„ O naszej wartości nie decyduje to co mamy, tylko to kim jesteśmy. Ludzie stojący w obliczu śmierci zdają sobie z tego sprawę. Majątek, który zgromadzili, w ostateczności nie ma żadnego znaczenia. To co myślą o nich inni ludzie, i to, co zgromadzili, zupełnie przestaje się dla nich liczyć. Ostatecznie ważne jest tylko to, ile szczęścia dali swoim bliskim i ile czasu poświęcili temu, co kochali.”
Te niezwykle ważne stwierdzenie, niczym „memento mori” skierowane do wszystkich ludzi na świecie, zawarła w swojej książce „Czego najbardziej żałują umierający”, Bronnie Ware, australijska pisarka, blogerka, opiekująca się umierającymi. Ze swoich szczerych rozmów z nimi, wywiodła pięć głównych żalów z ich rachunku życia i sumienia, jakie szczerze ujawniali u schyłku życia.
ŻAL pierwszy:
Szkoda, że nie miałam/em odwagi żyć tak, jak chciałam/em, a nie tak jak oczekiwali inni.
ŻAL drugi:
Szkoda, że tak długo pracowałam/em.
ŻAL trzeci:
Szkoda, że nie miałem odwagi okazywać uczuć.
ŻAL czwarty:
Żałuję, że straciłam/em kontakt z przyjaciółmi.
ŻAL piąty:
Szkoda, ze nie pozwoliłam/em sobie być szczęśliwą/ym.
Mnie, jako
autora bloga” Szczęśliwi, pechowcy, malkontenci” najbardziej
zainteresował ten piąty ŻAL, wyjawiany ze szczerego serca przez ludzi w
ostatnim okresie życia.
Mając na
względzie te życiowe prawdy, wzywam wszystkich pechowców, malkontentów, w
każdym wieku, do zakodowania w pamięci, tych „gorzkich” żalów, wysyłanych z
głębi serca i duszy, umierających ludzi. Zacznijmy naprawdę myśleć, mówić,
planować i dążyć do własnego wymarzonego szczęścia i to już począwszy od
pierwszych decyzji dojrzałego człowieka. My, wolni, dobrze wykształceni Polacy
nie obawiajmy się tego jak niegdyś pod władzą zaborców. Dziś dla młodego
pokolenia rodaków, praktycznie nie powinno być żadnych przeszkód na tej drodze.
Trzeba tylko chcieć i wytrwale dążyć do niego. Jednakże doskonale wiem, także
na własnym przykładzie, że w młodym wieku prawie nikt nie zadaje sobie pytania:
jak dobrze przeżyć swoje życie, aby na starość mieć czyste sumienie i
satysfakcję, że moje życie było szczęśliwe, nie tylko dla mnie ale i dla
najbliższych. W tym okresie życia dominuje w nas doczesne ”carpe diem”, a więc
bierzemy z życia to co najlepsze dziś i słusznie, ale…? Pamiętajmy, że inaczej
wygląda ta droga już później, szczególnie dla tych, którzy zakończyli pracę
zawodową i znajdują się na emeryturze. Wtedy mamy już mniej, a nawet mało czasu
na rozwój, plany i naprawę własnych błędów. A jednak warto spróbować
odpowiedzieć sobie na pytania, czy podobne żale i szkody nie dotyczą już
dzisiaj mnie? A może zdążę jeszcze zaczerpnąć choć trochę brakującego mi
szczęścia, o którym mowa w tych Żalach lub moich osobistych, które sobie teraz
uświadomiłem?
Jakże tragiczne dla człowieka na starość jest zderzenie z sytuacją życiową, którą ja nazywam
negatywnym „Trzy „S”, czyli „Smutna, samotna, starość”.
Pamiętam sprawę 80 letniego mężczyzny, którego wcześniej opuściła żona, zerwały kontakt dzieci, a on ze względu na stan zdrowia i brak opieki bliskich, został zmuszony do umieszczenia w domu starców. Kiedy dzieci wezwane do pokrywania części opłat wobec niskiej emerytury ojca, odmawiały pomocy finansowej i odżegnywały się od jakichkolwiek obowiązków rodzinnych.
Warto zatem, będąc jeszcze w kwiecie wieku, pamiętać o tym, aby te negatywne „ TRZY „S”, przewidywalnie na starość zastąpić
by mieć wystarczająco środków z wypracowanej emerytury, dbającego i kochającego małżonka, oraz kochające i wdzięczne dzieci.
A
jak dobrze i z pożytkiem przeżyć końcówkę życia, aby nie dopadły nas te
„gorzkie” żale życiowe?
Piękne rozwiązanie pokazał Polakom nasz wspaniały 77 latek, aktor Marian Opania w wywiadzie jaki udzielił Onetowi w dniu29 stycznia 2020 r. „ I kiedy skaczę po stołach w „Chłopcach” Grochowiaka u Krystyny Jandy w Polonii, robię różne hocki-klocki fizyczne, to pytają, ile mam lat. Odpowiadam, że 1 lutego skończę 77. Wyobraża pan sobie siebie na emeryturze?
