Zbliża się Międzynarodowy Dzień Dziecka i prawie każdy rodzic chciałby sprawić dziecku jak najlepszy prezent aby je uszczęśliwić. Najczęściej nasze poszukiwania sprowadzają się do prezentu „jednego dnia szczęśliwości dziecka”. Mnie natomiast marzy się aby rodzice mogli dać taki prezent, który stanie się źródłem jego szczęścia na całe dorosłe życie.
Czy jest to możliwe?
I na początek poczyńmy wspólne poszukiwania odpowiedzi na to pytanie. Proszę niech każdy z Was, sięgnie do wspomnień i zastanowi się głębiej: jak to się stało, że ja wybrałem ten, a nie inny zawód? Czy był taki dzień, moment, czas, który mogę uznać za decydujący o wyborze zawodu? Co za rzecz, wydarzenie, okoliczność na to wpłynęła?
Ja na przykład wybrałem zawód radcy prawnego, choć chciałem być sędzią. Pamiętam ten moment kiedy tato przyniósł do domu starą dużą księgę, przedwojenny kodeks karny, w którym odnalazłem przepis art. 225. „ Kto zabije drugiego człowieka sam zostanie skazany na śmierć”. Miałem lat 11 i przez długi czas drążyłem kto i w jaki sposób skazuje człowieka na karę śmierci.
To nie był prezent na Dzień Dziecka, ale to było dla mnie tak ważne wydarzenie, bo w istocie zadecydowało o wyborze przyszłego zawodu. Jedna z córek postanowiła, że chce zrobić 9 letniemu synkowi prezent niespodziankę wycieczkę do Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, niekoniecznie na Dzień Dziecka. by ukierunkować jego odkrywcze zainteresowania.
Nie ukrywam, że mnie samemu taka propozycja niezwykle przypadła do gustu, bowiem do tej pory nie zdążyłem Centrum odwiedzić. Natychmiast przyłączyłem się do pomysłu do wspólnego zwiedzania.
Jeżeli odnaleźliście już swój taki dzień, to spróbujmy, jak ten czarodziej w tytule posta, stworzyć podobny „ dzień – pierwowzór”, i dać prezent, który może stać się źródłem wyboru zawodu przez nasze dziecko. Oczywiście mamy na to 18 lat czasu władzy rodzicielskiej na dzieckiem i nie musi to być Dzień Dziecka któregoś roku. Co więcej nie starajmy się dokonać takiego wyboru sami bez udziału dziecka.
Stąd bardzo ważne jest, aby ten prezent, dzień, czas, wydarzenie, dziecko głęboko przeżyło, by zrodziło się w nim duże i dłuższe zainteresowanie, wywołało wątpliwości, ciekawość i wiele pytań. A wreszcie by nasze dziecko polubiło ten pierwowzór zawodu i stał się on jego marzeniem i pragnieniem do osiągnięcia wraz z postępami w ukierunkowanej zawodowo nauce. To wszystko co powstało w psychice dziecka rodzice muszą twórczo rozwinąć, umiejętnie przekazać i kontynuować, aby ten wspaniały prezent stał się jedną z najważniejszych części całego procesu wychowania dziecka do szczęścia, właśnie poprzez wychowanie do pracy. O tym piszę szerzej w książce -poradniku „ Jak żyć aby osiągnąć prawdziwe szczęście, proste i praktyczne odpowiedzi na pytania wzięte z życia”.
Tak więc jest to możliwe! Możemy dać naszemu dziecku najlepszy prezent do szczęśliwego życia!
Aby pouczać innych jak mają żyć trzeba mieć doświadczenie życiowe, odpowiednią do niego wiedzę praktyczną i umiejętność ich wykorzystania w codziennym życiu. Stąd słusznie Katarzyna Lubnauer, Przewodnicząca „Nowoczesnej”, na marszu „ Polska w Europie” wytknęła Prezesowi PIS Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jako „ wieczny kawaler” nie ma moralnego prawa do kreowania politycznych wytycznych w zakresie wychowania dzieci i sposobu życia rodzinnego Polaków.
Nie ma on
prawa do wprowadzania w życie wpojonych lub teoretycznych, staroświeckich poglądów na temat seksualizacji dzieci, skoro
nie wie, bo nie ma doświadczenia na czym polega współżycie seksualne między
ludźmi.
