?>

Są pośród nas ludzie dźwigający brzemię nieszczęścia, a mimo tego potrafią cieszyć się każdym dniem życia!

Kogo moje oczy widzą ?!- niemal krzyknąłem podczas zakupów w „ Netto” spotykając po wielu latach Esterkę. Była wciąż ładną kobietą jaką widziałem kilkanaście lat temu. Podszedłem, a ona przyjacielskim gestem  przytuliła mnie ze szczerym uśmiechem na ustach.  

„Tak to ja! Zapraszam Cię do mnie na kawę, powspominamy dawne czasy, no i jak kiedyś pożartujemy o życiu, o ludziach i „duperelach”.

Z chęcią przyjąłem zaproszenie widząc w jej oczach szczere zadowolenie i chęć podzielenia się wzajemną wiedzą o swoim życiu i zasięgnięcia języka o moim. Wiedziała dobrze, że znałem powody jej nieszczęścia, mimo iż tego, jak zawsze, nie dawała po sobie poznać.

Są pośród nas ludzie dotknięci nieszczęściem, którzy mimo to potrafią cieszyć się życiem prawie każdego dnia. Do nich na pewno należy Esterka.

                                                         •  •  •

Kręte i strome, drewniane schody doprowadziły mnie na drugie piętro starej kamienicy. Nie zdążyłem zadzwonić, zapewne zastąpił go stukot moich butów na schodach, a już otwarły się drzwi. A w nich… wesoło szczebiocząc Esterka. Przywitała mnie uśmiechem i gestem, zapraszając do swojego mieszkania.

Przytulne, schludne mieszkanko, pachnąca kawa, przyrządzone ciasto i śmigająca po domu, niczym nastolatka, Esterka. Czuła się znakomicie w roli dobrej gospodyni. Jej niezwykła gościnność, bądź co bądź dawno nie widzianego gościa, wprowadziły mnie w przytulny, ciepły, a nawet intymny do zwierzeń, nastrój.

Ja, człowiek zawodowo powściągliwy, przestrzegający ludzkich tajemnic, niemal odruchowo poddałem się jej narracji zwierzeń, zrzucając także z siebie trudne i znane tylko dla mnie, wątki mojego życia. I tak wraz z niekontrolowanym upływem czasu stawaliśmy się coraz bliżsi w swoich wspomnieniach, dobrych i złych, wesołych i smutnych.

Kiedy mimo woli, wchodziliśmy w jej najcięższe okresy życia, Esterka niezwykle umiejętnie, przechodziła na jego dobre strony. Ba! Jak gdyby rekompensując złe wspomnienia, potrafiła w te miejsca wprowadzić najjaśniejsze karty swojego życia.

 Wręcz delektowała się dawnymi, dobrymi wydarzeniami, przygodami miłosnymi, dorzucając śmiało nutki erotyzmu i seksu, tak jakby przeżywała je na nowo, dziś.

Byłem nią zauroczony, zasłuchany i wpatrzony w jej emocjonalne i radosne uniesienia, reakcje i gesty. A przecież wiedziałem o jej nieszczęściu, noszonym przez wiele ostatnich lat.

„Popatrz, to są moje kochane dzieci, a to wnuki” – pokazywała zdjęcia. Rozpromieniona cieszyła się nimi, opowiadała gdzie są, co robią, jak żyją.

„A jak Ty sobie radzisz, skoro jesteś sama i daleko od dzieci?- spytałem, wpadając z tym pytaniem w jej radosny ton.

„Jak widzisz świetnie! Tylko jakoś żaden chłop mnie nie chce?!- zażartowała tym razem z ironicznym, ale i bolesnym uśmieszkiem”.

Właśnie u dewelopera kupiłam nowe mieszkanie, na parterze, z tarasem, prawie w centrum miasta. A to daruję synowi. Chociaż tak polepszę sobie życie” – w ten sposób znowu wróciła na pozytywne myślenie i nastawienie do życia.

Spojrzałem na nią z podziwem i pomyślałem, jak ona to robi, że tak świetnie sobie radzi sama, z pełną świadomością ciężaru nieszczęścia dźwiganego do końca życia i jeszcze pomaga dzieciom. Skąd czerpie tyle siły fizycznej, a przede wszystkim psychicznej i to już przez ponad dwadzieścia lat?

W dodatku ta uroda jak na swój wiek, zgrabna sylwetka i nieustępujący uśmiech na twarzy.

Nie wytrzymałem i trochę nadużywając wzajemnej szczerości w rozmowie, zadałem brutalne pytanie:

Czy Ty tak naprawdę cieszysz się życiem jak okazujesz to mnie i innym wokół?

Czy też w ten sposób skrywasz ból, smutek i żal, siedzący gdzieś głęboko w sercu i duszy ?

Aby jej nie urazić, dla równowagi, od razu przywołałem moje zwątpienia w ocenie swojego życia. Na chwilę zamarła.

„Zapraszam Cię na następne spotkanie przy kawie i być może…..” – ucięła zdanie. Spojrzała w okno uciekając wzrokiem. Wydawało mi się, że w jej oku zalśniła mała kropelka łzy. Myślę, że niepotrzebnie uderzyłem w jej najczulsze struny i obraziłem. Przeprosiłem. „Porozmawiamy..”- odparła nieco smutniejszym tonem. Nie obraziła się, okazując to przesyłanym serdecznym uśmiechem

Przyjąłem zaproszenie z chęcią i ogromną ciekawością.

Skąd ona czerpie siły przez tyle lat?

Bronisław                                                         koniec listopada 2020 r.

Post scriptum:

Esterka od wielu, wielu lat, zmaga się ze stwardnieniem rozsianym (SM-sclerosis multiplex).

Imię z oczywistych względów jest zmienione, fakty są prawdziwe.


To co najważniejsze w czasach pandemii !? „ Musimy dzielnie i cierpliwie wytrzymać trudny czas żyjąc samotnie, w związkach małżeńskich i w innych oraz w rodzinach, przestrzegając podstawowych zasad bezpieczeństwa zdrowotnego”.

Wszyscy Samotni! Single z życiowego przymusu i z wyboru. Żyjący samotnie młodzi, w kwiecie wieku i seniorzy!!!

To jest czas wielkiej i ciężkiej próby życia w podwójnej samotności. Tej z kontynuacji dotychczasowej drogi życiowej i nowej wynikającej z przymuszonej epidemią „izolacji” od społeczeństwa, bliskich, przyjaciół, sąsiadów, znajomych, a nawet codziennych kontaktów życiowych.

Sztuką niech będzie teraz umiejętność zastąpienia normalnych kontaktów społecznych efektywnym wykorzystaniem wolnego czasu przez siebie, dla siebie i w samotności. To naprawdę wymaga samozaparcia, wytrwałości i wyobraźni umysłu. Od tej ostatniej zależy nie tylko to co będziemy robić dobrego dla zabicia czasu w samotności, ale także nasze zdrowie psychiczne.

Jakże ważne i przydatne jest teraz pozytywne myślenie, kiedy w mediach obserwujemy smutne liczby, czarne obrazy i coraz ostrzejsze zakazy.

Co robić aby się im nie poddać i nie popadać w stan przygnębienia, zwątpienia, czy depresji?

To głównie od nas samych zależy i w nas tkwi rozwiązanie jak temu przeciwdziałać. Każdy przecież wie, bo zna siebie, co, jaki środek, może mnie wyciszyć, zrelaksować, zająć, by oderwać od złych myśli.

Sięgnijmy do najlepszych chwil naszego życia, przeżyjmy je jeszcze raz. A jeżeli to możliwe, to znajdźmy sposób na przedłużenie tych pięknych chwil w pamięci, zdjęciach, filmach, a najlepiej w kontynuacji swojego dobrego życia, po okresie epidemii. Przygotowujmy się twórczo do dobrego życia po niej, nie tylko w myślach, ale w swoich realnych planach. To może być dobry środek w walce ze skutkami panującej pandemii.

Ja, na przykład, od wielu lat kreślę sobie plan celów do osiągnięcia, lub przedsięwzięć do zrealizowania, w każdym przyszłym roku. Oczywiście konsekwentnie dokonuję rocznego podsumowania, lub koryguję plan w części niewykonanej z różnych przyczyn, zależnych i niezależnych ode mnie.

A może, to jest właśnie dobry czas na takie zajecie. Niech na przykład to stanie się naszym, samotników, zadaniem do rozwiązania w czasie epidemii koronawirusa!!!           

                                                                       • • •

Małżonkowie, partnerzy związków, tych stałych i tych „w powijakach”!!!

Muszę przyznać, że czas pandemii, ograniczeń w codziennym normalnym życiu małżeńskim ( w innych związkach) i zamknięcie w czterech ścianach, to bardzo zła przesłanka do dobrego i szczęśliwego życia małżonków i partnerów związków stałych.

Ale to także sprawdzian trwałości, zgodności, i co istotne, rokowań i możliwości budowania przyszłego szczęścia związku do końca życia.

W tych trudnych czasach może bowiem okazać się, że tak jak kiedyś, w początkowych okresach związku, małżonkowie/partnerzy/ zachłannie garnęli się do wspólnego spędzania czasu w poczuciu niezwykłej potrzeby bliskości, tak teraz może stać się odwrotnie. Ta niegdysiejsza bliskość, dziś w pandemicznym zamknięciu, może stać się przeszkodą w dotychczasowym trybie życia.

Problemy kiedyś błahe mogą stać się kością niezgody, ostrych sporów, wyrzutów, kłótni ciągnących się dłużej, bo występuje „ brak możliwości zaczerpnięcia otrzeźwiającego powietrza”. Po prostu błędnie przyjmujemy, że „siedzimy sobie na głowie” i niejako z nudów, nie mając czym się zająć, małżonkowie /partnerzy/ ciągną zatrutą nić sporu, często z byle powodu.

Co zatem robić aby w małżeństwach i związkach stałych tego uniknąć w czasie pandemii?

Wydaje się, że najlepszym podejściem do „normalnego” życia związku, w tak trudnym okresie pandemii, może być racjonalne przyjęcie i zakodowanie w swojej świadomości ( zresztą nie tylko na czas pandemii) takiego oto przykładowego założenia, jako zasady do przestrzegania.

„Jest to niezwykle trudny dla nas oboje małżonków, partnerów i ja, podobnie jak i Ty, w związku ze złym oddziaływaniem pandemii na życie w naszym związku oraz wprowadzeniem przymusowych ograniczeń i zakazów, muszę stać się bardziej wyrozumiały dla partnera/ki i dla wszystkich powstających problemów.

Świadomy tego będę bardziej tolerancyjny, rozważny. Będę starał się spokojnie i wspólnie z mężem/żoną/ rozwiązywać wszelkie problemy „.

Oczywiście to jest forma przykładowa. Jednakże ważna jest treść i realizacja podjętego postanowienia obojga małżonków-partnerów.

Pamiętajmy, że dzisiaj nadrzędnym celem naszego małżeństwa/związku/ jest to, żeby materialne i społeczne skutki panującej pandemii COVID-19 nie zburzyły naszego życia osobistego, małżeńskiego i rodzinnego.

                                                                              • • •

Ograniczenia i zakazy wynikające z pandemii mogą, wbrew pozorom, mieć także  pozytywny skutek. W szczególności ten czas  może być „dobrym” sprawdzianem dla narzeczonych i partnerów świeżo powstałych związków.

To może być tak jak wojsku „ rozpoznanie partnera bojem” podczas jego/jej/ walki z każdym kryzysem powstałym podczas pandemii koronawirusa. To właśnie teraz mogą wyjść na wierzch dobre i złe cechy przyszłego partnera/ partnerki/ do stałego związku. Przede wszystkim, niemożliwość częstych, bezpośrednich i bliskich kontaktów, intymnych rozmów i zbliżeń, może okazać się dobrym testem na istnienie uczucia miłości w ogóle. Partnerzy, narzeczeni, wobec niemożności wspólnego przebywania, mogą łatwiej i szybciej rozpoznać u swoich wybrańców złe i dobre nawyki, dowiadując się czym się zajmują ich ukochani/ne/ w czasie przymusowego oczekiwania i stosowania zakazów, nakazów oraz ograniczeń.

Zamiast na nie biadolić i bezczynnie czekać, wykorzystajcie w zaproponowany sposób pozytywnie złe skutki pandemii dla dobra przyszłego związku.

                                                                             • • •

Członkowie rodzin, w tym szczególnie rodzin niepełnych!!!

Przede wszystkim nasze kochane pociechy, te mniejsze i te nieco większe uczące się i nudzące się w domach, w tym niebezpiecznym czasie.