Nigdy
w życiu. Bo patrzyłem na śmierć moich kolegów i brata. Zawsze mówię, że chcę
umrzeć w biegu”.
A więc pracować jak najdłużej, dokąd starcza zdrowia, sił i możliwości! Ale nie kosztem rodziny, małżeństwa, miłości, o czym żalą się umierający w samotności bohaterowie wspomnień australijskiej pisarki, w Żalu drugim. Z kolei ja, oceniając własne dotychczasowe życie, (oczywiście nie zamierzam jeszcze umierać), muszę się z pokorą przyznać, że już wiem, iż moim życiowym błędem był ŻAL trzeci, „nie miałem odwagi okazywać uczuć”.
Do tej pory
tłumaczyłem ten błąd wykonywanym zawodem prawniczym, wymagającym twardego
charakteru, zdecydowania i pewności, jako „ostatnia deska ratunku” dla
potrzebujących klientów. Na usprawiedliwienie tylko powiem, że dotyka on wielu prawników,
a także inne zawody, lekarzy, pielęgniarek, funkcjonariuszy policji, żołnierzy
zawodowych i zapewne jeszcze wielu. A zatem kłaniam się im i wszystkim młodym,
zaślepionym w pogoni za doraźnymi sukcesami, dojrzałym u szczytu kariery i
sławy i przekazuję do przemyślenia wszystkie pięć żalów umierających ludzi, ze
wspomnień autorki książki. Pomyślcie, jak przyjdzie nam przeżyć własną końcówkę
życia?!
To właściwie jaki jest powód, że chce Pani rozwodu, czy to, że ma Pani kochanka, z którym zamierza ułożyć życie, czy to, że nie może już dłużej żyć z ciągle niezadowolonym mężem, skrajnym pesymistą?- pytam 39 letnią klientkę mojej kancelarii. Mój mąż jest przystojnym mężczyzną, zakochałam się w nim „od pierwszego wejrzenia”. Po roku miałam piękny ślub. Po kolejnym córkę. I skończyły się moje ”szczęścia”. Dziś wiem, że to było tylko złudne zauroczenie. Od tamtego czasu, przez ponad piętnaście lat żyłam w przeświadczeniu, że już nigdy żadnego szczęścia, a nawet radości nie osiągnę z człowiekiem, który ze wszystkiego jest niezadowolony, na wszystko psioczy, wręcz klnie. Razem nie możemy niczego osiągnąć, bo on nie tylko nie wierzy w powodzenie jakichś planów, ale także nie podejmuje żadnej próby – wyznała z rozżaleniem.
Przyznała,
że poza tą negatywną cechą, w zasadzie nie ma innych większych powodów do
rozwodu.
Trzy lata
temu spotkałam mężczyznę- wyjaśniała dalej- nieco starszego, o przeciętnej
urodzie, ale na co dzień tryskającego radością i optymizmem. Jest rozwodnikiem,
ma 18 letniego syna, spotykamy się ukradkiem. Postanowiliśmy wspólnie, że
rozwiążemy swoje problemy i spróbujemy ułożyć życie razem.
Słuchając
klientki, przypomniałem sobie znajome małżeństwo, w którym mąż od bardzo wielu
lat, odkąd ich znam, ilekroć się z nimi spotkam, również narzeka, biadoli i to
prawie na wszystko, na władze, politykę, a także na własną żonę i dzieci.
Pytałem jego żonę kilkakrotnie, jak ona to wytrzymała tyle lat i nadal
wytrzymuje? Trzeba mieć cierpliwość i zdrowie! Przysięgałam, że go nie
opuszczę, na dobre i na złe – kończyła z uśmiechem. Inna by nie wytrzymała, a
my już jesteśmy zbyt starzy, aby się rozstawać.
Czy z
notorycznym pesymistą/tką można szczęśliwie żyć: w miłości, w małżeństwie, w
rodzinie?
Jak wskazuje
pierwszy przypadek, nie można. Natomiast drugi, że tak! Można! A nawet bardzo
długo? Lecz jak się okazuje, co to za życie? Jaka to miłość? Czy będzie to
udane i dobre małżeństwo ? Czy wszyscy członkowie rodziny będą szczęśliwi?
Celowo
posłużyłem się określeniem notoryczny pesymista, albowiem każdego z nas
może dotknąć okres przejściowego pesymizmu życiowego i nie musi to oznaczać, że
jest to stała cecha uniemożliwiająca szczęśliwe życie.
48 – letnia Weronika Marczuk, b. żona Cezarego Pazury, po wieloletnich tarapatach życiowych, urodziła córkę i pochwaliła się swoim doświadczeniem życiowym: „ Mój partner jest spokojnym mężczyzną, który nie panikuje, nie stwarza problemów, myśli zawsze pozytywnie. Może to zabrzmi banalnie, ale chciałam spotkać mężczyznę z kategorii dobry człowiek”. Badacze potwierdzają, że życie z partnerem optymistą jest zawsze dłuższe, radosne i szczęśliwsze, niż z pesymistą.