Jak może
wieczny i stary kawaler wmawiać wyborcom, że jego sposób dbania o dobro rodziny
i jej ochronę uczyni je szczęśliwe?
A jednak,
sondaże wskazują że niezmiennie ponad 30% ankietowanych popiera jego sposób
myślenia, mimo iż mają pełną wiedzę, że przez całe życie był i nadal jest kawalerem. W czasach powojennej komuny
płaciłby „ niejako za karę” prokreacyjny podatek zwany „ bykowym”. Uzbierałoby
Państwo na takim podatku sporo od podatnika Jarosława Kaczyńskiego, bo płaciłby
go już po przekroczeniu 30 roku życia.
Jak głosi
XVI wieczna historia podatek taki płacono właścicielom byków za pokrycie krowy.
Można tylko
zadać socjologom badawcze pytanie: dlaczego tylu Polaków bezkrytycznie uznaje i
popiera tak infantylne poglądy w sprawie wychowania dzieci i szczęścia
rodzinnego? Świat i Europa idą wraz z postępem cywilizacyjnym do przodu, a My
Polacy mamy słuchać i bezmyślnie realizować pseudoidee dobrego wychowania i
życia „ wiecznego kawalera”?
Cała Polska, i nie tylko, żyje problemem pedofili wśród
księży w Polskim Kościele Katolickim,
szczególnie teraz po filmie braci Sekielskich „ Tylko nie mów nikomu”.
Jako prawnik nie zamierzam nawet dokładać żadnego komentarza,
bowiem sprawa jest, jak mawia nasz klasyk narodowy pod względem definicji prawdy,
„ oczywistą oczywistością”.
Natomiast dla społeczeństwa, w którym jest około 90% ludzi
wierzących, wręcz konieczne jest natychmiastowe wyeliminowanie przestępczości
na tle seksualnym dzieci, w tym przede wszystkim w „naszym” Kościele.
Do tej pory w publicznej przestrzeni społecznej, medialnej,
ale jeszcze nie formalnej państwowej i
kościelnej, pojawiają się różne sugestie faktycznego lub prawnego sposobu
rozwiązania pedofilii w naszym kraju.
Śledząc ten publiczny dyskurs, postarałem się zanotować te propozycje
rozwiązań, które przedstawiam niżej do ewentualnego wyboru, w ten sposób aby
każdy z internautów mógł wybrać jedno lub kilka rozwiązań, które według niego
zostaną zastosowane.
Wynik, czyli trafność Waszego wyboru, opiszę po faktycznym
prawnym bądź innym rozwiązaniu problemu pedofili, bo jestem przekonany, że
takie zakończenie musi nastąpić.
Wśród uczestników, którzy trafnie wskażą zastosowane
rozwiązanie zostanie rozlosowanych 5 e-booków „Jak żyć aby osiągnąć prawdziwe
szczęście, proste i praktyczne odpowiedzi na pytania wzięte z życia”
Chcąc wziąć aktywny udział w teście, wybierz rozwiązanie i
zaznacz w komentarzu do tego postu „ Wybieram rozwiązanie A, B, C,… lub inne”, można wybrać kilka
połączonych rozwiązań.
A oto sugerowane dotąd
publicznie sposoby rozwiązania problemu pedofilii w Kościele.