Niestety pandemia pozbawiła was odpowiednich możliwości nauki, nauczycieli właściwego kształcenia, a rodziców dobrego i normalnego wychowywania!

Przyszło Wam z marszu doświadczyć różnorodnych form edukacji, w tym dotąd nieznanej, czyli zdalnego nauczania. Jak by tego mało, rodzicom sprawującym pieczę, zburzyło to prawidłowe wykonywanie obowiązków zawodowych, a ich pracodawcom kłopoty kadrowe.

Wszyscy jesteśmy na to skazani siłą natury, tym razem jej chorobowym zagrożeniem. Dlatego musimy podjąć wspólnie walkę, dla dobra naszych rodzin i naszych dzieci, aby mimo wszystko zapewnić  dzieciom dobre wychowanie i odpowiednie wykształcenie na szczęśliwe, przyszłe życie.

Ale jak to uczynić, szczególnie w rodzinach niepełnych, w których najczęściej matka sprawuje prawa i obowiązki rodzicielskie za oboje rodziców?

Nietrudno jest wskazać i przypomnieć podstawowe prawne zasady rodzicielskie w rodzinach pełnych. To na obojgu rodzicach ciążą równorzędne i równomierne prawa i obowiązki rodzicielskie. Tak więc my matki i ojcowie powinniśmy, w czasie pandemii, jeszcze bardziej stanąć na wysokości zadania. Nie tylko poczuć się dobrą matką i dobrym ojcem, w trudnych czasach, bo taki mamy obowiązek, ale być nią i nim w rzeczywistości na co dzień. Musimy wspólnie podjąć wysiłek, a tam gdzie trzeba nawet „walkę”, że skutkami pandemii, szczególnie gdy chodzi o zdrowie, edukację, wypoczynek i prawidłowe wychowanie naszych pociech. Jako rodzice stwórzmy dzieciom w miarę normalne do tego warunki, nawet własnym kosztem pracy, czy wypoczynku.

Nie muszę przypominać, że:

zapewnienie dzieciom dobrego startu  w dorosłe życie to nasz podstawowy obowiązek. A dobre jego wykonanie to nasze szczęście i radość, najlepszy balsam na starość.

Jeżeli tego nie zrobimy dziś, w tym trudnym okresie, to za lat kilka otrzymamy od dzieci „odpowiednie podziękowanie”. Znam to z doświadczenia zawodowego.                                                                    

                                                                              • • •

Kochane samotne mamy ( a także ojcowie, choć rzadziej), to jest dla Was niezwykle trudne zadanie.

Wiem z praktyki jak ciężko jest samemu wychować i wykształcić dziecko przez osiemnaście lat do pełnoletności, a czasem nawet dłużej. Ja to rozumiem, tak jak znaczna większość „rodu męskiego”. Ale rozumieć i doceniać to jednak za mało.

Jak zatem pomóc mamom samotnie wychowującym dziecko /dzieci/, szczególnie w tym trudnym okresie?

Aż ciśnie się najprostsza pomoc, choć nigdy nie wiadomo czy to zawsze najlepsze rozwiązanie. To może być….kochający partner do stałego związku, który będzie jednocześnie dobrym człowiekiem jako ojciec.

Wiem, że każda z Was w takiej sytuacji najpierw się zaśmieje, a potem spyta przekornie, a jak takiego znaleźć? Niestety, tego możecie dokonać prawie wyłącznie same. Powiedziałem „prawie wyłącznie”, albowiem osoby trzecie ( tak się mówi w języku prawniczym) czasem mogą jednak pomóc i to nie tylko w charakterze swata czy swatki. Trzeba zatem szukać takich przyjaciół i w takich kręgach, w jakich chcesz znaleźć partnera do życia. Patrz moja książka, Rozdz. „O małżeństwie”.

Jednakże na dziś jesteście w zasadzie skazane na siebie. Tym bardziej, że nie jest możliwa pomoc bliskich, ze względu na konieczność zachowania dystansu.

Ale to nie jest i nie musi być powód do załamywania i poddawania się bez walki. Jak słusznie stwierdziła jedna ze znanych mi mam, a ja to potwierdzam z własnego doświadczenia, takim dobrym środkiem wychowawczym, w czasie epidemicznych ograniczeń do czterech ścian domowych, może okazać się uczenie dziecka od najmłodszego wieku samodzielności i samozaradności. Oczywiście pod dyskretnym nadzorem rodzica i przy zapewnieniu odpowiednich warunków bezpieczeństwa.

Towarzyszyć temu musi pełne uświadamianie dziecku, i to ze zrozumieniem, sytuacji w jakiej się ono znajduje oraz wynikającej stąd konieczności takiego, a nie innego postępowania.

Nie mniej, w tym okresie to na samotnej matce/ a czasem i ojcu/, ciąży ta ogromna odpowiedzialność utrzymania ciągłości normalnego życia, wychowania i kształcenia dziecka.

                        Za to należą się Wam wielkie słowa uznania

                                                                       • • •

Podobne słowa należy kierować do wszystkich ludzi żyjących samotnie, w związkach i w rodzinach.

Nie wolno nam poddawać się jakimkolwiek złym wpływom z panoszącej się wkoło epidemii.

Przede wszystkim informacjom nie potwierdzonym wiedzą i nauką, które płyną z  różnych mediów, a mogą negatywnie rzutować na nasze życie. Niestety dały się temu ponieść nasze władze, przedwcześnie ogłaszając ustąpienie zagrożenia pandemicznego. Przestrzegajmy zatem solennie zasady D,D,M, a więc: zachowujmy wskazany naukowo dystans społeczny, stosujmy prawidłowo dezynfekcję oraz nośmy maseczki.

Jak informują wiarygodne źródła, w tym Komisja Europejska, niedługo nadejdzie oczekiwana pomoc w postaci szczepionek przeciw chorobie SARS-2 COVID-19.

Dziś jest jeszcze czas wysiłku, wytrwałości, odporności  psychicznej i wyrzeczeń kosztem poświęcenia dla dobra własnego, małżeńskiego i dla naszych dzieci.

Postawmy zatem sobie wspólne zadanie cierpliwego i umiejętnego przeżycia kryzysu zdrowotnego, ekonomicznego i społecznego.

Bądźmy wyrozumiali, bardziej tolerancyjni wobec siebie i problemów występujących w nas samych, żyjących w samotności, w związkach i w rodzinach.

Tego sobie życzmy nawzajem!!!

Bronisław                                          na weekend w domu 14/15 listopad 2020 r.


  • 0

„Chwila zadumy nad grobem rodziców i bliskich”

Piątek 30 października 2020 roku, dwa dni przed Świętem Zmarłych, a ja już zapaliłem znicze na grobie rodziców i córki. Koronawirus nabiera niebywałej siły i rozmiarów zamykając nas w domach, ograniczając swobodę poruszania i codzienną wolność. Przy grobie rodziców byłem sam. W pobliżu pojedynczo krzątali się ludzie przy grobach swoich bliskich.”  

„Tu jest także moje miejsce”- potwierdziłem sam sobie w myślach. Być może kiedyś moje dzieci staną nad moim grobem i podobnie jak mnie ogarnie je chwila zadumy.

„Jak wspominam swoich rodziców?

 Co wyniosłem z domu rodzinnego, co dobrego, a co złego?

 Co „odziedziczyłem” po mamie, a co po tacie?

 Jak mnie wychowali?

 Co im zawdzięczam?

Zamknąłem oczy i myślą wyobraźni odruchowo zacząłem robić rachunek życia i sumienia.

Do dziś pamiętam kiedy jako 9 – 10 letni brzdąc, świecąc latarką pod kołdrą, ukradkiem czytałem książki dla dorosłych, cichaczem wzięte z etażerki w pokoju rodziców. To wówczas tato pohukiwał na mnie, z przymrużeniem oka, dlaczego jeszcze nie śpię, wiedząc, że czytam książki.  Z jednej strony zawsze surowo dbał o przestrzeganie dyscypliny, a z drugiej cieszył się że czytam i z moich postępów w nauce. A były to „ciężkostrawne” dla dziecka dzieła, które z pełnym zrozumieniem czytałem później, będąc dorosłym. „Żyd wieczny tułacz”-Eugena Sue. „Rajska jabłoń”-Poli Gojawiczyńskiej, Hrabia Monte Christo”- Aleksandra Dumasa i….strasznie gruby, przedwojenny ” Kodeks karny” z 1932 roku. To te, które najbardziej zapamiętałem do dziś. Tak, tak, czytałem je z wielkim zacięciem ciekawego życia dzieciaka. To owocowało w nauce, w pracy, w życiu i przynosi efekty do dziś. Wciąż czytam, uczę się, pracuję i czasem piszę.

Tato, był żołnierzem 1 Armii Wojska Polskiego podczas II Wojny Światowej. Ciężko ranny w nogę w czasie przeprawy Czerniakowskiej przez Wisłę, kiedy płynęli z pomocą powstańcom warszawskim we wrześniu 1944 roku. Po wojnie już jako  inwalida wojenny (z krótszą nogą o 11 cm), odznaczony za męstwo pod Warszawą, lecz niestety bez renty (dopiero ją wywalczyłem po jego śmierci), ciężko pracował fizycznie. Mało tego był najlepszym kosiarzem w okolicy i kosą dodatkowo dorabiał na życie. Jako dziecko, nosząc mu posiłki, widziałem jak ciężko pracował od świtu „ z ranną rosą”, do późnego wieczora. Jemu zawdzięczam swoją pracowitość i sumienne podejście do pracy. Umarł nagle, mając zaledwie 53 lata. Nie zdążyłem się z nim pożegnać, jak wszyscy członkowie rodziny. Próbował się ze mną skontaktować, nie zdążył. Chciał mi powiedzieć abym oddał jego dług koledze. Próbowałem oddać, spytałem ile wynosił. Te kilkadziesiąt złotych kolega przeznaczył na wiązankę pogrzebową.

Taki był tato! Uczciwy, sprawiedliwy, dobry człowiek. Mój wzór do naśladowania w całym moim, dotychczasowym życiu.

Mama, wciąż napominająca od najmłodszych lat, „to co robisz, rób zawsze akuratnie”. I tak zostało mi do dziś. Chociaż muszę przyznać, że moja dokładność, terminowość, punktualność, oprócz bezspornych korzyści, szczególnie w moim zawodzie, niekiedy przynosiła odwrotne skutki, na przykład w związku małżeńskim, niejednokrotnie w życiu codziennym, a także w pracy z podwładnymi.

Tak ich pamiętam i za to jestem im ogromnie wdzięczny!!!

               Sto metrów dalej, w dziecięcej kwaterze cmentarza, leży moja córka. Żyła zaledwie pięć miesięcy. Nie wiedzieliśmy z żoną, że urodzi się śmiertelnie chora, z nieuleczalnymi wadami, mikrocefalia, mikroftalmia, wodogłowie, skutki toksoplazmozy. Nie było wtedy badań prenatalnych, a lekarze nic nie stwierdzili. Kiedy dowiedziałem się o tym zaraz po urodzeniu, nie miałem odwagi powiedzieć żonie. Przez kilka tygodni mieliśmy ją w domu. Przyznaję, że do końca ukrywałem przed żoną moją przerażającą wiedzę i świadomość oczekiwania na niechybną śmierć córki. To były tragiczne chwile, nieustanny z cierpienia płacz dziecka i szloch żony, w jednopokojowym mieszkaniu. Nie mogłem na to patrzeć. Ze wstydem i skruchą muszę dziś się przyznać, że w duchu modliłem się o skrócenie cierpienia córki jedyną możliwą drogą, śmierć. Z trudem udało mi się umieścić  umierające na naszych oczach dziecko w specjalistycznej klinice. Tam skończyła cierpienia krótkiego życia.

Jak by tego było za mało, każde z moich troje następnych dzieci przeżyło trudne chwile z zagrożeniem zdrowia i życia. My, rodzice wraz nimi. Wyszliśmy z nich zwycięsko. W taki sposób, ciernistą droga, nauczyłem się kochać dzieci. To dzieci i ich szczęśliwe życie były i są najważniejszym celem i sensem mojego życia.

Myślę, że taki jest sens życia każdego człowieka dla istnienia ludzkości na naszym globie.