Bo optymista:
– nie
dopuszcza do siebie czarnych myśli i braku pomyślnych rozwiązań !
– wnosi do
związku i codziennego życia miłość i radość, bo to wynika z jego usposobienia !
– wierzy w
siebie i swoje możliwości i daje gwarancje rozwoju !
– ma większą
wyobraźnię i łatwiej osiąga sukcesy własne i wspólne w związku !
– zawsze
wierzy i wie, że nie ma rzeczy niemożliwych do rozwiązania, tylko trzeba chcieć
i wiedzieć jak to zrobić !
– nigdy nie
trzyma w swoim sercu urazy, jest kompromisowy i ugodowy, dąży do pozytywnego
zakończenia sporu, konfliktu czy zwykłej kłótni z partnerem!
Zatem,
wszystkim pesymistom, pechowcom, malkontentom, a przy okazji także optymistom,
życzę pozytywnego myślenia i nastawienia do życia!!!
Chciałoby się rzec: jak to dobrze, że w końcu rząd pod egidą Ministra Ziobry, zabrał się do wprowadzania obiecanych, a przygotowywanych przez pracowników Ministra Ziobry reformy w sądownictwie!
Przecież dla
nas wszystkich Polaków jest „oczywistą oczywistością” , że reforma w polskim
sądownictwie jest niezbędna, a wręcz konieczna. Tym bardziej, że polskie prawo
jest już „ nieco przestarzałe”, a trudny język prawniczy, stosowany w sądach jest dla Obywateli nie
zrozumiały, a sprawy leżą w sądach latami.
Nawet
ostatnio na rozprawie sądowej, jako pełnomocnik w sprawie o uznanie za
bezskutecznej darowizny dwóch mieszkań między matką a córką, tzw. skarga
Pauliańska, poprosiłem sąd orzekający
aby zadawał pytania w sposób zrozumiały dla mojego” prostego” klienta – powoda,
któremu jego konkubina, a matka pozwanej córki, zabrała z rachunku bankowego
znaczną kwotę pieniędzy. I aby uniknąć egzekucji z własnych mieszkań podarowała
je córce.
W wielu
innych sprawach, wielokrotnie zwracałem się do sądu o zrozumiałe ustne
uzasadnienie wydanego wyroku, oprócz „sztywnych i obowiązkowych” przytoczeń
zastosowanych przepisów prawnych.
Prawie na co
dzień musiałem tłumaczyć moim klientom, najprościej mówiąc „ o co chodzi
sądowi”, który posługuje się swoistym językiem prawniczym i to zgodnie z
konkretnymi przepisami proceduralnymi.
Jakże często
sam stawałem się bezsilny, w związku z przedłużającymi się w „ przysłowiową
nieskończoność” sprawami i to tylko ze względów formalno-proceduralnych. Po
prostu sędzia przewodniczący rozprawie musiał stosować te obowiązujące do dziś
wydłużone i skomplikowane procedury, pod groźbą uchylenia wyroku w postępowaniu
odwoławczym.
No i te
horrendalnie wysokie opłaty sądowe, 5% od wartości przedmiotu sporu, na które
po prostu nie stać wielu Polaków i często rezygnują z procesów sądowych
zwalając winę na sądy i sędziów.
A ponadto My
od 2004 roku jesteśmy w Unii Europejskiej, nie tylko jako państwo -członek, ale
przede wszystkim jako obywatele Polscy na co dzień jeżdżący po Europie,
mieszkający w niej oraz współżyjący i handlujący z obywatelami innych Państw
Europejskich. Bez wspólnego prawa europejskiego tego się nie da pogodzić!
Tak więc
jesteśmy prawie wszyscy zgodni, że potrzebna jest reforma polskiego
sądownictwa, przede wszystkim pod kątem wskazanych wyżej potrzeb. Co więcej od
dawna znana jest rządzącym propozycja ustanowienia „sędziego pokoju”, w celu
odciążenia sądów od spraw mniejszej wagi.
Prawdą jest,
choć nie zawsze chcemy ją przyjąć do wiadomości, że ktoś musi wygrać, a ktoś
inny przegrać. Stąd i tak 50 % obywateli korzystających ze sprawiedliwego sądu
będzie niezadowolonych z sądów i z sędziów.
Druga prawda
jest taka, że dobra dla całego społeczeństwa reforma sądownictwa wymaga
ogromnej i czasochłonnej pracy wielu ludzi i to przede wszystkim specjalistów
ze wszystkich dziedzin prawa, z praktyką i doświadczeniem życiowym, organizacji
społecznych, a dopiero na końcu reforma winna być uchwalana przez parlament,
Sejm i Senat. Każdy prawnik, jak i większość obywateli wie, że takiej reformy
nie da się zrobić z dnia na dzień.
A jednak PIS
wygrywając wybory obiecał i teraz chce zrobić tę reformę szybko, podczas
kadencji w której sprawuje władzę. Ale nie mając kwalifikowanej większości w
Sejmie (2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby
460 posłów), nie może
samodzielnie dokonać żadnych zmian w Konstytucji, od których należałoby zacząć
prawidłową i pełną reformę sądownictwa.