„ A ” – Papież Franciszek „ przyjmuje dymisję” wszystkich członków Episkopatu Polski, podobnie jak to
uczynił w Chile, jako początek rzeczywistych działań Polskiego Kościoła na
rzecz wyeliminowania pedofili w Kościele, bo przepraszanie jest
niewystarczające i pozorne;
„ B „- Episkopat powołuje Komisję kościelną do zbadania wszystkich przypadków pedofilii
występujących wśród księży i przedstawienia stosownych wniosków ;
„ C „ – Episkopat Polski wraz z władzami świeckimi powołuje Komisję składającą się z
kompetentnych ekspertów – autorytetów świeckich i kościelnych do zbadania
problemu i zarekomendowania rozwiązań prawnych i systemowych zwalczania
pedofili w Kościele i w Państwie;
„ D „ – Władze państwowe doprowadzają do zmiany w przepisach prawa karnego zmierzające
do podwyższenia górnej granicy kary za wszystkie rodzaje przestępstw związanych
z pedofilią, zgodnie z sugestią „przedwyborczą” Prezesa Kaczyńskiego, oraz
zwiększają okres przedawnienia ścigania i karania za te przestępstwa, zgodnie z
sugestią „ przedwyborczą” Przewodniczącego PO Grzegorza Schetyny;
„ E „ – Polski Wymiar Sprawiedliwości, w tym Ministerstwo,
Prokuratura i Sądownictwo, winien w końcu podejmować rzeczywiste, a nie pozorowane działania, poprzez właściwe stosowanie,
egzekwowanie istniejącego prawa i wymierzanie sprawiedliwych społecznie wyroków,
w każdej indywidualnej sprawie, na przykład tak jak proponuje Prokurator
Generalny – Minister Sprawiedliwości
Zbigniew Ziobro, zaczynając od powołania Komisji ds. przeanalizowania
przypadków wymienionych w filmie Sekielskich „ Tylko nie mów nikomu”;
„ F „ – doprowadzić do zweryfikowania, odpowiednich zmian, w Konkordacie, zgodnie z wolą
większości, w tym także w zakresie zwalczania pedofilii w Kościele, zasad
obowiązywania i stosowania prawa kanonicznego i świeckiego w Polsce, nauczania
i finansowania religii w szkołach;
„ G „ – oprócz działań władz kościelnych i świeckich, w
zakresie zwalczania pedofili, celowe są zmiany
w systemie oświaty, w tym w zakresie edukacji seksualnej, szczególnie w
aspekcie ochrony dzieci przed przestępczością pedofilii;
„ H „ – inne rozwiązanie, podnoszone publicznie, a nie wskazane wyżej lub zasłyszane przez Ciebie jako sugestie do zastosowania przez władze, wskaż krótko jakie.
Na początek
uściślijmy jaką rodzinę mamy na myśli, wobec wielu znaczeń podmiotowych, aby
zaprzeczyć znanemu powiedzeniu, że „ z rodziną najlepiej wychodzi się na
zdjęciach”.
Po pierwsze,
ten slogan ma odniesienie do spraw finansowych pomiędzy członkami rodziny i to
z reguły dalszymi i nie należy go mieszać z pozytywnymi aspektami, dobrej
podstawowej komórki społecznej. I po drugie, właśnie ta podstawowa komórka, od
której zależy istnienie ludzkości na Ziemi, składa się z co najmniej troje
osób, matki, ojca i dziecka /dzieci/. I o takiej rodzinie będziemy mówić dalej.
W tym
miejscu ważna, uwaga. Dla prawdziwego szczęścia rodziny nie ma istotnego
znaczenia czy opiera się ona na formalnym związku małżeńskim, czy jest nieformalnym, ale trwałym związkiem.
Prawdą zaś jest, że nasze Państwo, w art. 18 Konstytucji zapewnia ochronę
rodzinie opartej na małżeństwie. Czy słusznie? Czas pokaże. Moim zdaniem ten
zapis ulegnie zmianie wraz ze wzrostem znaczenia i powszechności innej formy
rodziny niż opartej na formalnym małżeństwie.
A teraz do
istoty, czy do osiągnięcia szczęścia trzeba zakładać rodzinę, jako stały i
trwały związek i pielęgnować ją do końca naturalnego istnienia?
Można
ogólnie odpowiedzieć, że żaden człowiek nie osiągnie prawdziwego szczęścia, bez
rodziny. I o tym szerzej piszę w książce: „Jak żyć aby osiągnąć prawdziwe
szczęście, proste i praktyczne odpowiedzi na pytania wzięte z życia”
Polski,
potwierdzający to stwierdzenie fakt, to wyniki badań CBOS ze stycznia 2019
roku. 80 % Polaków / najwięcej / wskazało, że szczęście rodzinne niezmiennie
zajmuje pierwsze miejsce na liście najważniejszych wartości. Dla podkreślenia
wagi tego faktu dodam, ze zdrowie, znajdujące się na drugim miejscu, wskazało
znacznie mniej Polaków, bo 55%.
Stąd możemy
od razu postawić generalny wniosek praktyczny dla młodych, zakochanych,
narzeczonych.
Szczęście
rodzinne winno być najważniejszym celem każdego młodego człowieka od samego
początku formułowania swoich celów życiowych i sensu życia.
Ale…?!
Trzeba z rozmysłem szukać partnera, rozważnie podejmować decyzje o wchodzeniu w
stały związek, aby założona rodzina była trwała, twórcza, mogła dobrze wychować
i odpowiednio wykształcić dziecko /dzieci/ i była rzeczywiście szczęśliwa.