Zapaliłem na grobie córki znicze od siebie i od matki w Niemczech. Po cichej modlitwie i chwili zadumy, ogarnęły mnie smutne refleksje, widząc jak w całej Polsce protestują kobiety, i nie tylko, przeciw zakazowi terminacji – aborcji ciąży z nieuleczalnymi wadami. Ja naprawdę je rozumiem jako mężczyzna, który w części sam doświadczył tej tragedii. Nie życzę takiego doświadczenia żadnemu przedstawicielowi władzy wprowadzającemu ten zakaz.

Wybór najlepszej drogi do szczęśliwego życia należy pozostawić każdemu człowiekowi.

Państwo i jego organy powinny temu służyć, a nie zastępować wolną wolę człowieka.

Bronisław                                                                    koniec października 2020 r.


  • 0

Kto lub co może powstrzymać pandemię koronawirusa na Świecie ?!

Zapewne jak zauważyliście, w miniony weekend nie ukazał się, jak co tydzień, żaden post w naszym blogu. Szczęśliwi.pl. Przyczyna była niezwykle ważna. Zaniemówiłem kiedy Ministerstwo Zdrowia od początku tygodnia  przed minionym weekendem podawało dane o dramatycznym wzroście zakażeń w naszym kraju. Poniedziałek – 2006 zakażeń,  wtorek -2236, środa – 3003, czwartek – 4280, piątek – 4739, sobota – 5300….. Właśnie przygotowywałem optymistyczny post o sukcesach w pracach nad oczekiwaną szczepionką i załamałem się. Nie mogłem znaleźć siły i koncepcji twórczej nad jego zakończeniem, ani też na opracowanie żadnego innego,  pozytywnego posta, zgodnie z tematyką bloga, a więc o szczęściu.

Niestety także w tym tygodniutragicznie wzrasta  dzienna liczba zakażeń, poniedziałek -4394, wtorek -5068 , środa -6525, czwartek aż 8099 i piątek-7705.Kiedy te wszystkie groźne liczby zbilansowałem, kiedy dokonałem przeglądu informacji z mediów relacjonujących pogłębiający się dramat ludzkości na całym Globie, doszedłem do ogólniejszego wniosku, o którym myśli na pewno każdy  z nas.

Chyba nadszedł już najwyższy czas w Polsce , a także na całym Świecie, by zadać, właściwe i konkretne, pytanie kompetentnym i kierującym nami ludziom:

Kto lub co i kiedy, może powstrzymać pandemię koronawirusa w Polsce i na Świecie ?!

Ja je zadałem najpierw sobie, laikowi, i zacząłem szukać odpowiedzi w działaniach władz państwowych, instytucji międzynarodowych, badaniach naukowców, lekarzy i wśród nas, zwykłych ludzi.

Oto co znalazłem:

Władze poszczególnych państw i to na całym Świecie, podejmują zdecydowaną walkę z pandemią koronawirusa, ale zarządzają kryzysem samodzielnie budując dla swojego narodu własne strategie postępowania.

W USA Trump, zajęty własną kampanią wyborczą na następną kadencję, bardziej przejął się walką z pandemią, dopiero kiedy sam padł ofiarą wirusa, a następnie jego 14-letni syn.

Chiny, źródło choroby, nauczone tragicznym doświadczeniem, zamknęły się przed światem, a zdobytą w ten sposób wiedzę chyba wykorzystują „po cichu”, opracowując jak najlepszą strategię do walki, w tym poszukując własnej szczepionki.

Podobnie czyni Putin w Rosji, prawdopodobnie ukrywając przed społeczeństwem rozmiar pandemii, jednocześnie ogłasza za sukces światowy opracowanie gotowej szczepionki. Jak się okazuje nie do końca przetestowanej.

W Europie Szwecja przyjęła własną, całkowicie odbiegającą od pozostałych państw europejskich strategię walki polegającą na… odejściu od nakazów i ostrych obostrzeń, w tym od obowiązku noszenia maseczek, na rzecz uzyskania odporności grupowej i dotąd ją stosując zamiast nakazów wyłącznie zalecenia do świadomości obywatelskiej. Oczywiście odbiło się to od początku jednym z najwyższych wskaźników śmiertelności.

W Polsce, nasze władze dość chaotycznie rozpoczęły walkę z  koronawirusem na początku pandemii, błędnie budując w nas przekonanie o szybkim odwrocie choroby. Dziś to niestety wychodzi nam, a także samej władzy „bokiem”.

Słowem, jak mówi polskie porzekadło każde Państwo „sobie rzepkę skrobie”, z różnym skutkiem doraźnym. Ale żadne nie znalazło do dziś skutecznego sposobu na zatrzymanie pandemii.

A co na to międzynarodowe organizacje, instytucje, które z racji swoich ogólnoświatowych celów powinny dążyć do znalezienie jednolitej, skutecznej drogi opanowania pandemii?

Zacznijmy od WHO – Światowej Organizacji Zdrowia.

Już na początku pandemii, dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Tedros Adhanom Ghebreyesus ogłosił 28 lutego w Genewie „Dziesięć rad jak uniknąć zakażenia koronawirusem”. W lipcu 2020 r., 239 naukowców z 32 państw skierowało list otwarty do Światowej Organizacji Zdrowia i innych agencji odpowiedzialnych za ochronę zdrowia. Dopiero w reakcji na ten list i inne wątpliwości naukowców z całego świata, WHO wydało oświadczenie, w którym stwierdza, że wirus COVID przemieszcza się w powietrzu i zaleca zachowanie odpowiedniego dystansu społecznego. I dalej w sierpniu br. WHO po raz kolejny aktualizuje swoje zalecenia rozszerzając zakres noszenia maseczek na dzieci powyżej 12 roku życia.

A więc rady, zalecenia, które w istocie nie wiążą państwa w zakresie ich obowiązkowej realizacji. Bo, niestety ta światowa organizacja zdrowia, działająca przy ONZ, która zrzesza 193 państw-członków, nie ma możliwości wydawania żadnych aktów prawnych wiążących państwa, nawet te zrzeszone w ONZ. Mimo, że jej podstawowym  zadaniem  jest działanie na rzecz zwiększenia współpracy między państwami w dziedzinie ochrony zdrowia i zwalczania epidemii chorób zakaźnych, a także ustalanie norm dotyczących składu lekarstw i jakości żywności.

Znacznie lepiej działa Unia Europejska, w której Polska jest jednym z 27 członków.

Popatrzmy na niektóre działania na rzecz walki z koronawirusem.

Na jaką pomoc mogą liczyć narody zrzeszone w Unii, w tym My Polacy?

W imieniu Unii, a więc 27 zrzeszonych Państw, Komisja Europejska podejmuje niezbędne kroki – koordynuje działania z państwami członkowskimi i ułatwia dostawy środków ochrony osobistej i sprzętu medycznego w całej Europie. 17 czerwca br. przedstawiła europejską strategię mającą na celu szybsze opracowanie, produkcję i dystrybucję szczepionki na COVID-19. Między innymi, na rzecz państw-członków Unii, już zawarła stosowne porozumienia i umowy z trzema firmami farmaceutycznymi, które są daleko zaawansowane w pracach nad szczepionką przeciwko COVID-19, a z dalszymi pięcioma prowadzi rozmowy.

2 kwietnia Komisja Europejska zainaugurowała inicjatywę „Solidarność UE na rzecz zdrowia”, która ma bezpośrednio wesprzeć systemy opieki zdrowotnej krajów UE w zwalczaniu pandemii koronawirusa. W ramach inicjatywy udostępnionych zostanie ok. 6 mld euro na pokrycie potrzeb europejskich systemów opieki zdrowotnej.

A jak radzi sobie nasza władza?

Zamiast przytaczania przeze mnie faktów jak walczą nasze władze z pandemią, odwołuję się do Was, czytelników bloga. Bowiem każdy z nas na co dzień widzi, obserwuje i sam odczuwa niedomagania i błędy popełniane od początku pandemii w Polsce. Najgorszym z nich jest widoczny chaos informacyjny, który utrudnia nam właściwe postępowanie w czasach pandemii. Do tego przyczyniły się sprzeczne informacje, także ze strony przedstawicieli władz, które niestety wprowadziły zamęt, wątpliwości i nawet niewiarygodność. Widzimy chaos organizacyjny służby zdrowia, głównie w zakresie nieprzygotowania na czas środków ochrony osobistej, urządzeń, w tym respiratorów oraz przede wszystkim braki w zapewnieniu personelu medycznego.

Stąd też  Polska Akademia Nauk powołała Zespół Doradczo- Ekspercki  w celu uwiarygodnienia przekazu dla Polaków, bo działający przy premierze nie jest ani znany ani komunikatywny, i autorytatywny. Ale niestety, do niewielu dotarły słowa uczonych.

A teraz spójrzmy bardziej krytycznie: Jak my obywatele radzimy sobie w walce z  pandemią koronawirusa w naszym kraju?

Jak powiedział w ubiegłą sobotę na konferencji prasowej Minister Zdrowia „ hamulec jest w naszych rękach, wszystkich Obywateli”. A tym hamulcem jest rzeczywiste przestrzeganie zasady „D. D. M.”- ( dezynfekcja, dystans społeczny i maski)

A jak my stosujemy ten hamulec:

Oto przykłady, których doświadczyłem osobiście na co dzień. I tak też nieraz się dzieje do tej pory w kraju:

„Panie to wielka ściema z tą ochroną przed koronawirusem”- zakomunikował mi właściciel firmy ogrodniczej, kiedy przywitałem go z dystansu na działce ogrodniczej w celu przycięcia żywopłotu. „Dlaczego, przecież Pan widzi co się dzieje?- grzecznie spytałem by nie zniechęcić go do pracy. „ Ja jestem z wykształcenia mikrobiologiem i wiem to lepiej, to przejdzie tak jak zwykła grypa  – krótko mnie skwitował.

„Proszę się ode mnie odsunąć, bo jest Pani bez maseczki i jeszcze chucha mi prawie w twarz”- nie wytrzymałem stojąc w sklepiku w kolejce po chleb. „ Czego się Pan czepiasz? To jest moja sprawa! – ostro zareagowała stosunkowo młoda kobieta, wręcz obrażona za zwróconą uwagę.

„Panie doktorze, to kto lub co może zatrzymać pandemię koronawirusa ? – pytam swojego lekarza rodzinnego podczas koniecznej wizyty z innego powodu.

„Skuteczna szczepionka, a do czasu jej opracowania i wprowadzenia, maksymalne środki ograniczające rozprzestrzenianie się epidemii „- prawie automatycznie wygłosił jako prostą drogę. Ale zaraz dodał- „Tylko my, ludzie tą drugą drogę ograniczeń, lekceważymy”.

„Wirus przenosi się  człowieka na człowieka, a nie trafia przez przypadek z   powietrza, lub nie wiadomo skąd. Stąd konieczność zachowania odpowiedniego dystansu i obowiązek  noszenia maseczek ”-prawie krzyczał publicznie wszem i wobec prof. Simon, specjalista chorób zakaźnych z Wrocławia. Odważny bo głoszący wprost smutną prawdę o chorobie Covid-19.

Taki obraz wynika z mojej analizy jako odpowiedź na pytanie: Kto?- może zatrzymać pandemię koronowirusa?

A teraz, po dotarciu do wiarygodnych źródeł, odpowiem jak najkrócej na drugą część  tytułowego pytania:

Co może powstrzymać rozprzestrzenianie choroby?

Jak powiedział mój lekarz rodzinny i jak wynika  dostępnej  wiedzy naukowej:

SKUTECZNA SZCZEPIONKA!!!

Na całym świecie jest aktualnie testowanych 167 różnych szczepionek na COVID-19, podaje amerykański dziennikarz śledczy Brian Deer , ten który opisał jak powstał ruch anty-szczepionkowy i w tych dniach wydał w Polsce książkę „Wojna o szczepionki. Jak doktor Wakefield oszukał świat ”.

Z tych 167 testowanych szczepionek, w tej chwili jest przygotowywanych 9 eksperymentalnych w ramach światowego programu, którym kieruje światowa organizacja zdrowia(WHO).

Zobaczmy zatem jak daleko są zaawansowane prace nad szczepionką?

Wymienię cztery firmy, w których prace są najbardziej zawansowane.

Szwedzko-brytyjski koncern AstraZeneca, prowadzi wiodący projekt, najdalej zaawansowany i to z nim Komisja Europejska zawarła już porozumienie.

Tuż za brytyjskim koncernem plasuje się amerykańska firma Moderna pracująca nad własnym projektem szczepionki.