Wobec tego,
PIS nie mając większości do zmian w konstytucji, rozpoczął „ po swojemu”
reformę sądownictwa, w drodze zwykłych ustaw sejmowych. Ale każda z takich
ustaw powinna być zgodna z aktualnie obowiązującą konstytucją z 1997 roku.
Co istotne dla zasad prawidłowego tworzenia prawa , to tworzenie nie może odbywać się bez konsultacji społecznych. I tu niestety jest źle, albowiem dziś PIS przeprowadza reformę sądownictwa bez niezbędnych konsultacji i w dodatku w przyspieszonym trybie, i to czasami „nocnym” Dlatego, aby przeprowadzić tę reformę szybkoi bez konsultacji społecznych, PIS robi taką „zmyłkę”. Inicjatywę ustawodawczą przejmuje Sejm i niby jest to poselski projekt ustawy nie wymagający konsultacji, mimo iż społeczeństwo wie, że projekty ustaw przygotowują pracownicy Ministra Ziobry, czyli rząd i w rzeczywistości projekt ustawy powinien przejść pełny tryb wraz z konsultacjami społecznymi.Skoro prawie wszyscy zgadzamy się, że reforma sądownictwa jest potrzebna, to o co toczy się ta „walka” sędziów z Rządem i większością PIS-owską w Sejmie?
I od razu,
jako doświadczony praktyk, prawnik muszę potwierdzić, że znaczna część
społeczeństwa, a nawet znaczna większość Polaków, ma prawo tego nie rozumieć
wobec ogromnego chaosu informacyjnego i populistycznej propagandy zamiast
prawdy. Spróbujmy to pokrótce uporządkować.
Podstawową zasadą każdego demokratycznego państwa prawa w
Europie, jak i na Świecie w państwach demokratycznych, jest zasada trójpodziału
władz w każdym Państwie.
My, „ jak dotąd” należymy do takich państw i dlatego ta zasada jest wpisana w art.10 i art. 173 naszej Konstytucji z 1997 roku, które stanowią:
Ale każda z tych trzech władz ma inne
państwowe zadania i kompetencje, których
nie może przejąć inna. Władza ustawodawcza stanowi prawo, władza wykonawcza to
prawo realizuje, a władza sądownicza
wymierza sprawiedliwość wydając wyroki i postanowienia.
I właśnie, zdaniem protestujących sędziów, władza wykonawcza, a więc
Rząd (Rada Ministrów) i Prezydent, oraz władza ustawodawcza (Sejm i
Senat),znajdująca się w rękach PIS-owskiej większości sejmowej, „pod
płaszczykiem” reformy sądownictwa, oczekiwanej przez wszystkich, w tym także
przez samych sędziów, „ robi” takie ustawy aby podporządkować sobie władzę
sądowniczą. A więc wbrew art.10 konstytucji (jak wyżej), który stanowi, że
wszystkie te trzy władze mają być rozdzielone i równoważne.
Sędziowie, ale też przeważająca
większość wszystkich zawodów prawniczych, oraz opozycja polityczna uważają, że
do tej pory PIS posiadający w swoich rękach władzę wykonawczą (rząd i swojego
prezydenta)oraz większość we władzy ustawodawczej ( Sejmie, aktualnie bez
Senatu), by mieć wpływ na władzę sądowniczą, już dokonał naruszeń polskiej
konstytucji i prawa europejskiego poprzez obsadzenie swoimi ludźmi ważnych
organów władzy sądowniczej: Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady
Sądownictwa, Sądu Najwyższego, przy czym ta ostatnia próba poprzez zmianę I
Prezes SN się nie udała, i zmieniono jej formę na przejęcie Sądu Najwyższego
przez swoich ludzi w specjalnie ustanowionych nowych Izbach Sądu Najwyższego
jak: Izba Dyscyplinarna i Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
Ponadto wszyscy Prezesi Sądów Powszechnych w Polsce są już podporządkowani
(personalnie) decyzjom Ministra Ziobry, czyli władzy wykonawczej.
Kolejnym działaniem podporządkowującym sędziów, czyli władzę sądowniczą,
władzy wykonawczej (rządowi i prezydentowi) jest, według sędziów i większości
prawników oraz opozycji politycznej, ustawa zwana „kagańcowa”, uchwalona przez
Sejm w nocy z 19/20 grudnia 2019 roku, zmieniająca dotychczasową ustawę o
ustroju sądów powszechnych i Sądzie Najwyższym. To w niej, nawet wbrew wyrokowi
Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z 19 listopada 2019 r, jeszcze bardziej
ogranicza się niezawisłość sędziów i niezależność sądów, w tym Sądu
Najwyższego, m.in. poprzez ingerencję w treść wydawanych postanowień i wyroków
sądowych, pod groźbą sankcji dla sędziów, łącznie z wydaleniem z zawodu. Trzeba
wiedzieć, że Europejski Trybunał Sprawiedliwości, właśnie w tym wyroku z 19
listopada 2019 roku, a następnie w wykonaniu tego wyroku TSUE Polski Sąd Najwyższy w swoim wyroku z dnia 5
grudnia 2019 roku uznał, że nowo powołana Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego
nie jest sądem w rozumieniu Prawa Europejskiego, oraz że
Krajowa Rada Sądownictwa nie jest organem bezstronnym i niezawisłym.