Czyli aby wszyscy jej członkowie mogli osiągać w niej wspólne i osobiste
spełnienie, realizować marzenia i cele życiowe. Ten czas na poszukiwanie i
dobór partnera moim zdaniem, jest najważniejszym okresem życia decydującym o
przyszłości własnej, partnera i dziecka /dzieci/.
Wobec tego
jakie są konkretne i osobiste, pozytywne skutki życia w rodzinie na drodze do
pełni szczęścia? Oczywiście w rodzinie
dobrej.
My ich tak
naprawdę na co dzień nie zauważamy i nie doceniamy, szczególnie wówczas kiedy
żyjemy w normalnej, spokojnej rodzinie.
Kiedy się sprzeczamy, kłócimy,
przeżywamy konflikty i kryzysy, a emocje nie pozwalają nam rozważnie myśleć i
doceniać to, że ją mamy i że ona jest nam niezbędna do życia. Wartość rodziny
doceniamy dopiero wtedy, kiedy ją utracimy lub dłużej nie posiadamy.
Spójrzmy
tylko na znaczenie rodziny w aspekcie zaspakajania najważniejszych potrzeb życiowych.
Gdzie człowiek znajdzie większe bezpieczeństwo niż w domu rodzinnym? Kto może i
ma obowiązek pomagać i wspierać bliźniego jak nie członek rodziny? Jak
najpewniej i najłatwiej zapewnić człowiekowi wikt i opierunek, jak nie w
rodzinie? Kto otoczy opieką osobę chorą, niepełnosprawną, starszą, jak nie
członkowie rodziny?
To nie są
tylko banały, niech powiedzą Ci co doznali samotności, spytajcie się starszych
osób pozostawionych w samotności przez dzieci? Zbyt często miałem w praktyce do czynienia z takimi
ludźmi i wiem co to dla nich znaczyło, jak strasznie i ciężko to przeżywali.
Co to znaczy ciepło domowego ogniska wiedzą dobrze Ci, którzy wracają do rodzinnego domu po długiej rozłące. Marynarze, pracownicy delegowani, no i wszyscy Ci, którzy w pogoni za środkami do dobrego życia wyjechali do pracy za granicę…
Jak bardzo pragną mieć dziecko do pełni szczęścia rodzinnego partnerzy małżeństwa lub stałego związku, którzy napotykają trudności lub nie mają szans na własne. A nasze władze, o dziwo, wbrew prawu każdego człowieka do szczęścia, likwidują finansowanie in vitro. I z drugiej strony, nie muszę nawet przypominać o czym marzą samotne matki z dziećmi, czy samotni mężczyźni wychowujący dzieci, jak nie o pełnej rodzinie.
Od kogo
zależy dobre wychowanie i odpowiednie wykształcenie dziecka, jak nie od matki i
ojca tworzących pełną, dobrą, zgodną i „mądrą” rodzinę.
Kto
najbardziej cierpi w rodzinie niepełnej jak nie dziecko? Jak trudno wychowywać
dziecko w takiej rodzinie, albo w rodzinie patchworkowej?
Tymczasem w
naszym kraju na około 193 000 zawieranych małżeństw rocznie, wciąż
rozwodzi się przeciętnie 65.000 małżeństw, to jest prawie 34 %.
Jeżeli do
tego dodam, że obok zdrady małżeńskiej najczęstszą przyczyną rozwodów jest tak
zwana „niezgodność charakterów”, to aż ciśnie się pytanie związane z moim
apelem o rozwagę zawartym wyżej, czy nie za szybko i za pochopnie podejmujemy
decyzję o założeniu rodziny?
Jeżeli zaś
podejmujemy tę najważniejsza decyzje życiową, to róbmy wszystko aby nasza
rodzina była szczęśliwa dla nas samych i dla naszych dzieci.
Niech żadna
chwila zapomnienia, zbędny kieliszek alkoholu, kłótnia, konflikt, kryzys, nie
zniszczy tego, o czym marzy prawie każdy człowiek na drodze do swojego
szczęścia.
Blog
istnieje zaledwie dwa miesiące, a Wy moi Drodzy, z co raz większym
zainteresowaniem i udziałem, dajecie jednoznaczny sygnał o ogromnym, polskim,
zapotrzebowaniu na „wszystko to”, co stwarza większe możliwości szczęśliwego
życia.
