla związku.
Analogicznie powinien myśleć wybrany partner do życia.
Szczęście posiadania
dziecka. Przy dzisiejszym stanie
wiedzy naukowej, medycznej, wręcz trudno jest bezkrytycznie przyjąć, że
posiadanie dziecka zależy od woli Boga lub jakiegoś przeznaczenia. Co nie
oznacza, że są i tacy pośród nas. I nikt nie ma prawa ingerować w ich wolną
wolę i prawa. Wszakże pod jednym warunkiem, że ich wola i prawa nie
wpływają na prawa i wolności innych
ludzi. Niestety, ostatnio w naszym kraju, w kwestię tego zakresu szczęścia
jakim jest posiadanie dziecka, podejmowane są próby ograniczania praw, jak na
przykład ograniczanie środków na in vitro, tym którzy dla swojego szczęścia
posiadania dziecka nie mogą osiągnąć tego szczęścia naturalną drogą. Do takich
ograniczeń prawa do szczęścia posiadania dziecka zaliczyć niestety należy,
uniemożliwianie właściwej i w odpowiednim wieku edukacji seksualnej, o czym
mówię niżej.
Szczęście dobrego
wychowania i odpowiedniego wykształcenia. Niech każdy z nas odpowie sobie na pytanie: Komu zawdzięczam dobre
wychowanie i odpowiednie wykształcenie? Lub też, jeżeli tak uzna: Kto ponosi
winę za moje braki wychowawcze i brak
odpowiedniego wykształcenia? Przecież to na rodzicach ciąży ustawowy
obowiązek wychowawczy dziecka do 18-tego
roku życia, w ramach tak zwanej władzy rodzicielskiej. A więc to w pierwszej
kolejności od nich zależy czy będę szczęśliwy w przyszłości ze swojego dobrego
wychowania i odpowiedniego wykształcenia. Czy mogą oni ten obowiązek – ciężar i
przyjemność, zrzucić na wolę Boga albo na ślepy los. Po trzykroć nie!
Doświadczyłem tego wielokrotnie podczas swojej pracy prawniczej. Oczywiście
życie często pokazuje, że nie zawsze rodzice dobrze wykonują to swoje zadanie,
zresztą z różnych, często nie zawinionych
przyczyn . Wtedy to szczęście może zależeć od nas samych, jeżeli
potrafimy przejąć na siebie proces wychowania i wykształcenia, jeszcze jako
dziecko lub naprawić w późniejszym wieku.
Szczęście w pracy i z
pracy zawodowej. Znakomitym przykładem od kogo i czego zależy
szczęście z pracy jest Franky Zapata, wynalazca flyboarda, który doświadczył
takiego szczęścia dzięki swojej pracy i wytrwałości, dokonując przelotu
skonstruowanym przez siebie pojazdem nad Kanałem La Manche, o którym pisałem w
blogu. Ten element szczęścia, jakim jest
satysfakcja z pracy zawodowej całego życia nie może być wynikiem jakiegoś
przeznaczenia, ślepego losu. A czy może być darem Boga? Myślę, że wiara może
być znakomitym wsparciem, ale zapewne nie zastąpi mojej dobrej pracy, która w
istocie realnie zależy ode mnie.
No i na koniec ostatnia z najważniejszych wartości życiowych do pełni szczęścia człowieka. Samorealizacja czyli spełnienie najskrytszych marzeń. Jak literalnie wskazuje nazwa tej ostatniej wartości do szczęścia, jej osiągnięcie powinien sam zrealizować ten człowiek, który dąży do swojego szczęścia. I tak jest w istocie. To ma być samospełnienie upragnionych, czasem najskrytszych marzeń, do których nieraz dąży się przez większość żywota. Trudno zatem oczekiwać aby te marzenia i pragnienia spadły z nieba. Gdyby bowiem tak się stało, to ten który marzył aby je osiągnąć samemu, nie miałby żadnej satysfakcji i nie nazywałaby się ta wartość samorealizacją. Tak więc i ta wartość podobnie jak poprzednie sześć, które składają się na pełnię szczęścia zależy od człowieka.
No a teraz, po wspólnej
analizie, spójrzmy, jak to jest z każdym z nas?
Od kogo lub od czego zależy
moje szczęście? Na jakim etapie swojej drogi do szczęścia jestem dziś ? Czy
dotąd szedłem dobrą drogą? A może coś muszę zmienić? Jeżeli tak, to nie czekaj!
Twoje szczęście zależy przede wszystkim od Ciebie!