A jakie ma znaczenie dla Obywateli, to, że jedna władza lub dwieprzejmie władzę sądowniczą?
Ano ma i to ogromne!!! Otóż:
No to spójrzmy, jakie wyroki będzie wydawał sędzia zależny
od MinistraSprawiedliwości /czyli władzy wykonawczej/,w każdym
przypadku, gdy jakiś Obywatel wystąpi do Sądu
np. o odszkodowanie od Skarbu Państwa za śmierć członka rodziny wskutek
błędu lekarskiego?
Albo, czy będzie „sprawiedliwy” wyrok
sędziego zależnego od Rządu, w sprawie podatkowej, w której
przedsiębiorca-podatnik będzie walczył z Urzędem Skarbowym o niesłusznie
naliczony podatek?
Jaki wyrok wyda sędzia zależny
od rządzącej partii, jeżeli będzie musiał wydać wyrok skazujący „znanego”
członka tej partii za popełnione przestępstwo?
Pamiętam za czasów „ komuny”, taką naradę, w której
uczestniczyłem ze swoim patronem, jak młody prawnik w zawodzie. W pewnym
momencie I sekretarz Komitetu Miejskiego
PZPR, zwraca się do Prezesa Sądu Rejonowego „ Wy Towarzyszu …( tu pada nazwisko
prezesa sądu),…załatwcie w końcu sprawę naszego, obecnego tu towarzysza…..aby
nie musiał przychodzić do mnie ze skargą na sędziego prowadzącego sprawę”.
Czy w
świetle takich argumentów, walka sędziów z rządem i partyjną większością w
sejmie można nazywać walką „ kasty” sędziowskiej o przywileje? Jakie?
Generalnie sędziowie, prawnicy i opozycja polityczna uważają, że PIS pod
przywództwem lidera Jarosława Kaczyńskiego, nie dąży do takiej reformy sądownictwa
jakiej oczekuje społeczeństwo, lecz pod takim ”hasłem” dąży do wprowadzenia
innej formy ustroju naszego Państwa, na autorytarny, pod jednoosobowym
kierownictwem lidera partii, w miejsce demokratycznego państwa prawnego z
tradycyjnym trójpodziałem władz. Ich zdaniem naruszenie zasady trójpodziału
władz, godzi w podstawową wartość unijną jaką jest zasada praworządności i
prowadzi Polskę do wyjścia z Unii Europejskiej. A w najbliższej przyszłości, na
pewno do pomijania Polski w podziale środków z budżetu unijnego. Proszę oceńcie
to sami, czy czasem tak nie jest?
A jak
wyjaśnia i uzasadnia „swoją” reformę sądownictwa sama partia PIS i
przedstawiciele władzy wykonawczej /rządu/ i władzy ustawodawczej /PIS –
owskiej większości sejmowej/?
Ich zdaniem,
reformy sądownictwa chce większość społeczeństwa. I to jest prawda.
Rzeczywiście społeczeństwo polskie chce reformy sądownictwa, ale o dziwo,
reformy także chcą sędziowie, prawnicy i cała opozycja polityczna.
Jednakże
innej reformy chce każda strona. I to nie koniecznie licząc się z tym jakich
zmian w sądownictwie chcą obywatele.
Przywódca
PIS Jarosław Kaczyński i czołowy wykonawca reformy Minister Zbigniew Ziobro, za
podstawę w swojej reformie uznają, bo to
robią, konieczność przejęcia kontroli i dyscypliny nad władzą sądowniczą, a
bardziej konkretnie, nad sędziami i to począwszy od ich najwyższych organów,
jak Krajowa Rada Sądownictwa, Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny, Sądy
/Izby/ Dyscyplinarne. Chcą i dokonują takiej reformy poprzez wymianę na „
służebnych”, ale im, sędziów. A następnie, aby móc sprawować kontrolę i
dyscyplinę nad wszystkimi sędziami, tworzą specjalnie w tym celu, Izbę
Dyscyplinarną Sądu Najwyższego i obsadzają ja swoimi ludźmi, w tym
prokuratorami.
Taka
reforma, polegająca na podporządkowaniu sobie sądownictwa, a więc trzeciej
równoważnej władzy, jest dla sędziów, a także dla prawników i to na całym
świecie, naruszeniem zasad
praworządności demokratycznego państwa prawnego, a tym samym zasad uczestnictwa
Polski w Unii Europejskiej
Nie da się jednak ukryć, że sprawy merytoryczne jak usprawnienie procedur, przyspieszenie postępowań sądowych, opłaty sądowe nie są przedmiotem reformy aktualnej władzy, a tego właśnie chcą obywatele.Czego zatem chcą sędziowie i wspierający ich wszystkie zawody prawnicze oraz opozycja polityczna?