Jest
dla mnie niezwykle ważne, pouczające i budujące to, że My Polacy, mimo wielu
przeszkód, historycznych, ekonomicznych i społecznych, wiemy, chcemy i co raz
bardziej dążymy do prawdziwego szczęścia, jako najważniejszej wartości w życiu
każdego z nas. Świadczą o tym wyraźnie badania CBOS. A mimo tego władza nie
zawsze wie i dba o nasze prawdziwe szczęście, mimo szumnych sloganów i haseł.
Ostatnio na konwencji wyborczej o działaniach partii i władz na rzecz
szczęśliwego życia Polaków głośno mówił Prezes PIS Jarosław Kaczyński, tyle
tylko, że widział je w narodowym patriotyzmie i w dobrobycie materialnym.
My,
internauci i ja, widzimy prawdziwe szczęście Polaków nieco inaczej, a świadczy
o tym Wasze zainteresowanie moim blogiem „Szczęśliwi, pechowcy, malkontenci”.
W
podziękowaniu za zainteresowanie i polubienia chciałbym każdemu z Was ofiarować
indywidualny „ złoty środek” do prawdziwego szczęścia, ale niestety obiektywnie
nie jest to możliwe.
W
zamian chcę przekazać uniwersalny dla wszystkich, mój sekrecik „ źródełko
szczęścia”, z którego ja skutecznie czerpię siły witalne, pozytywne myślenie i
nastawienie do życia.
Tym źródełkiem szczęścia jest natura, przyroda, matka ziemia. To ona daje radość życie i szczęście każdemu z nas. Prawdziwe jest bowiem stare powiedzenie, kto kocha przyrodę jest dobrym i szczęśliwym człowiekiem. Moim źródełkiem szczęścia od najmłodszych lat jest ogródek. Dziś wygląda tak:
To na nim odpoczywam po trudnej, ale satysfakcjonującej pracy z ludźmi i ich problemami. Na nim wzmacniam fizycznie mięśnie i ciało kopiąc ziemię, uprawiając rośliny, oddychając świeżym powietrzem i słuchając śpiewu ptaków. Tu zbieram i przetwarzam ekologiczne owoce swojej pracy i dobroci natury. Tutaj w bezpośrednim kontakcie z przyrodą przeżywam dobre i złe chwile. Między innymi w tym miejscu powstawały moje przemyślenia i wnioski z pracy zawodowej zawarte w książce poradniku „Jak żyć aby osiągnąć prawdziwe szczęście, proste i praktyczne odpowiedzi na pytania wzięte z życia”.
Bardzo
dziękuję za polubienia!!! A wraz z podziękowaniem każdemu z Was, życzę, polecam
i wierzę, że codzienna bliskość z naturą:
–
stanie się najlepszym środkiem na co dzienne problemy, kłopoty, stres, a także depresje;
–
pobudzi energię życiową, pozytywne myślenie i nastawienie do życia;
–
wzmocni upór i wytrwałość w dążeniu do wybranych celów życiowych na drodze do
szczęścia.
Jednym
z najprostszych sposobów jak pielęgnować miłość w związku, jak przywrócić
radość, siły witalne, energię do radosnego życia, jest powrót choć na krótko,
do szczęśliwych miejsc i wspomnień z
nimi związanych.
Właśnie
nadarza się sprzyjająca okazja – Majówka. Prawie każdy Polak, ma kilka dni na
odpoczynek w pracy i w związku z tym nadszedł dobry czas dla tych, którzy
przeżywają jakieś kłopoty, kryzysy w życiu, w pracy, w miłości, w małżeństwie i
inne.
Jakie
to ważne by wolne chwile przeznaczyć na podreperowanie stanu zdrowia pod
względem fizycznym i psychicznym, w tym szczególnie na naładowanie pozytywnych
uczuć i emocji, we właściwym okresie życia, wiem doskonale po samym sobie.
Prawie
zawsze odkładałem odpoczynek i regenerację sił na później, bo praca była dla
mnie najważniejsza. Dopiero po wielu latach, kiedy spotkałem dawną platoniczną
miłość i postanowiliśmy być razem, zacząłem zwiedzać Świat i Polskę.
Najpierw była podróż poślubna, którą rozpoczęliśmy od Tropical Islands – „ tropikalnej wyspy” koło Berlina, gdzie w namiocie spędziliśmy kolejną noc poślubną. Przepiękne wrażenia, żywe obrazy natury, choć w środku nieco za gorąco jak na koniec kwietnia.