8 października Komisja Europejska zatwierdziła trzecią umowę z firmą farmaceutyczną Janssen Pharmaceutica NV, jedną ze spółek farmaceutycznych Janssen Pharmaceutical należących do grupy Johnson & Johnson. Gdy badania dowiodą, że szczepionka jest bezpiecznym i skutecznym środkiem w walce z COVID-19, umowa umożliwi państwom członkowskim zakup szczepionek dla 200 mln osób. Państwa członkowskie będą mieć też możliwość zakupu szczepionek dla kolejnych 200 mln osób.

Na czele jest również niemiecka firma CureVac, w której Polka dr Mariola Fotin-Mleczek jest szefową ds. technologii i nadzoruje prace właśnie nad szczepionką na koronawirusa – i to szczepionką nowej generacji.

Jest nadzieja, że do końca roku będzie wreszcie gotowa szczepionka – oznajmił szef WHO.

Nie mamy zatem innego sposobu, trzeba cierpliwie czekać i ściśle przestrzegać nakazów i ograniczeń.

I na koniec:

Aż cisną się oczywiste i praktyczne wnioski:

  1. Powinniśmy robić wszystko aby bez zakażenia się koronawirusem, w zdrowiu, przeczekać czas niezbędny do wynalezienia, przetestowania i powszechnego zastosowania skutecznej i bezpiecznej szczepionki przeciw wirusowi SARS-2 Covid-19;
  2. Z kolei aby bez zakażenia przeżyć ten okres oczekiwania na szczepionkę, należy bezwzględnie przestrzegać nakazów ochronnych, ograniczających do maksimum możliwości zakażenia koronawirusem.,

W szczególności powinniśmy stosować zasadę „D. D. M”, czyli: dystans społeczny, dezynfekcja i mycie rąk!!!

A ponadto:

3. Musimy wykazać się mądrością i odpowiedzialnością dla dobra swojego, bliskich, rodziny i wszystkich takich samych jak my ludzi, a mianowicie:

a)Odrzucić i nie poddawać się wszelkim fałszywym informacjom i działaniom wszystkim sceptykom i nieodpowiedzialnym ryzykantom, nie stosującym się do zasad ochrony przed chorobą, podważającym naukowe i sprawdzone medycznie zasady walki z koronawirusem, w tym ruchom anty-szczepionkowców, anty-covidowców, które są oparte na niewiedzy, głupocie, naiwności prostych ludzi i często służą prywatnym lub nawet politycznym interesom;

b)Aktywnie włączać się i przeciwdziałać, w miarę swoich możliwości, postawom negującym sens walki z koronawirusem;

Zatem przestrzegajmy zasady „D, D, M ”, czekając cierpliwie na szczepionki przeciwko pandemii COVID-19, oby tylko do końca 2020 roku.

Bronisław                                                         17/18 październik 2020


  • 0

Źle się dzieje z autorytetem rodziców we współczesnym Świecie?!

Pandemia koronowirusa wzrosła ze zdwojoną siłą. Władze rozszerzają strefy ograniczeń i nakazują rygorystycznego przestrzegania zasady DDM ( dezynfekcja, dystans społeczny i maski). Trzeba zatem przygotować się na efektywne i twórcze zagospodarowanie czasu podczas dłuższego przebywania w rodzinnych pieleszach. Tak też czyniąc kupiłem świeżo wydaną autobiografię Demi Moore.

Wszyscy znamy Demi Moore ze wspaniałych kreacji filmowych. Raczej kojarzy się nam jako szczęśliwa, piękna kobieta, ze wspaniałym prywatnym życiem, opływająca w dobrobycie i sławie.

A tu w swojej biografii pisze wprost niewiarygodne rzeczy:

„Jak to jest, kiedy matka zrobi z ciebie kurwę za 500 dolarów?”- złośliwie zapytał partner matki 15 – letnią Demi Moore. „A potem mnie zgwałcił”. Wyznaje w swojej książce „ Intymnie. Moje wspomnienia” Demi Moore, którą Świat pokochał za rolę Molly w „Uwierz w ducha”. Potem były inne filmy znane dobrze w Polsce, „Niemoralna propozycja”, no i Striptiz”, za który zarobiła 12 milionów dolarów, i który zrobił z niej symbol seksu.Ta piękna i niezwykle uczuciowa Demi Moore miała tragiczne dzieciństwo.

Przeżyła gwałt i próbę samobójczą mamy, rozpadły się jej trzy małżeństwa, została zdradzona i uzależniła się od kokainy. „Wkrótce po narodzinach córki Scout zerwałam wszelkie kontakty z matką. (…) Przestałam żywić płonne nadzieje, że kiedyś będzie dla mnie matką. Nie odezwałam się do niej przez osiem lat. Podczas kręcenia, gdzieś na skraju mojej świadomości czaiło się najpaskudniejsze pytanie, jakie mi kiedykolwiek zadano: „Jak to jest, kiedy matka zrobi z ciebie kurwę za 500 dolarów?”

Aż trudno uwierzyć co pisze Demi Moore, bowiem inaczej powinna wyglądać życiowa prawda każdego dziecka.

To właśnie matka powinna być pierwszym autorytetem dziecka i życiowym przewodnikiem w procesie wychowania, i tak wskazuje Demi Moore w swojej autobiografii.

                                                          • • •

Kiedy czytałem biografię Demi Moore, jakby odruchowo sięgnąłem na półkę i wyciągnąłem książkę znanego polskiego rapera Liroya,”AutobiogRAPia”. I co on pisze o swoim dzieciństwie?

„Jest wiele dni z dzieciństwa, które dobrze pamiętam. Jednym z nich był ten, w którym usłyszałem z ust matki: Synu, dziś zabiję tatę”. Raper opowiada w niej koszmar jaki przeżył jako dziecko. Ojciec alkoholik, znęcał się nad całą rodziną. „Kiedy widzisz starego, który rozwala butelkę na głowie twojej matki, widzisz wszędzie krew, najchętniej wziąłbyś nóż i uciął mu łeb (…) Nie raz i mnie skatował. Przez wiele lat spałem z nożem pod poduszką. Nawet po wyprowadzeniu się z domu, łapałem się na tym, że kiedy ktoś stanął za drzwiami mojego pokoju, zrywałem i czekałem” – pisze. I dalej opowiada, że spędzał więcej czasu na podwórku z kolegami, uciekał z domu, włóczył się po Polsce. „Pierwszy raz uciekłem w trzeciej klasie podstawówki. Sytuacja w domu była lipna, więc jak tylko Jacek zarzucił temat zrywki długo się nie zastanawiałem (…). Zawinęliśmy, co mieliśmy pod ręką na taką wyprawę. Jacek dobrze wiedział, gdzie starzy trzymają kasę. (…) Celem była Szwecja.

W końcu dokonał wyboru swojej drogi życiowej. Został muzykiem i jak sam mówi jego teksty są opowieścią o jego życiu. W tym najbardziej wstrząsającym „Cicha noc” opowiada o tym, jak nastoletni Liroy w Święta Bożego Narodzenia planuje zabójstwo swojego ojca.

Dziś Liroy udowadnia publicznie, pisząc o sobie i tragicznym dzieciństwie, działając jako poseł, a przede wszystkim w swoich utworach i pokazuje, że mimo wychowywania się w takich warunkach jak on, można wybrać właściwą drogę i być szczęśliwym oraz normalnie żyć.

Dla niego negatywny wzór ojca i domu rodzinnego był jednak pozytywną motywacją, by jego dzieci miały szczęśliwe dzieciństwo, by były bezpieczne i szczęśliwe.

                                                            • • •

Złego wychowania nie dziedziczy się, twierdzą zgodnie psychologowie i terapeuci rodzinni. A więc, to nie żadne złe cechy dziedziczne rodziców są przyczyną ich złych postaw wychowawczych, wbrew dość częstym tłumaczeniom samych rodziców, zrzucających winę na złe geny dziedziczne współmałżonka.

To zły sposób wychowywania, albo w ogóle brak aktywności w wychowywaniu dziecka ze strony rodzica-rodziców, czyni dziecko nieszczęśliwe, najpierw w okresie dzieciństwa, a później w całym jego dorosłym życiu.

To autorytet rodzica, matki, ojca, tworzy dla dziecka godny wzór do naśladowania w procesie wychowania.

Gdzie się zatem podziały autorytety, tak ważne dla standardów dobrego życia?

Kto w dzisiejszych czasach ogromnego postępu cywilizacyjnego  jest wzorem godnym naśladowania na całej drodze człowieka do szczęśliwego życia?

Z sondażu przeprowadzonego dla Onetu przez IBRIS w 2016 roku wynika, że:

50 % Polaków nie ma w ogóle autorytetu, albo nie potrafi go wskazać.

Pozostali wskazywali za swój wybrany autorytet osobowość z historii (44%), w dziedzinie nauki (38%) i w świecie polityki (14 %)

Natomiast rodziców za autorytet wskazuje  zaledwie 6,5% ankietowanych.

Z osób żyjących, w tym rodziców, za największy autorytet najczęściej uznawany jest przez Polaków papież Franciszek. Takiej odpowiedzi udzieliło 11,6 proc. badanych.

Powoli upadają kolejne autorytety „niegdyś” uznawane za wiodące, to nauczyciele- wychowawcy, nauczyciele zawodu i mistrzowie do naśladowania na drodze kariery zawodowej. Wielcy ludzie, odkrywcy, naukowcy,słowem mądrzy wiedzą i doświadczeniem.

Popatrzmy, sami na swoje dzieci i wokół siebie:

Kto lub co jest dzisiaj wzorem do naśladowania dla moich dzieci i w ogóle dla dzieci i młodzieży?

Dzieci i młodzież nie mając dobrych wzorców rodzicielskich szukają innych autorytetów poza rodziną.

Jakże często są to wzorce  cyborgów, androidów, zaczerpnięte z internetu, gier komputerowych, a nie istot ludzkich, żywych i mądrych przedstawicieli dziedzin życia. Zaś w zakresie edukacji seksualnej są to wzorce z filmów pornograficznych, ciekawe, bo zakazane dla dzieci, i bezkrytycznie przyjmowane za właściwe z powodu braku naukowej wiedzy od rodziców i szkoły.

Z moich doświadczeń zawodowych wiem, że z trudnego dzieciństwa, młodzi ludzie podejmują jeden z dwóch wyborów.

– Pierwszy to trudna umiejętność wyciągnięcia pozytywnych wniosków z trudnego dzieciństwa i walka o dobre życie swoje i dzieci.

– Drugi to przyjęcie, bardziej lub mniej świadomie, złego wzorca  postępowania w swoim życiu, i niestety takie życie, często będące powtórką życia rodziców..

Tych, którzy mają jeszcze czas i wpływ na wychowanie dzieci, zachęcam do zastanowienia:

Dlaczego tak źle się dzieje z autorytetem rodziców we współczesnym Świecie?

 A „szalejąca” ze zdwojoną siłą pandemia koronowirusa i obowiązujące nakazy DDM mogą temu sprzyjać.

Bronisław                                                             październik 2020r


Im większą wiedzę posiada człowiek, tym ma mniejsze szanse na osiągnięcie szczęścia?! Czy to jest prawdziwy „paradoks* szczęścia”?!

Zobaczmy na przykładach jak się ma wiedza do szczęścia? Czy zawsze będzie  złotym środkiem do niego?

Mamy początek jesieni, a tu piękna słoneczna pogoda. Jakby naturze na złość, wirus COVID-19 wciąż trzyma, a nawet potęguje wzrostem zakażeń. Zachęcony energią słoneczną do aktywności życiowej pojechałem nabrać czystej źródlanej wody z pobliskiego źródła artezyjskiego. Jako że kolejka potrzebujących okazała się nieco dłuższa niż zwykle, siadłem pośród nich zajmując swoje miejsce. Siedzące tuż obok mnie starsze, wesołe i „gadatliwe” małżeństwo pochwaliło się, że w wodzie ze źródła robią ogórki kiszone na zimę dla całej rodziny i to bezpośrednio w 5-ciolitrowych plastikowych butelkach po wodzie mineralnej. Oboje tryskali ogromnym zadowoleniem  z siebie, z tego czym żyją na co dzień. Zwyczajni, „prości” i szczerzy ludzie. On całe zarobkowe życie przepracował jako spawacz, ona jako pracownik gastronomi. Nieśmiało zagadnąłem ile już lat tak się zgadzają i cieszą życiem.” My czterdzieści trzy, ale to nic, bo moi rodzice przeżyli zgodnie  63 lata”- prawie wykrzyknęła ona. „Czy jesteście szczęśliwi w małżeństwie”- ostrożnie wtrąciłem do rozmowy pytanie. „ Ależ tak! Co prawda my to tak nie myślimy o szczęściu, my po prostu cieszymy się każdą rzeczą w naszym  życiu”- prawie równocześnie potwierdzili oboje.” Oczywiście są i problemy, jak to w życiu. Czasami się pokłócimy i pogniewamy, tak jak w każdym małżeństwie „– z uśmiechem dodała żona. I tak, gaworząc, powoli poznawałem ich normalne, ale dobre i szczęśliwe życie.