Sędziowie i
prawnicy chcą przede wszystkim zachowania demokratycznego trójpodziału władz,
czyli rozdziału i równoważności władzy ustawodawczej, wykonawczej i
sądowniczej, a nie podporządkowania władzy sądowniczej, władzy wykonawczej,
które zniszczy niezależność sądów i niezawisłość sędziów w wydawaniu wyroków
(orzeczeń). Żądają zmian merytorycznych, a nie wyłącznie osobowych, na zasadach
„ t.k.m (teraz k….my)” i „b.m.w. (bierny mierny ale wierny”. A więc zmiany w procedurach
celem uproszczenia i przyspieszenia procesów sądowych, w opłatach sądowych
ułatwiających obywatelom prawo do sądu, w usprawnieniach organizacyjnych i w
obsłudze sądów dla obywateli. Ich zdaniem nie prawdą jest, publiczne głoszenie
przez władze i PIS fałszywej propagandy, że sędziowie walczą o jakieś
przywileje? Ich celem jest nie dopuszczenie, aby na wydawane przez nich wyroki,
miała jakikolwiek wpływ władza wykonawcza, czy rządząca partia, ze szkodą dla
zwykłych Obywateli.
Kończąc,
wszystkim czytelnikom bloga, życzę szczęścia uniknięcia procesu sądowego w
zależnym od władzy sądzie, pod przewodnictwem zależnego sędziego!!!
Po
poprzednim wpisie o postanowieniach noworocznych, w którym pochwaliłem się, że
dzięki swoim postanowieniom, skutecznie do dziś, rzuciłem palenie
papierosów i picie alkoholu, kilka osób z niedowierzaniem pytało jak to
zrobiłem i jak wytrzymuję tyle lat? A więc krótko opowiem
jak rzuciłem palenie.
Miałem 28 lat. Szedłem jak burza przez życie, osiągając kolejne stopnie kariery zawodowej. Podobnie jak wielu młodych paliłem chociaż dopiero po zrobieniu matury, ostatnio co najmniej 1,5 paczki dziennie. Imprezując, a także podczas różnych uroczystości, paliłem i piłem alkohole, w tym piwo i dużo kawy. Jednak stanowczo unikałem narkotyków, których w tamtych czasach, w naszym kraju było mało i trudno dostępne. Na studiach próbowałem kilkakrotnie rzucić palenie przez ograniczanie się, zmniejszanie do konkretnej ilości, bezskutecznie! Żadne argumenty o szkodliwości palenia dla zdrowia nie były dla mnie wystarczającą przestrogą, podobnie jak dziś każdemu młodemu człowiekowi. A przecież są one niezwykle groźne, no bo na przykład gdyby mnie wówczas coś dosięgło na przykład z takich chorób:
Wszystkie one były dla mnie nieprawdopodobne i nierealne, wręcz humorystyczne jak na tym obrazku i nie przemawiały do mojego aktualnego, zdrowego ja!Aż raz jednego dnia! A było to „męskie” oglądanie, z wszelkimi używkami, Mistrzostw Świata w piłce nożnej w 1974 roku w Niemczech, mecz Polska-Argentyna. Byliśmy tak podekscytowani, że ja w emocjach rzuciłem kolegom wyzwanie, taki lekkomyślny, doraźny zakład: jeżeli Polacy wygrają, to ja od jutra rzucam palenie papierosów !!! Oczywiście nikt w to nie wierzył, ale oto wygraliśmy 3:2 i wszyscy siedli teraz na mnie, pół żartem pół serio. Cóż mi pozostało?Zbłaźnić się, czy może jednak spróbować dotrzymać słowa, a właściwie rzuconego sobie samemu publicznego przyrzeczenia. Nie! Muszę w końcu rzeczywiście rzucić palenie! Udowodnię to !
Już na drugi
dzień w biurze dopadł mnie ogromny głód papierosiany. Jednak przemęczyłem go
intensywną pracą, celowo odwracając psychiczną uwagę. No ale w domu po obiedzie
odruchowo zacząłem szukać papierosów. Leżały wprost na regale. I wówczas
wpadłem na pomysł, jak się potem okazało, genialny. Postanowiłem, że nie będę
chował papierosów, tylko celowo, na widocznym codziennie miejscu, pozostawię po
paczce papierosów, w domu na regale, w pracy w szufladzie biurka, no i przy
sobie, w zanadrzu marynarki. Za każdym razem kiedy dopadał mnie głód papierosa,
spoglądałem na dostępną w każdej chwili paczkę i wygłaszałem sobie w myślach
taką formułę :” albo masz silną wolę, albo nie i nigdy nic w życiu nie
osiągniesz!”
Prawda, że
przez pierwszy miesiąc chodziłem w napięciu, jakbym był czymś naładowany, i to
było wyczuwalne przez najbliższe otoczenie. Ale kiedy tylko rzucałem hasło”
rzuciłem palenie”, wszyscy wyrażali zrozumienie, a także powątpiewanie w
skuteczność i wytrzymałość. I to zwątpienie we mnie jeszcze bardziej
mobilizowało do dotrzymania słowa.