Drugim etapem podróży było Zakopane. Tutaj radosne i przyjemne chwile połączyliśmy z naszą polską kulturą. Zwiedziliśmy Muzeum Tatrzańskie Cmentarz Zasłużonych, na Pęksowym Brzyzku z Makuszyńskim, Witkiewiczem, Orkanem, Przerwą-Tetmajerem. Oczywiście po trudach oczekiwania byliśmy na Kasprowym Wierchu i Gubałówce Na Krupówkach upatrzyliśmy kawiarnię z najlepszą kawą mrożoną w Zakopanem.
Później jeździliśmy po kraju i poszukiwaliśmy miejsc, w których podawano nam zawsze (!?) najlepszą kawę mrożoną. Rzeczywiście według nas najlepszą znaleźliśmy w Przemyślu w Cukierni Fiore.
A
pro po, podróż poślubną zakończyliśmy poszukiwaniem członków mojego rodu
Kulczyckich, słynących ze światowych zbiorów dywanów zgromadzonych na Wawelu
i w Muzeum w Zakopanem. Włodzimierz
Kulczycki, koneser dywanów, rektor Uniwersytetu Lwowskiego, wraz z żoną
Ludwiką, krewną Marii Curie Skłodowskiej, oraz synem Jerzym zostali pochowani w
piramidzie w Międzybrodziu koło Sanoka.
I
dalej, wraz z nowym, małżeńskim życiem rozpoczęliśmy nasze, nieco spóźnione,
poznawanie Świata. W pierwszej kolejności odwiedziliśmy najpiękniejsze stolice
i miasta Europy.
Z młodzieńczą ciekawością zakochanych
podglądaliśmy prostytutki na czerwonych ulicach, przy czerwonych latarniach
Amsterdamu, dziś już zakazanych dla turystów. Żonie bardziej otwierały się oczy
kiedy w Coster Diamonds w Amsterdamie
oglądała na żywo kunszt szlifierzy diamentów.
Paryż
przeżywaliśmy płynąc Sekwaną, spoglądając z Wieży Eiffla, podziwiając skarby
Luwru. Kiedy zwiedzaliśmy katedrę Notre Dame, na pamiątkę kupiłem symboliczną
monetę, nie przypuszczając nigdy, że tak wielki pomnik- zabytek światowy,
ogarnie pożar z powodu zwarcia instalacji elektrycznej lub niedopałku
papierosa, a więc tak czy inaczej z ludzkiego niedbalstwa. Żona jak to kobieta,
musiała coś kupić z ciuchów na Polach Elizejskich. Na koniec na Montmarcie
smakowaliśmy francuską zupę cebulową, która podała nam kelnerka-Polka.
Później
był Rzym, no cóż, trudno było oderwać oczu od największych i najstarszych
zabytków kultury antycznej. By nie zgubić się, trzymając się za ręce,
podziwialiśmy potężne Koloseum, grobowce Panteonu z Rafaelem Santi, czy
wysokość Kaplicy Sykstyńskiej. Żonie szczególnie utkwiły w pamięci filmowe
Schody Hiszpańskie i Fontanna di Trevi, obok której jedliśmy niezbyt dobrą,
chociaż markową włoską pizzę Margerita.
Ale
za to w Neapolu, jedliśmy znakomitą pizzę, z zachwytu pobrudziłem nią koszulę.
Zresztą jak głosi historia, to właśnie Neapol jest stolicą włoskiej pizzy.
Neapol przywitał nas miłosną scenką całujących się namiętnie dwóch młodzieńców
na środku słynnego Placu Królewskiego.
Mówiąc
szczerze sam Neapol nie zachwycił nas, choćby ze względu na widoczne w centrum
śmieci.
Natomiast byliśmy zauroczenie Capri. Ta
piękna, górzysta wyspa, zadziwia turystów swoimi ogrodami, domkami wiszącymi na
skałach, w tym domkiem Brigitte Bardott z filmu „Pogarda”. Mimo, że
nadmorskiego piasku i plaży tam nie
uświadczysz, przepięknie lśnią w promieniach słońca turkusowe fale morza w
„Lazurowej grocie Azzurra”. Capri to raj
dla oka, duszy i serca, w przeciwieństwie do horrendalnie wysokich cen
markowych towarów w luksusowych sklepikach.