Już w drodze powrotnej z czterema słojami wody źródlanej, z odrobiną normalnej ludzkiej zazdrości, pomyślałem:

Jaki to złoty środek czyni tych dwoje ludzi szczęśliwymi, każdego z nich i razem w małżeństwie?

Jak gdyby w sprzeczności do tego co usłyszałem od tych prostych ludzi, przed oczami stanęły mi obrazy rozwodzących się, przy moim zawodowym udziale, małżeństw o znacznie wyższym poziomie intelektualnym i wiedzy.

I przypomniałem sobie rozwód dwoje ludzi, znakomicie wykształconych, o ogromnej wiedzy ogólnej i specjalistycznej. Ona pracownik naukowy – wykładowca na wyższej uczelni. On pierwszy oficer na statku dalekomorskim, a później dyrektor w urzędzie morskim.

Przyczyną orzeczonego przez sąd rozwodu była niezgodność charakterów. W rzeczywistości, Ci „ mądrzy” małżonkowie  przez 13 lat nie mogli znaleźć łączących ich więzi wiodących do szczęśliwego życia. Kady z nich miał inne wyobrażenie i wyolbrzymione oczekiwania co do szczęścia, w rozumieniu posiadanej przez nich wiedzy. To właśnie ich duży zasób wiedzy, jaką oboje posiadali, pozwolił im poznać wielkość, rozmiar, możliwości poczucia i skalę zadowolenia z prawdziwego -według nich – szczęścia. Stąd też, między innymi, dzieliły ich marzenia, własne aspiracje i ambicje, a w ostateczności cele życiowe i dalszy sens wspólnego życia. Nie mieli dzieci, albowiem posiadanie „teraz” dzieci nie mieściło się w ich planach dotyczących kariery zawodowej.

Takich możliwości poznania wielkości rozmiarów i poczucia szczęścia nie mieli Ci „prości” ludzie, których poznałem w kolejce do naturalnego źródła wody. Po prostu mieli mniejszą wiedzę. Szczęściem dla nich była i nadal jest każda, nawet najmniejsza dobra rzecz, drobne wydarzenie, każdy normalny dzień, godzina, minuta życia. Oni chyba nawet nie mieli określonych, swoich „wielkich” celów życiowych i planu życia. Oni po prostu brali życie tak jak w piosence Wojciecha Skowrońskiego i „Alibabek” z Opola w 1974 r, pod tytułem „ Ja to się cieszę byle czym”, ale w znaczeniu pozytywnym.

                                                         •••

Spróbuję teraz jak najprościej przedstawić w czym upatruję, choć nie wiem czy słusznie, ten nazwany przeze mnie

„paradoks szczęścia”.

Człowiek niewykształcony, słabo wykształcony, posiadający mniejszą wiedzę ogólną, mniej doświadczony życiowo i zawodowo, siłą następstwa rzeczy, ma małą lub znikomą wiedzę na temat najważniejszych wartości życiowych tworzących szeroko rozumiane szczęście.

A więc prawdopodobnie ma zbyt mało wiedzy na temat takich wartości jak:

miłość i seksualność;

sens i cel małżeństwa i innego związku partnerskiego;

prokreacja, w tym posiadanie, wychowanie  i wykształcenie dziecka;

czym jest rodzina i na czym polega szczęście rodzinne;

praca jej rola w życiu człowieka i satysfakcja z pracy;

no i samorealizacja marzeń, pragnień, ambicji i aspiracji człowieka.

Zatem jego marzenia, pragnienia, oczekiwania, cele życiowe i dążenia do szczęścia będą takie jaki posiada zasób wiedzy o wymienionych wartościach składających się na szczęście.

Tak więc jego wizja szczęścia będzie proporcjonalna do posiadanej wiedzy o szczęściu.

Ponieważ jego wyobrażenie szczęścia będzie „uproszczone”, „mniej bogate” i mniej urozmaicone, to jego droga do własnego szczęścia teoretycznie będzie łatwiejsza, krótsza. I szybciej osiągnie poczucie szczęścia.

 I dalej idąc tym tokiem rozumowania, „szczęściem w nieszczęściu” człowieka o mniejszej wiedzy, mniej wykształconego, jest to, że z doświadczenia wiemy, iż taki człowiek z upływem wieku, z reguły przestaje dążyć do zdobywania nowej wiedzy. A to oznacza, że jego podejście i rozumienie szczęścia jest prawie niezmienne. A więc będzie on w życiu nadal szczęśliwy z tych samych powodów życiowych. Po prostu nie będzie szukał „innego, lepszego szczęścia”, bo nie wie i nie wyobraża sobie jak ono może jeszcze wyglądać.

Jaki zatem wniosek wynika z takiego rozumowania?

Im mniej wykształcony jest człowiek, im mniejszą posiada wiedzę, w tym o prawdziwym szczęściu, tym samym ma większe szanse na osiągnięcie szczęścia, rozumianego „po swojemu”.

Właśnie dlatego miłość i szczęście w małżeństwie zwyczajnych, prostych, ludzi znacznie częściej trwa przez całe życie. O takiej miłości i o takich ludziach nie pisze się w gazetach, nie pokazuje w mediach. A szkoda bo to właśnie tak wygląda szczęśliwe życie dwoje kochających się ludzi..    

                                                               •••

I   o d  w r o t n i e,

Im większą wiedzę posiada człowiek, tym ma mniejsze szanse na osiągnięcie „swojego” prawdziwego szczęścia?!

Dlaczego? Jak to możliwe?

Przeanalizujmy zatem.

Człowiek dobrze wykształcony, posiada duży zasób wiedzy ogólnej i specjalistycznej. Jeżeli jeszcze posiada duże doświadczenie życiowe i praktykę zawodową, to w sumie ma bogatą wiedzę na temat tych wszystkich wartości życiowych składających się na prawdziwe szczęście człowieka, które wymieniłem wyżej. Co więcej jego wiedza, każe mu wciąż się rozwijać i pogłębiać już zdobytą wiedzę w zakresie tych wartości, które kształtują jego poczucie szczęścia.

Ale przede wszystkim ma pełną świadomość jak wielkie poczucie szczęścia może osiągnąć realizując każdą z tych wartości. Co więcej wie i dlatego szuka coraz większych możliwości doznania szczęścia w jak największym stopniu, np. w miłości, w związku małżeńskim, w wychowywaniu i wykształceniu dziecka, w pracy, w samorealizacji marzeń i.t.p.

I ta świadomość, że może osiągnąć jeszcze więcej szczęścia w danej wartości (zakresie), czyli, że jeszcze nie osiągnął maksimum, tworzy u niego niedosyt pełni szczęścia i może go czynić niezadowolonym, a z czasem nawet nieszczęśliwym !!!

Stąd mamy ten paradoksalny drugi wniosek zawarty w tytule artykułu.

Bowiem zdobyta już duża wiedza rodzi dalszą ciekawość poznania i nie pozwala człowiekowi zatrzymać się na tym etapie szczęśliwości, a tym samym uznać, że osiągnął pełnię szczęścia.

A teraz, na dowód tego wniosku, popatrzmy na znane światowe przykłady wielkich i mądrych ludzi i sami sprawdźmy z dostępnych źródeł jak wyglądało ich prawdziwe szczęście, często publicznie bliżej nie znane?

Czy Albert Einstein, autor teorii względności ( E=mc2 ), laureat nagrody Nobla, na pewno był szczęśliwym człowiekiem? Poznaj jego życie prywatne, a się dowiesz że….

Czy Maria Skłodowska – Curie, dwukrotna noblistka, pierwsza kobieta-profesor na Paryskiej Sorbonie, była szczęśliwa w życiu osobistym i w związku małżeńskim? Przekonaj się że…

Czy Zygmunt Freud, twórca psychoanalizy i teorii popędów seksualnych, był szczęśliwym człowiekiem? Sprawdź, a okaże się, że…  

                                                           •••

Kochani, do takiego sposobu myślenia sprowokowało mnie „zazdrosne”, ale z podziwem, patrzenie i słuchanie, siedzących obok mnie, przy źródełku wody, dwoje kochających się od 43 lat, starszych ludzi.

Ja byłem i nadal jestem gorącym propagatorem idei, że wiedza jest naprawdę złotym środkiem do prawdziwego szczęścia.

Bo na przykład:

Czy można osiągnąć satysfakcje w miłości, spełnienie w małżeństwie, oraz dobrze wychować dzieci, bez dostatecznej wiedzy?

Czy można mieć satysfakcję z seksu bez wiedzy na temat seksualności człowieka?

Czy można mieć dobrą pracę bez kwalifikacji zawodowych?

Odpowiedzcie sobie sami!

Mam nadzieję, że „odkryty” przeze mnie „paradoks szczęścia i wiedzy ” dobrze posłuży moim czytelnikom.

Bronisław                                     początek jesieni- wrzesień 2020 r

———————————————————————————————————

*Paradoks szczęścia – kontrowersyjne i sprzeczne założenie, że: większa wiedza człowieka i jego mądrość, jest przeszkodą w osiągnięciu szczęścia. Mimo, że jest ono sprzeczne z powszechnym poglądem, że to właśnie wiedza jest drugim, po zdrowiu, złotym środkiem do szczęścia;


Czy to aby na pewno miłość?!

To pytanie zadawałem sobie prawie za każdym razem, kiedy występowałem w procesach sądowych o rozwód.

Jak to jest w życiu? Oceńcie to sami na podstawie trzech prawdziwych spraw. Z oczywistych względów są one zanonimizowane.

Po zapoznaniu się  z nimi spróbujmy wspólnie znaleźć odpowiedź na pytanie:

W jaki sposób upewnić się, jak poznać, że to jest miłość „na zawsze”, „na dobre i na złe” i to z wzajemnością?

                                                          •••

„Ania i Darek znali się od dziecka. Mieszkali w jednej miejscowości i razem chodzili do jednej klasy. Pod koniec nauki w szkole średniej, do której także razem uczęszczali, po którejś prywatce i pierwszym kontakcie seksualnym, ich dziecięca przyjaźń przerodziła się w miłość.  Tak myśleli oni i rodzice. Trzymając się razem skończyli studia na tym samym kierunku. Niedługo potem ich wieloletnią znajomość, przyjaźń i  miłość uwieńczyli formalnie małżeństwem, z pełnym błogosławieństwem bogobojnych rodziców.” I żyli….?! 

                                                   •••

„Zamyśloną Roksanę,  Krzysiek prawie potrącił samochodem, kiedy próbowała „przeskoczyć” ulicę w niedozwolonym miejscu. Kiedy po krótkich wzajemnych przeprosinach, wręczył jej wizytówkę i zaprosił na kawę, odmówiła. Ale szczęśliwym trafem spotkała go po kilku tygodniach i wiedząc już kim jest i gdzie pracuje, świadomie nawiązała znajomość. Krzysiek okazał się znakomitym partnerem do towarzystwa.

Ale co ważniejsze okazał się świetnym kochankiem. Bowiem to z nim Roksana dopiero poznała „prawdziwy seks”, z pełnym zadowoleniem. I dalej ich wspólne życie potoczyło się w radosnym rytmie podróży, atrakcji, zabaw, przeplatane barwnym seksem, satysfakcjonującym Roksanę. Kiedy jednak zaskoczona Roksana oznajmiła Krzyśkowi, że jest w ciąży, Krzysiek po kilkudniowym wahaniu zaakceptował nie tylko dziecko, ale i konieczność zawarcia związku małżeńskiego. Jak stwierdził „ze względu na jego pozycję i otoczenie” . I tak zaczęli kontynuować swój miłosny związek, ale już w realnym życiu rodzinnym.” Po kilku latach….?!

                                                    •••

„To było niezwykłe zauroczenie, wspomina Wiola. Sylwek siadł naprzeciwko mnie w autobusie. Mimowolnie uderzył mnie kolanem i „porażająco” miłym głosem przeprosił, dodając od siebie całą wiązankę ciepłych słów. O dziwo wysiedliśmy na tym samym przystanku, jakby już wówczas szczęście zaczęło nam sprzyjać. Nie wiem nawet kiedy zgodziłam się by mnie odprowadził pod sam dom. Umówiliśmy się tak jakbyśmy na to od dawna czekali. Po prostu poczułam do niego niezwykły pociąg i radość płynącą gdzieś „z góry” z przyszłego spotkania.