Po trzech
miesiącach zacząłem odczuwać swędzenie ciała. Poszedłem do lekarza i ten nic
nie stwierdził. Na koniec badań i wizyty tylko spytał czy zaszły w moim życiu
jakieś istotne zmiany. Odrzekłem od razu że nie, ale kiedy zobaczyłem, że on
niechcący wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, powiedziałem, że trzy
miesiące temu rzuciłem palenie.” No to jesteśmy w domu- rzucił lekarz. Albo
bolesne zastrzyki z wapnem albo powrót do palenia – zażartował ”.
Nie, moje
słowo nie może zamienić się w g…….! Teraz to już zaczęła się moja walka z sobą
samym. Zastrzyki rzeczywiście były bardzo bolesne.
Przez
pierwszy rok mojej walki, najgorsze były te momenty, w których spotykało mnie
jakieś niepowodzenia, szczególnie takie, które rzutowały na moje życie i pracę.
To były naprawdę trudne okresy. Jednak znalazłem na nie dobry sposób. Zamiast
siedzieć i rozmyślać, natychmiast wyszukiwałem absorbujące zajęcie, szczególnie
ruchowe, fizyczne, nigdy umysłowe.
Przez
następne lata, wielu przyjaciół, znajomych, oprócz pytania jak udało mi się
rzucić palenie, dziwiło jeszcze jak potrafię nie palić skoro piję alkohol, kawę
i siedzę w towarzystwie palących. Musze przyznać, że nie jest to najlepsze
uczucie, ale z czasem jest do wytrzymania.
Za to, że
potrafiłem w porę rzucić palenie spotkało mnie wielkie szczęście, rzekłbym „
cud ”. Najpierw niczym grom z jasnego nieba spadło nieszczęście, nowotwór
złośliwy żołądka i rokowania 3 miesiące życia. Operacja, wycięcie subtotalne
żołądka, chemia, terapia i słowa lekarza prowadzącego: „gdyby Pan palił to już
by nie żył!”.
W ten oto
sposób przemówił wówczas do mnie niegdyś humorystyczny obrazek ze skutkami
palenia dla zdrowia każdego palacza. Mimo 7 lat walki i terapii po nowotworze
wytrzymałem nie paliłem i nie palę.
Dziś po tylu latach wiem na 100%, że każdy z nas może rzucić palenie. I to zależy wyłącznie od siebie! A przede wszystkim od silnej woli!
Jakże
wielkiego szczęścia doznają rodzice na starość z dobrego wychowania i
wykształcenia dzieci. To jest (według mnie) jeden z siedmiu warunków
osiągnięcia prawdziwego szczęścia, wraz z oddaniem w miłości, spełnieniem w
małżeństwie i w rodzinie, posiadaniem dziecka, satysfakcją z pracy i
samorealizacją.
Jak osiągnąć to wielkie szczęście z dobrego wychowania dzieci? To jest życiowe zadanie obojga (celowo podkreślam) rodziców w ramach, nałożonej prawem, władzy rodzicielskiej!
A jak jest w
życiu? Czasem źle lub bardzo źle? Niech te prawdziwe, anonimowe przykłady,
staną się sygnałem alarmowym zapewne tylko dla nielicznych rodziców. Ja wierzę,
że będą jednak odpowiednim, choć skrajnym, porównaniem dla większości z nich,
jak dobrze wychowują swoje dziecko/dzieci!!!
Przypadek pierwszy: Młodzi, jeszcze bez ślubu, bez mieszkania, ale ze szczęściem posiadania dziecka próbują zbudować swoje szczęśliwe życie. 19 letnia mama fryzjerka, jeszcze na stażu i 23 letni tata niedawno podjął zatrudnienie jako kierowca autokaru, co prawda na zlecenie, ale w znanym w Polsce biurze podróży. W Chorwacji kierując jako zmiennik wpada w poślizg z wycieczką polskich turystów. Sprawa była dość głośna w kraju kilkanaście lat temu. Ginie na miejscu, wraz z kilkoma pasażerami. Tragedia obejmuje jego narzeczoną, dziecko i rodziców obojga młodych. Moja kancelaria wygrywa od firmy ubezpieczeniowej stosowne odszkodowania i zadośćuczynienia, w tym największe dla małego Kamilka. Mija kilkanaście lat. Do kancelarii ponownie przybywa babcia z Warszawy, matka zmarłego ojca już 18 letniego Kamila, z prośba o pomoc w jego tragicznej sytuacji życiowej. Jest pozostawiony sam sobie, nie ma gdzie mieszkać, nie dokończył żadnej szkoły zawodowej, tuła się w towarzystwie narkomanów i sam już ćpa. Ustalamy fakty i przyczyny i kierujemy sprawę do sądu przeciwko matce po nieudanych rozmowach ugodowych. Kochająca niegdyś mama, zarządzająca pieniędzmi dziecka ( wygranymi od ubezpieczyciela po śmierci ojca), wyszła za mąż, urodziła córkę. Za pieniądze Kamilka kupili sobie mieszkanie. Ojczym nie tylko nie tolerował Kamilka, ale psychicznie i fizycznie znęcał się nad nim, bił nawet bez powodu.