W
Wenecji jak przystoi parze zakochanych, kołysaliśmy się w gondoli, płynąc
kanałem Grande. We Florencji, Padwie i Pizzie podziwialiśmy dzieła kultury
starorzymskiej, zaś w Pompejach skutki tragedii wybuchu Wezuwiusza.
Każde
piękne chwile, głęboko przeżyte zawsze łączą i bardziej zbliżają ludzi.
Szczególnie gdy znajdują się w okresie budowy i rozwoju związku miłosnego czy
już małżeńskiego, zarówno wtedy, kiedy przeżywamy je za granicą czy w naszej
Ojczyźnie.
Bowiem
nasz kraj ma wiele miejsc, których zwiedzanie potęguje uczucia i emocje
oraz wzmacnia rodzące się lub
odradzające się ponownie więzi.
Niezwykle
sentymentalnie wspominam Kazimierz Dolny, spacery z żona nad Wisłą, wieczory w
ogródkach na rynku przy starej studni oraz przejście przez Korzeniowy Wąwóz.
Do
dziś pamiętam przeciskanie się pomiędzy skałami w Górach Stołowych z
wypoczynkiem w Kudowie Zdroju i wypadami do kopalni złota w Złotym Stoku.
Podobnie jak szum wodospadu Kamieńczyka w Sudetach koło Szklarskiej Poręby.
Na słoneczną Majówkę polecam bliską mi Dolinę Charlotty między Słupskiem a Ustką, z licznymi atrakcjami i świetną kuchnią.
Pamiętam przyjemny i „ smaczny” weekend w
Arkadii i Nieborowie, wieczór z tańcami w Palmiarni w Zielonej Górze i polskie
znakomite wino w pobliskiej Winnicy Julia.
Nasze
życie toczy się w wielu pięknych, szczęśliwych miejscach, ale także takich, do
których nie chcemy i nie powinniśmy wracać. Korzystajmy z tych
najszczęśliwszych i najpiękniejszych. Będąc w nich, choćby w weekend lub jak
teraz w Majówkę, czerpmy radość, zadowolenie, najlepiej w bliskości z ukochaną
osobą, Później, kiedy czasem zabraknie energii życiowej, ogarnie nas smutek czy
negatywne myślenie, warto wrócić do tych najszczęśliwszych miejsc i przeżyć.
Miałem
nauczyciela z powołania. Dziś takich można spotkać rzadko. A władze nasze robią
prawie wszystko…… aby takich już nie było?!
Taki wzór
nauczyciela – wychowawcy z misją życiową dobrego wychowania i nauczania dzieci
muszę pokazać. Jestem bowiem zobowiązany jako jego wychowanek, do którego po
wielu latach on sam przyszedł, aby porozmawiać o losach życiowych, moim i
kolegów z klasy, uprzednio znajdując adres
mojej kancelarii prawnej.
Pan
Władysław „wyłaził ze skóry”, aby Józek zapamiętał, że „kto ..uje kreskuje ten dostaje dwóje. Aby Rysiek zapamiętał
wyjątki „ sz” po spółgłosce : bukszpan,
kształt, pszenica, pszczoła, wszyscy, wszędzie. To on przychodził do domu
każdego z nas, kiedy widział jakieś problemy swoich uczniów i nie tylko
wychowawcze. On wiedział wszystko co winien wiedzieć dobry nauczyciel o swoim
wychowanku, o rodzicach, o tym jak żyje rodzina, jakie ma kłopoty.
To mnie,
jednemu z najlepszych uczniów w klasie, celowo obniżył ocenę ze sprawowania, bo
wiedział, że to był najlepszy dla mnie środek wychowawczy na przyszłość.
Pan
Władysław jest także wzorowym ojcem. Dobrze wychował trójkę dzieci. Jedno z
nich, które znam, jest najlepszym i szanowanym lekarzem w rzadkiej specjalności
w moim mieście i nie tylko w nim.
Kiedy
rozmawialiśmy zdradził mi, że niestety jego miłość do dzieci, ludzi i pasja
zawodowa kosztowała go rozbicie małżeństwa. Żona odeszła od niego i żyli w
separacji. Jedynie córka podtrzymywała nikłą więź małżeńską organizując
niedzielne obiady w domu matki. Dziś ciężko chory wrócił pod opiekę żony i
córki, w mieszkaniu żony.