 I tak się rzeczywiście stało. Sylwek swoim zachowaniem potwierdził podobne wrażenie i odczuwaną potrzebę bliskości. Po roku narzeczeństwa wzięliśmy ślub. Nasze życie przez wiele lat łączyła niczym nieskażona, czysta miłość.  I ……nie wiem co się ze mną stało po tylu latach?” Z goryczą na koniec wyznała Wiola….

                                                   •••

Tak pięknie się zaczęła „ miłość” w tych trzech związkach małżeńskich.

Niestety, w każdym z nich miłość: albo była krótkotrwałym złudzeniem, albo nie wytrzymała trudów realnego życia, a być może w ogóle jej nie było?!

• Miłość Ani i Darka zasadzała się

na wieloletniej znajomości i przyjaźni od czasów dzieciństwa.

• Związek miłosny Roksany i Krzyśka opierał się od początku

na seksie

i to głównie na zadowoleniu z niego Roksany.

 • Nieskażona pierwotnie, wzajemna miłość Wioli i Sylwka przetrwała 25 lat dzięki

chemii zakochania i obustronnej potrzebie  bliskości.

Jak się potoczyło życie w tych związkach, oparte na trzech różnych podstawach miłości?

W pierwszym przypadku, długotrwałej znajomości od czasów dzieciństwa, Darek już cztery lata po ślubie „zakochał się” w koleżance z pracy.  

Po kolejnych dwóch latach sprawa wyszła na jaw, kiedy kochanka zaszła w ciążę. Ponieważ z Anią nie miał dzieci, dość szybko zdecydował się na rozwód. Ania ze smutkiem przyznała, że ich związek łączyło raczej przyzwyczajenie od czasów dzieciństwa niż miłość i wyraziła zgodę na rozwód. Sąd orzekł rozwód, ale z winy męża.

• W drugim, to Roksana wystąpiła o rozwód, mimo iż na początku, tak bardzo zachwycała się seksem z Krzyśkiem. To właśnie seks zgubił Krzyśka, a ją wcześniej doprowadził do małżeństwa. Okazało się bowiem, że Krzysiek nie zaprzestał rozrywkowego trybu życia, mimo posiadania dziecka i rodziny.  

Roksana nie wytrzymała powtarzających się zdrad i zdecydowała się sama wychowywać kilkuletniego syna. Tak też się stało po wyroku rozwodowym.

W  trzecim, Wiola i Sylwek przepełnieni wzajemną miłością, której źródłem było zauroczenie, zakochanie i chemia, żyli zgodnie i spokojnie przez ponad 25 lat. Wychowali dwoje dzieci, dziś już dorosłych i mających własne rodziny. I oto teraz Sylwek dowiedział się od żony przyjaciela rodziny, że Wiola od pewnego czasu zdradza go właśnie z tym przyjacielem.

Trzeba dodać, że Sylwek często przebywał służbowo za granicą. Wiola  z wielką skruchą i ogromnym wstydem przyznała się, próbując zrzucić częściowo winę na okresową samotność. Zarzekała się, że nie kochała i nie kocha ich przyjaciela. To zaczęło się od jego pocieszeń w chwilach samotności i wspólnego spędzania czasu. Sylwek nie mógł opanować emocji i zadecydował by złożyć pozew o rozwód. Sąd zaproponował mediację, którą poparłem, a małżonkowie ostatecznie zgodzili się na sądową separację małżeńską. Być może czas pozwoli uratować związek, niegdyś oparty na „wielkiej” miłości.

                                                  •••

A teraz, mając w pamięci te trzy życiowe przykłady, wróćmy do tytułowych pytań:

W jaki sposób upewnić się, jak poznać, że to jest miłość „na zawsze”, „na dobre i na złe” i to z wzajemnością?

Ile czasu potrzeba, aby być pewnym, że to jest „prawdziwa” miłość?

Na pewno każda miłość, nigdy nie będzie uczuciem o takim samym, stałym romantycznym natężeniu. I to musi wiedzieć każdy partner związku miłosnego, małżeńskiego czy innego stałego. Nie można zatem po jakimś czasie i z błahego powodu bezczynnie lamentować: „On-Ona już mnie nie kocha!”, Albo: „Nasza miłość już nie jest taka jak dawniej?”

Zamiast tego trzeba, we właściwym czasie, głębiej się zastanowić, przeanalizować dotychczasowe życie, chwile dobre i złe, błędy i potknięcia, oraz wyciągnąć dla siebie i dla przyszłości związku właściwe wnioski.

Trzeba po prosu pielęgnować miłość. A widząc zagrożenie, pozytywnie zadziałać!

Ale tak można i trzeba postępować po ślubie. A co zrobić przed zawarciem małżeństwa /wejściem w stały związek partnerski/, aby nie popełnić życiowego błędu?

Kocham go/ją/? Czy może tak mi się wydaje?

Czy moja miłość jest tak trwała, że przetrzyma wszelkie trudności, na które na pewno trafi na przestrzeni całego wspólnego życia?

Czy on/ona/ kocha mnie, tak ja jego? A może on/ona tylko tak mówi i udaje?

Jak to poznać, po czym?

Ja, w czasie wieloletniej praktyki zawodowej, w tym w sprawach rozwodowych i rodzinnych, oraz doświadczeniu życiowym, długo szukałem odpowiedzi na te i podobne pytania. I wciąż szukam.

Na dziś wiem na pewno. Nie ma jednoznacznej i wspólnej dla wszystkich rodzących się „miłości” dobrej i uniwersalnej rady na założenie szczęśliwego związku i to na całe wspólne życie.

Ale….

Każdy człowiek ma: dobre lub złe cechy charakteru, nawyki, przyzwyczajenia, określony sposób myślenia o życiu, wyrażania myśli, działania, uznawane wartości, marzenia do zrealizowania, wybrane cele i sens życia.

Trzeba je najpierw, przed założeniem związku, rozpoznać u partnera/ki. Porównać ze swoimi i racjonalnie, przez „lupę”, a nie „różowe okulary”, ustalić czy „ pasują” do wspólnego związku miłosnego /małżeńskiego – innego trwałego/ na całe życie.

I to jest według mnie cała mądrość życiowa, którą niestety, nie zawsze stosujemy.

To jest największy błąd poprzedzający zawarcie małżeństwa skutkujący na całe życie, nasze i często naszych dzieci!

A co Wy o tym sądzicie ???

O najważniejszych cechach i wartościach, które w rzeczywistości życiowej decydują o istnieniu szczęśliwego związku miłosnego, pisałem w blogu w lutym 2019 roku, a także w książce-poradniku.

Bronisław                                                 wrzesień 2020 r


Nie musimy wychować geniusza! Ale mamy obowiązek dobrze dziecko wychować i odpowiednio wykształcić!

Co to oznacza dla rodziców?

Rozpoczął się nowy rok szkolny. Będzie to niezwykle trudny rok nauki dla dzieci, ale także dla rodziców. Pandemia koronawirusa wciąż groźnie wisi nad nami, a nasze władze oświatowe nie są w stanie zapewnić bezpiecznych na 100 % warunków nauki.  

Nie oznacza to, że my rodzice, możemy choć na ten czas, poczuć się zwolnieni, bądź usprawiedliwieni, z ciążących na nas obowiązków w ramach władzy rodzicielskiej.

Tym bardziej, że media potęgują jeszcze kłopoty rodziców w okresie pandemii, co rusz donosząc o nieszczęściach dzieci, rodziców i rodzin.

Zaledwie w kilka dni zebrałem takie oto informacje, którymi pragnę się podzielić z Wami, w aspekcie wspólnego poszukiwania przyczyn takiego stanu.

„13-letnia Kasia próbowała popełnić samobójstwo. Z tą myślą nosiła się już od paru lat, nie mogąc pogodzić się z tym, że nikt jej nie kocha w rodzinie i jest tylko dla niej ciężarem.”

„ Z 9-letnim Adasiem nauczyciele nie mogli dać sobie rady, bo przeklinał wulgarnymi słowami, a kary potęgowały jego złe zachowanie”.

„14-letniego Cześka bali się wszyscy rówieśnicy, a także starsi, bo zasłynął w okolicy i w szkole swoimi czynami jako „bokser”, który z byle powodu rzucał się do bicia. A poza tym podkradał co się da i tym handlował”.

„15-letnia Basia „ćpała” od dwóch lat aż wpadła w nawyk. Teraz przebywa w ośrodku wychowawczym dla nieletnich i wychowawcy stwierdzają konieczność leczenia uzależnienia”.

Kasię o mało nie zabiły jej złe myśli i postępujące negatywne myślenie. Adasia gubiły słowa, które raniły innych. W życiu Czesia zaczęły dominować  chuligańskie i złodziejskie czyny. Życie Basi nawyk ćpania zamienił się w uzależnienie od narkotyków.

Co takiego łączy tę czwórkę nieznanych sobie dzieci?

Najpierw z opisu każdego zdarzenia wyłuszzczmy to, co było główna przyczyną każdego z tych nieszczęść. Dla uproszczenia wytłuściłem, wyrazy, określające te wartości-powody, które powodowały tragedię każdego dziecka.

I tak są to kolejno:

Myśli, – a właściwie złe myśli i negatywne myślenie Kasi, gdzieś powstałe, bądź odwzorowane;

Słowa, – a naprawdę wulgarne słowa jako efekt nieumiejętności wyrażania myśli, emocji przez Adasia, zasłyszane w pierwszej kolejności od najbliższych;

Czyny, – chuligańskie i złodziejskie, czyli przestępczy sposób postępowania i radzenia sobie w życiu przez Czesia, również powstały w wyniku  naśladowania  wzorców poznanych w najbliższych kręgach ;

Nawyk, a następnie uzależnienie – a więc już nabyte i wstępnie ukształtowane  nastawienie do życia szesnastoletniej Basi, poprzez ucieczkę od problemów życiowych za pomocą narkotyków jako najprostszego lekarstwa.

Te wskazane wartości i cechy to nic innego jako kolejne etapy niewłaściwego procesu wychowania, dla tych czterech dziecięcych nieszczęść.  

To właśnie zły sposób wychowania łączy wszystkie cztery tragedie życiowe dzieci.

„Twoje dziecko to Twoja wina” twierdzi i radzi „ jak wychować dzieci na odpowiedzialnych i samodzielnych dorosłych”, w swojej książce pod tym tytułem Larry Winget,  amerykański „Pittbull” Rozwoju Osobistego, doświadczony praktyk i ojciec dwóch synów.

Niestety, a raczej stety, bo to dobrze, tak też stanowi prawo w naszym kraju definiując prawa i obowiązki rodziców wykonujących władzę rodzicielską przez osiemnaście lat wychowywania dziecka.

Zgodnie bowiem z art. 96 Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego, to rodzice ponoszą w pełni odpowiedzialność za „ wychowanie dziecka, kierowanie nim, za rozwój fizyczny i duchowy, oraz za należyte przygotowanie do pracy dla dobra społeczeństwa i odpowiednio do jego uzdolnień”.

Tak więc podstawowym obowiązkiem, a jednocześnie gwarancją dobrego startu dziecka w dorosłe i przyszłe szczęśliwe życie, jest:

Dobre w y c h o w a n i e    i    odpowiednie  w y k s z t a ł c e n i e

I od razu należy jasno powiedzieć, że nie chodzi o to by z dziecka uczynić geniusza, omnibusa, wywołać w nim „bożą iskrę” nadzwyczajnego  talentu, albo uczynić z niego mistrza nad mistrzami. Tacy rodzą się i to często, nawet w najtrudniejszych warunkach dzieciństwa. Co nie oznacza, że geniusze nie muszą być dobrze wychowywani  i odpowiednio kształceni.

Wróćmy do czterech tragicznych, negatywnych przykładów wychowawczych i na podstawie wynikających z nich wniosków pozytywnych, spróbujmy sami określić jak praktycznie powinno wyglądać wychowanie.

Dobre wychowanie, najprościej można określić tak:

Trzeba dziecko nauczyć; – odróżniać dobro od zła, – wiedzieć jak myśleć i czynić w życiu dobro, – wyrabiać w dziecku dobre nawyki i kształtować charakter, w którym będzie dominować pozytywne myślenie i nastawienie do życia.