W końcu
rodzice, a właściwie bezwolna matka pod presją ojczyma, umieścili go w ośrodku
szkolno- wychowawczym, który opuścił dopiero przed ukończeniem 18 lat.
Na mocy
wyroku sądu, „wściekła” matka i ojczym, zamiast gotówki oddają Kamilowi
mieszkanie. Babcia z Warszawy, od początku współpracująca z moją kancelarią,
deklaruje dalsze wsparcie życiowe w kontynuowaniu nauki, zamieszkaniu i na
drodze do życia dorosłego już Kamila. Kamil do dziś spotyka mnie czasami i co
nieco uchyla rąbka tajemnicy jak toczy się jego życie. Jedno wie już napewno,
stracił bezpowrotnie czas na prawdziwe radosne dzieciństwo, na naukę i dobre
wychowanie. Kto ponosi odpowiedzialność za jego dzieciństwo, wychowanie i naukę?
Przypadek drugi: Rodzice 6 letniej Angeliki i 9-letniego Szymka to zdolny i robiący karierę zawodową projektant statków oraz nauczycielka języka niemieckiego, nie mogąca jeszcze znaleźć swojego stałego miejsca pracy. Budują dom na działce ojca, wiedzie im się dobrze na drodze do szczęśliwego życia. Podczas którejś ze zwykłych wizyt lekarskich wychodzi na światło dzienne tragiczna wiadomość. Tata jest chory na chorobę Parkinsona. Przez następne 10 lat choroba postępuje niezwykle szybko. Ojciec przechodzi na rentę, coraz bardziej „wypada” z życia rodzinnego, nie radzi już nawet sam sobie. Do domu rodzinnego wkracza z „pomocą” matka żony. Do mojej kancelarii przyjeżdża zza granicy siostra chorego męża. „Zabrałam brata z jego własnego domu – wyrzuca z siebie z emocji – bo go wykończą, żona, teściowa i dzieci. Jest nawet bity za jakiekolwiek potknięcia chorego człowieka”. Minęło ponad 7 lat, ciężko chory ojciec mieszka z 80-paroletnią matką, pieczę nad nimi sprawuje opiekunka z PCK. Jest po rozwodzie, nadal toczy się sądowy bój o podział majątku. Przez te 7 lat nie odwiedziło go żadne z dzieci na które płaci alimenty. Dorosły już syn stawił się w sądzie aby zeznawać przeciwko ojcu o korzystniejszy dla matki podział majątku.
Jego
stosunek do umierającego ojca nawet mnie, doświadczonego prawnika. wprawił w
zdumienie i postawił pytanie: skąd się bierze takie zachowanie?
Przypadek trzeci: Niemal wszyscy z ich otoczenia mówili, że to wzorowe małżeństwo i rodzina. Ich miłość zrodziła się jeszcze podczas studiów. Niejako dowodem na to były ich kariery zawodowe, zarobki, okazały dom, uznanie i szacunek ludzi oraz dorosły syn kończący studia. Trochę zaskoczenia wzbudził fakt, iż nagle na świecie pojawił się kolejny syn. Ale tata był przeszczęśliwy, mama jak gdyby mniej. Gdy Maciuś osiągnął 3 latka, mama wyznała nieświadomemu mężowi, że Maciek jest dzieckiem jej kochanka, przełożonego z pracy. Właśnie postanowili, ten fakt ujawnić, bo zamierzają razem żyć. Prawny dotąd ojciec Maćka i kochający mąż, z trudem się pozbierał i o dziwo, z wyrazem ogromnej szlachetności zgodził się na wszystko,na rozwód bez orzekania o winie, powrót do biologicznego ojcostwa Maćka i podział majątku. Dziś Maciek ma 14 lat. Przez pierwszy okres dzieciństwa nie mógł zrozumieć, do kogo ma mówić tato, gdzie jest jego właściwy dom.
Czy ta
kiedyś dobra babcia, u której często przebywał, to nadal jego babcia, a dziadek
to jego dziadek. Jak mi wiadomo, Maciek ma nadal z tego powodu problemy w swoim
wychowaniu, a także w nauce. Muszę obiektywnie przyznać, że rodzice Maćka, w
nowym składzie osobowym, robią wszystko aby proces wychowania i nauczania
przebiegał jak najlepiej. Czy tak będzie gdy Maciek dorośnie, pokaże jego
przyszłe życie?!
I ostatni bliższy mi
przykład. Kiedyś sekretarka mojej kancelarii zwierzyła się, że zadzwoniła do
niej, z prośbą o spotkanie, nieznana jej, przyrodnia siostra po ojcu, z którym
nie utrzymuje kontaktów. Odmówiła. Z trudem przyznała, że nie chce bo czuje
żal. Spytałem do kogo i za co?
Dla
porównania podałem jej własny przykład. Przez całe swoje życie dążyłem i dążę
aby moje dzieci z dwóch małżeństw, żyły we wzajemnej zgodzie i z szacunkiem do
siebie i rodziców.
Za dobre
lub złe wychowanie naszych dzieci odpowiedzialność ponosimy My, Rodzice!