Tak rozumiany 18 letni proces wychowawczy dziecka rozłóżmy na:

Praktyczne kierunki działania rodziców w procesie dobrego wychowania:

1.Od początku i od najmłodszego wieku należy kształtować świadomość dziecka na  pozytywne myślenie.

2.Nauczyć dziecko umiejętności wyrażania swoich myśli, emocji i uczuć: słowami, gestami, pismem i wszystkimi nowoczesnymi formami komunikacji, tak aby w dorosłym życiu posiadało umiejętność porozumiewania się w różnych stosunkach społecznych, w tym w związku miłosnym, małżeńskim – partnerskim, rodzinnym i innych.

3.Nauczyć i pokazywać wzorce pozytywnego działania, czynienia dobra, w celu:

4.Ukształtowania i wyrobienia w dziecku pozytywnych nawyków myślenia, wyrażania, działania i czynienia dobra; tak aby:

5.Zbudować w dziecku na trwałe, pozytywne cechy charakteru, aby mogło w swoim dorosłym życiu osiągnąć najważniejsze wartości składające się na prawdziwe szczęście, w tym:- oddanie we wzajemnej miłości,- spełnienie w małżeństwie – stałym związku partnerskim, – posiadanie i wychowanie dziecka, – szczęście rodzinne, – satysfakcja z pracy zawodowej, oraz – samorealizacja przez twórcze życie i bezinteresowne czynienie dobra.

Warunkiem koniecznym do zrealizowania tych praktycznych kierunków wychowania przez rodziców jest wychowywanie aktywne, a nie bierne.

Wychowanie aktywne w praktyce to podejmowanie przez rodziców inicjatyw i takich działań, które jako pierwotne, od podstaw tworzą u dziecka pozytywny sposób myślenia, rozumowania, wyrażania, czynienia, kształtowania nawyków i w sumie budują dobre cechy charakteru.

I w przeciwieństwie, bierne wychowanie to następcze, wtórne, próby korygowania, stwierdzonych u dziecka negatywnych i złych cech, myśli, zachowań, czynów, nawyków, za pomocą systemu karania i nagradzania. Najczęściej w wyniku już raz popełnionych  błędów wychowawczych.

Jak widzimy, bez trudu możemy stwierdzić, że aktywny sposób wychowania będzie zawsze lepszy i skuteczniejszy, bo to my rodzice, sami i świadomie jako pierwsi, od początku tworzymy charakter i osobowość dziecka na jego dorosłe życie, a nie kto inny. A w biernym wychowaniu my- rodzice dopiero korygujemy, najczęściej karami, własne błędy wychowawcze, bądź „ cudze ” ( koledzy, otoczenie, środowisko, tzw. ”ulica”).

        Równolegle z dobrym wychowaniem, dziecko winno zdobywać kolejne stopnie wykształcenia. Ale nie powinno to być wykształcenie dla wykształcenia i posiadania dokumentu o jego poziomie ( zawodowe, średnie, wyższe), ani też dla spełnienia marzeń, wyobrażeń lub niespełnionych ambicji rodzica.

Dziecko w procesie wychowania powinno zdobyć wykształcenie:

– odpowiednie do możliwości psychofizycznych dziecka;

– przydatne  do aktualnych i przyszłych potrzeb rynkowo-gospodarczych;

– no i co ważne, wykształcenie, które dziecku się „podoba”, o jakim marzy, bądź lubi taki rodzaj zawodu.

I za takie odpowiednie wykształcenie dziecka odpowiadają rodzice, a nie szkoła, jak sądzą do dziś niektórzy z nich. Bowiem wykształcenie dziecka jest elementem składowym procesu wychowania.

A

dobre wychowanie i odpowiednie wykształcenie

jest warunkiem koniecznym i wartością niezbędną do osiągnięcia prawdziwego szczęścia dziecka, a także  rodziców.

Walczmy o szczęście dzieci i nie dopuśćmy do tego, aby nasze dziecko spotkało podobne nieszczęście jak w opisanych na początku czterech tragicznych przypadkach!

Bronisław                                                                      wrzesień 2020 r.


Myśli → Słowa → Czyny → Nawyki → Charakter = Życie człowieka. Tak człowiek tworzy swój sposób, cel i sens życia

Postawiłem się koronawirusowi i nareszcie zrealizowałem od dawna planowany zamysł dokładnego zwiedzenie Puszczy Białowieskiej. Dodatkowo miałem w pamięci kilkuletnią batalię ekologów o nasze naturalne dobro narodowe, protestując przeciw wycince drzew uszkodzonych kornikiem. Postanowiłem to sprawdzić sam.

 Poszukałem kornika drukarza, z którym tak głośno walczył rząd.

Starałem się zmierzyć z potęgą natury, ale gdzież tam człowiekowi do niej

Ach! Co za powietrze?

Nareszcie odetchnąłem pełną piersią. Kiedy tak odpoczywałem na łonie natury, moja przewodniczka Pani Lucynka, nieświadomie zasiała w moim umyśle małe ziarenko, które później zakiełkowało w drodze powrotnej w ogromny owoc niepokoju, na tle ludzkiego losu.

Tak się naładowałem cudowną mocy drzew, że postanowiłem to sprawdzić fizycznie na sobie.  

Kiedy odpoczywałem na łonie natury Białowieży, moja przewodniczka Pani Lucynka, nieświadomie zasiała w moim umyśle małe ziarenka, które później zakiełkowały w drodze powrotnej w ogromny owoc niepokoju na tle ludzkiego losu.

                                                               • • •  

Wracając z Puszczy Białowieskiej, mój plan poszerzyłem o zwiedzenie kolejnych narodowych pamiątek i miejsc.

Mijając Białystok, nie mogłem pominąć Pałacu Branickich i jego pięknego ogrodu, dumy miasta i kraju.

                                                             • • •  

A że w tym czasie obchodziliśmy 81 rocznicę wybuchu II Wojny Światowej, to zajechałem do Gierłoży pod Kętrzynem, by w skupieniu ale z przewodnikiem zwiedzić ruiny „Wilczego Szańca”, kwatery Adolfa Hitlera, z której przez 848 dni dowodził II Wojną Światową.

„Wilczy Szaniec”. Ruiny siedziby Hitlera w Gierłoży k/Kętrzyna. To stąd przez 848 dni w latach 1941 – 1943 Adolf Hitler kierował obsesyjnymi planami zawładnięcia Świata.

                                                                            • • •  

Przygnębiony smutną wiedzą po zwiedzaniu „gniazda” Hitlera wieczorem, już w Giżycku, w porcie jachtowym, siadłem przy kawie i chłonąłem ciepły powiew wiatru znad jezior.

Jak by tego mało, w tym momencie, dobiła mnie tragiczna wiadomość z Białegostoku, w którym byłem dzień wcześniej, o śmierci trzypokoleniowej rodziny, babci, małżonków i dziecka, wskutek wybuchu gazu.

Jak się wstępnie okazało było to tzw. rozszerzone samobójstwo, sprawcą którego był mężczyzna, syn, mąż i ojciec pozostałych trzech ofiar.

                                                                • • •  

I tak na tle tych zdarzeń, stanęły mi przed oczami postacie dwóch mężczyzn, sprawców tych bardzo złych czynów i ludzkich nieszczęść.

Z jednej strony Adolf Hitler, „wielki” wódz cywilizowanego narodu, o ogromnej władzy, który unicestwiając miliony ludzi realizował wymyśloną przez siebie nacjonalistyczną ideę „rasy panów”.

Z drugiej. „chyba” zwykły człowiek, „głowa rodziny”, najmniejszej ale podstawowej komórki społecznej, od których istnienia i rozwoju zależy życie ludzkości na Ziemi.

Co połączyło tych dwóch ludzi, w tym właśnie czasie, w mojej wizji przyszłości?

Skąd się u nich zrodziły takie myśli i czyny?!

Kiedy tak się zastanawiałem nad życiem i śmiercią tych dwóch sprawców tragedii innych ludzi, przypomniały mi się niezwykle mądre myśli z Talmudu, komentarza do „Tory”, świętej księgi judaizmu ”, pochodzącego z III wieku przed naszą erą :

„Zważaj na swoje myśli, bo staną się Twoimi słowami,

 Zważaj na swoje czyny, bo staną się Twoimi nawykami,

 Zważaj na swoje słowa, bo staną się Twoimi czynami,

 Zważaj na swoje nawyki, bo staną się Twoim charakterem,

 Zważaj na swój charakter, bo stanie się Twoim losem.”

Jakże ważne mogą być słowa tego mądrego przekazu sprzed 2300 lat dla każdego z żyjących dziś ludzi, ale i dla przyszłości..

Znajduje się w nim pięć najważniejszych wartości, które budują osobowość człowieka na całe życie. A tak właściwie, to najważniejsze w nim są wartości i cisnące się do nich pytania.

Popatrzmy na kolejność ich powstawania w życiu człowieku.

Myśli   Słowa    Czyny   Nawyki   Charakter

To właśnie od nich zależy sposób, cel i sens życia człowieka.

A więc

LOS, PRZEZNACZENIE, SZCZĘŚCIE,

Moje , Twoje, Naszych dzieci, i każdego innego człowieka !!!

Mając wciąż w pamięci, dwóch sprawców nieszczęść, przyszły mi na myśl pytania dotyczące tych pięciu ludzkich wartości wskazanych, w tym jakże starym, porzekadle.

A więc powtórzmy je : myśli, słowa, czyny, nawyki i charaktery:

• Skąd i w jaki sposób wzięły się takie

myśli,

u tych dwóch sprawców ludzkiego nieszczęścia, skutkujące najgorszym złem, czyli śmiercią innych ludzi?

Przecież:

Rozwój świadomości człowieka, poznawanie wartości i kierunki kształtowania

myśli, słów, czynów, nawyków i charakteru

człowieka jest następstwem i skutkiem wychowania rodzicielskiego, przedszkolnego, szkolnego, środowiskowego, społecznościowego, politycznego i innego…

A więc, gdzie i na którym etapie rozwoju człowieka i jego sposobu myślenia, szukać odpowiedzi na te pytanie ?

• Dlaczego

złe słowa

publicznie głoszone przez Hitlera i

groźby

wykrzykiwane przez sprawcę z Białegostoku były tolerowane przez innych, dobrych, pozytywnie myślących, odpowiedzialnych ludzi, aż do czasu tragicznego końca?

Przecież:

O

słowach

Hitlera głoszonych publicznie, powszechnie i głośno, wiedzieli najbliżsi, rodacy, naród niemiecki, niemal cały ówczesny Świat, a jednak nikt nie powstrzymał tego szaleńca, przed realizacją swoich obsesyjnych myśli i planów?

Podobnie jak znane były rodzinie, sąsiadom, policji, a nawet sądowi, wielokrotnie powtarzane groźby szalonego człowieka z Białegostoku zabicia żony, czy najbliższych członków rodziny? Ba, była nawet założona „niebieska karta”, świadcząca o przemocy w rodzinie?!

Podobnie jak 

słowa

tak też

ich czyny

od początku zwiastowały tragiczne w skutkach następstwa dla innych ludzi.

Dlaczego już wówczas nikt  tego nie traktował poważnie i odpowiedzialnie.

Przecież:

Ci ludzie czuli się bezkarnie, a ich czyny stały się dla nich

nawykami

w realizacji swoich szaleńczych celów.

Idąc drogą złych myśli, słów, czynów i nawyków

budowali swój

charakter,

który tragicznie wpłynął na życie innych ludzi…..

                                                                             • • •  

Nad jeziorem zobaczyłem szybujący balon i dwoje szczęśliwych ludzi machających do mnie i siedzących obok ludzi.

I w tym momencie moje myślenie wróciło na ziemię, do codziennego życia, do nas żyjących i dążących do swojego szczęścia, jak Ci w balonie.

Pocieszyłem się, choć nie wiem na pewno, czy słusznie:

Przecież każdy człowiek „chyba” wie, sprawdzając na samym sobie:

–  po co żyje?

 – jakie cele chce osiągnąć w swoim życiu?

 – jakie marzenia powinien zrealizować, aby osiągnąć upragnione szczęście?

A zatem, myślę, że każdy z nas na swojej drodze do szczęścia, należycie korzysta z tych pięciu etapów całego życia:

Myśli  Słowa    Czyny Nawyki Charakter = Życie człowieka

                                                             • • •

I na koniec. Zapamiętałem ze swojej podróży, niby mało ważne słowa Pani Lucynki, mojej przewodniczki po Puszczy Białowieskiej, zasiane ziarenka mojego niepokoju:

 ” Małe dzieci to widzą najbardziej, małe żyjątka, owady, roślinki, porosty, a starsi patrzą najchętniej na duże, żubry, wilki, jelenie”.

Czy nie jest tak czasem w naszym życiu, że:

My dojrzali, świadomi ludzie nie widzimy tego co jest jeszcze małym złem, chociaż już wiemy, że może wyrosnąć z tego wielkie zło.

Nie reagujemy , tolerujemy, godzimy się, bo to jeszcze nas nie dotyczy.

Widzimy i krzyczymy dopiero wtedy, kiedy to zło jest ogromne, powszechnie groźne i lada dzień nas dosięgnie.

Pozostawiam Wam, drodzy czytelnicy bloga, dwa retoryczne pytania do rozstrzygnięcia na gruncie własnego życia, życia własnych rodzin, na tle wydarzeń społeczno- politycznych w naszym kraju, a także ostatnio w Białorusi:

Czy doszłoby do nieszczęścia w Białymstoku, gdyby właściwi i kompetentni ludzie, rodzice, nauczyciele- wychowawcy, urzędnicy, funkcjonariusze, władze, otoczenie, środowisko,….. odpowiednio postępowali i zareagowali w sprawie sposobu myślenia, mówienie, czynienia, sprawcy rozszerzonego samobójstwa?

Czy doszłoby do wybuchu II  Wojny Światowej i tak tragicznych skutków dla milinów ludzi, gdyby na drodze myślenia i postępowania Hitlera, jego życia w duchu  nacjonalizmu, antysemityzmu, walki i podbojów Świata, stanęli na przeciw mądrzy, pozytywnie myślący, odpowiedzialni i odważni ludzie?

No i:

Czy każdy z nas, do tej pory, dobrze się zastanawiał:

Jak ja tworzę i realizuję swój sposób oraz cel i sens życia? A może w innej, lepszej kolejności i w inny sposób niż ludzie sprzed 2300 lat?

Prosto z podróży

Bronisław                                                                          4 wrzesień 2020


Dlaczego mężowi nie zawsze mówisz prawdy?

Pamiętasz jak ostatnio  skłamałaś?

Tak! Tak !  Mówię do Ciebie, która teraz czyta tę „nagą” prawdę!

Przecież wiem, że czasem nie mówisz mu wszystkiego. Zresztą nie Ty jedna. Pociesz się, że takich żon jak Ty jest wiele!  A nawet bardzo wiele! Ale to Ciebie nie usprawiedliwia. A więc …..?!

Czas abyś się nareszcie głębiej zastanowiła dlaczego to robisz? Czy jesteś wobec niego w porządku?  Przecież w małżeństwie nie powinno być tajemnic? Czyżbyś nie miała zaufania do męża?

Tak naprawdę to Ty wiesz dlaczego? Do tych małych kłamstewek już się przyzwyczaiłaś. Stały się prawie normalnością?! A co z tymi, które graniczą już z oszustwem?

Pomyśl jakie wspaniałe byłoby Wasze małżeństwo gdybyś zawsze mówiła mu prawdę?

Przecież niektóre z nich są zupełnie niepotrzebne, a mogą zniszczyć związek?! Porozmawiajmy o tym szczerze i otwarcie……

                                                        • • •

Zanim zaczniemy nasze rozważania , przepraszam wszystkie Panie – żony -partnerki, które poczuły się osobiście urażone za ten bezpardonowy, bezpodstawny, oskarżycielski ton na wstępie.

Oczywiście, że nie wszystkie małżonki okłamują swoich mężów. Zapewne Ty do nich należysz, chociaż…..oceń to sama. Są też takie, które są do bólu szczere i bezpośrednie.

Dlaczego zatem, tak wiele z Was, nie zawsze mówi mężom wszystko, a czasem  kłamie? Przecież niektóre z kłamstw są zupełnie niepotrzebne, a mogą zniszczyć związek?!

Ale, w związkach małżeńskich i innych stałych niestety, są kłamstwa i kłamstewka.

I o dziwo te drugie ( patrz zdjęcie) są nawet czasem potrzebne dla dobra związku i występują stosunkowo często.

A te pierwsze? Porozmawiajmy o nich szczerze i otwarcie. Zresztą zobaczcie same na prawdziwych, ale zanonimizowanych przykładach:

                                                       • • •

41 letnia Ewa, elegancka i wciąż piękna kobieta, od 19 lat w małżeństwie z Marcinem o 2 lata starszym. Mają dwoje dzieci 19 letniego Kacpra i 16 letnią Milenę. Rozwodu żąda Ewa, bez orzekania o winie, podając za powód „niezgodność charakterów”. Jednakże, małżonek, już na pierwszym posiedzeniu sądu, wbrew jej oczekiwaniom i rzekomym uzgodnieniom, nagle oświadcza, że: ” nie chce rozwodu bo nadal ją kocha.  Zresztą żona wciąż zapewniała mnie, że mnie kocha i ślub braliśmy z miłości”.

Picture of lovers relaxing in luxury hotel

Tak przekonująco twierdził przed sądem.

I w tym momencie, zaskoczona i zdenerwowana żona nie wytrzymała przed sądem: „ Ja go nigdy nie kochałam” – wyrzuciła z siebie – „ a ślub wzięliśmy bo byłam w ciąży z Kacprem. Mówiłam, że go kocham, bo tak wtedy musiałam, a później dlatego, iż myślałam, że „jakoś się nam ułoży”, najważniejsze były dzieci”.

Na emocjonalną odpowiedź żony Marcin omal nie zemdlał, siadł kompletnie załamany hiobową wieścią, niszczącą jego dotychczasową wiarę w pięknie przeżytą miłość z Ewą.

Ostatecznie, po kilku posiedzeniach, sąd orzekł rozwód bez orzekania o winie. A ja będący jej pełnomocnikiem, w ciszy gabinetu, usłyszałem z jej ust skąd się wzięła ta brutalna dla męża prawda i kłamstwo powtarzane 19 lat przez Ewę. Ona już po kilku latach małżeństwa doszła do przekonania, że tak właściwie to nie kochała Marcina. Ale były małe dzieci. A na „ 100 % „ była pewna kiedy pokochała innego człowieka i była jego kochanką przez ostatnie dwa lata małżeństwa. Marcin od 11 lat pracował za granicą, stąd długo żył w błędnym przekonaniu o wzajemnej miłości małżeńskiej.

                                                         

Agnieszka i Tomek są małżeństwem od 25 lat. Właśnie w tym roku obchodzili swoje „Srebrne Gody”. Są dobrym małżeństwem – tak uważają oboje i tak ich postrzegają znajomi, sąsiedzi i ich współpracownicy, w tym ja, który to wysłuchał. Mają dorosłego syna, który właśnie kończy studia. Piękny domek na obrzeżach dużego miasta. Oboje pracują i co ważne spełniają się zawodowo. Słowem wzorowe małżeństwo i szczęśliwa rodzina. Ale jest jedno „ale…”, które siedzi w sercu, w umyśle i duszy Agnieszki, o którym nie może zapomnieć i ma wyrzuty sumienia. Cóż to takiego wobec tyle szczęścia?

Agnieszka,  siedem lat po ślubie, zdradziła męża. „ To był najgłupszy przypadek w jej życiu. Chwila zapomnienia, kobiecej słabości. Byliśmy na szkoleniu „- niechętnie dziś wspomina. „On” to przełożony z ich centrali w Warszawie. Był „wieczorek integracyjny”, alkohol, a on był taki miły, szarmancki, sypał komplementami z rękawa, a resztę zrobił alkohol „. Dziś ocenia tak : „To było dla mnie bez znaczenia. Po przyjeździe wstydziłam się siebie. Na początku nosiłam się z zamiarem wyznania Tomkowi prawdy.

Jednak wtedy przeważyła myśl, że ta prawda może zniszczyć ich związek. Starałam się oswoić z tym psychicznym problemem, wyciszyć i wymazać z pamięci tą zdradę. Ale z drugiej strony patrząc, wiedziałam, że gdyby Tomek mnie zdradził, to na pewno by się przyznał. Niestety do dziś to mnie męczy. Czuje się oszustką i chcę w końcu mu to wyznać, lecz nadal się boję, że mogę zniszczyć nasze wspólnie osiągnięte szczęście. Kocham Tomka! Co mam zrobić?!”

                                                          • • •

28 letnia Kasia i  35 letni Sławek pobrali się pięć lat temu. Kasia cicha, spokojna dziewczyna, wychowana w katolickiej rodzinie, po studiach pedagogicznych. Poznała Sławka przypadkowo w pociągu. Była nim zachwycona. Elokwentny, przystojny prawnik, zauroczył ją już w pociągu swoją wizją szczęśliwego życia z przyszłą żoną. Na zaproszenie na kawę przytaknęła z niekłamaną radością, tym bardziej, że mieszkali w tym samym mieście. I tak to się pięknie zaczęło. Jako, że nie zaznała dotąd przyjemności z seksu, stąd bez świadomej potrzeby głębszych doznań i przeżyć, rozpoczęła ze Sławkiem współżycie seksualne. Ważne było aby Sławek za każdym razem był zadowolony. Zawsze potwierdzała doznaną wspólnie rozkosz ze współżycia seksualnego, zapewniając go o swoim zadowoleniu łącznie z orgazmem.

Niestety czyniła to wbrew rzeczywistym doznaniom, ale – jak twierdziła – dla dobra ich związku, Rzeczywiście Kasi i małżeństwu wiodło się bardzo dobrze, ale głownie materialnie. Czas przyjemnie płynął w ich małżeństwie. Kasia cieszyła się z rosnącego dobrobytu, a Sławek cieszył się, że tak ładnie układa mu się życie, kariera zawodowa, łącznie ze „wzajemnym” zadowoleniem ze współżycia seksualnego.

Kiedy rodzice Kasi coraz częściej zaczęli pytać o potomstwo, rzeczywiście to ją zmartwiło, albowiem od jakiegoś czasu wspólnie ze Sławkiem postanowili, że chcą mieć dziecko i „poszli na całość z seksem”. Tymczasem nic z tego. Oboje zaniepokojeni przeprowadzili wszelkie niezbędne badania i…….okazało się, że Sławek nie może spłodzić dziecka, także metodą „in vitro”.

Ta wiadomość zburzyła spokój i dotąd sielskie życie, „kochających się” małżonków, niezależnie od ukrywanego braku spełnienia seksualnego Kasi.

Wtedy to u Kasi po raz pierwszy  pojawiło się zwątpienie, czy pozostawanie dalej w związku ma sens. Bez dzieci (Sławek nie mógł się pogodzić z adopcją dziecka),  bez zadowolenia z pożycia seksualnego, i to w tak młodym wieku, tylko dla dobrobytu materialnego?

Dziś, po wielu rozmowach, postępowaniu mediacyjnym i sprawie sądowej, Kasia jest po rozwodzie ze Sławkiem. Rozstali się kulturalnie i w zgodzie.

Kasi pozostał w pamięci jeden ważny i długo popełniany błąd. Niepotrzebnie oszukiwała siebie i Sławka, że jest zadowolona ze współżycia seksualnego. Mimo, iż z czasem coraz bardziej to odczuwała emocjonalnie, a nadal postępowała wbrew temu. Uważa ten czas za niepotrzebnie stracony, wskutek zewnętrznego zauroczenia, a następnie w pogoni za „ rzekomym” szczęściem materialnym.

                                                       •

Tak, na prawdziwych przykładach życiowych, wyglądają:

Trzy największe kłamstwa małżonek:  

1- nigdy go nie kochałam, a zapewniałam, że tak.

2- zdradziłam i nigdy się nie przyznałam.

3- mówiłam, że jestem zaspokajana seksualnie i osiągam orgazm, a było odwrotnie.

                                                       

Na koniec, przeanalizujmy to wszystko i spróbujmy udzielić  odpowiedzi sobie samej lub wspólnie z partnerem, na pytania:

Czy właściwie postępowały żony w tych trzech związkach małżeńskich? Jeżeli uważasz inaczej, to jak według Ciebie powinny się zachować z korzyścią dla czyjego dobra: swojego, małżeństwa, rodziny, dzieci?

Czy według Ciebie, w niektórych sytuacjach, kłamstwa, o skali i rodzaju jak w rzeczywistych przykładach, mogą dobrze służyć małżeństwu?

A jak oceniasz drobne kłamstewka w codziennym życiu małżeńskim, no i nie tylko w związku?

Zachęcam także do komentarzy na łamach bloga „ Szczęśliwi, pechowcy, malkontenci”

Bronisław                                    sierpień 2020 r.  – w czasach pandemii COVID 19