Kiedy
odwiedziłem go z koleżanką z klasy, mimo skutków wylewu, z entuzjazmem
młodzieńca wspominał wspólne chwile nauki i wychowania. On je tak dobrze
pamiętał, nawet w drobnych szczegółach. Tak właśnie winna wyglądać wrażliwość,
przeżywanie pracy, którą się kocha i empatia każdego nauczyciela – wychowawcy.
Taki piękny
wzór nauczyciela z powołania opisałem swojej córce – nauczycielce i spytałem,
jak najczęściej traktują dziś swoją pracę nauczyciele? Jako robotę, bo muszą ją
odrabiać za pieniędze na życie? Jako karierę zawodową, czy jako misją
powołania?
Ja kocham
swoją pracę, bez wahania rzekła, ale dużo koleżanek i kolegów po studiach
pedagogicznych nie pracuje w szkolnictwie, a ci którzy pracują są raczej
niezadowoleni z pracy w zawodzie nauczyciela. Praca nie daje satysfakcji
materialnej w formie wynagrodzenia, a powołanie nie pozwala godnie żyć bez
środków finansowych.
Właśnie
czytam znakomitą biografię „ Adam Mickiewicz. Życie romantyka”, spisaną przez
Amerykanina Romana Koropeckyja, i nie mogę uwierzyć, że młody Mickiewicz jako
nauczyciel carski, na początku XIX wieku, zarabiał tak dobrze, że z powodzeniem
wystarczało mu na dostatni i „ trochę hulaszczy” tryb życia.
A jak
wygląda dziś zawód nauczyciela-wychowawcy w naszym kraju? Kto i dlaczego idzie
do zawodu? Ile zarabia nauczyciel ?
Trzeba
zacząć od zaspokojenie jego podstawowych potrzeb życiowych. A może zamiast
dawać 500 + na dzieci ludzi zamożnych, przeznaczyć te środki na wynagrodzenie
nauczycieli. Może zamiast trzynastą emeryturę dawać wszystkim emerytom dać
tylko najbiedniejszym? To władza winna wiedzieć skąd wziąć środki finansowe na
odpowiednie płace dla wykwalifikowanych, dobrych nauczycieli z powołania.
Nie
wystarczą dla nas Obywateli bezradne i puste słowa władzy: ” nie ma pieniędzy w budżecie, choć wiemy, że
winni więcej zarabiać”. Jeżeli pracodawcy w dialogu społecznym wskazują źródła
finansowania, to dlaczego rząd tego nie robi, ani nie wyjaśnia. To jest
okazywaniu „tumiwisizmu” dla narodu, by nie powiedzieć „pogardy”.
Jak to się
ma do „patriotyzmu” tak mocno eksponowanego przez nieformalnego naczelnika
państwa, jak określa Prezesa Kaczyńskiego opozycja partyjna.
Myślę, że
zamiast tych patetycznych słów o patriotyzmie bez pokrycia, czas najwyższy
zabrać się do działania. Najpierw znaleźć środki na wynagrodzenia dla
nauczycieli, zakończyć strajk, a następnie doprowadzić do prawdziwych i
rzetelnych rozmów z fachowcami o polskiej edukacji. A nie pozorowanych w celach
politycznych, przy okrągłym stole rozstawionym na stadionie, niczym igrzyska
starorzymskie dla podekscytowanej gawiedzi.
Panie
Władysławie, bardzo jestem wdzięczny za trud wychowawczy, za jego efekty, które
były i są dla mnie źródłem uczciwego życia, mojej satysfakcjonującej drogi
zawodowej. A Pan był i jest najlepszym wzorem nauczyciela, który polecałem i
polecam do naśladowania.
Takich
właśnie nauczycieli jak Pan potrzebuje nasz kraj, aby ludzie żyli dobrze i
szczęśliwie! Życzę Panu dużo zdrowia!
Ponieważ mamy już nastrój
przedświąteczny, życzę wszystkim czytelnikom, w tym szczególnie nieszczęśliwym
i „pechowcom” samych szczęśliwych przeżyć, zdarzeń i chwil.
Wraz z życzeniami przekazuję
w prezencie mój sposób na codzienny przypływ szczęściaoraz
na pozytywne myślenie i nastawienie do życia, pod tytułem: ” Trzy
najszczęśliwsze chwile w życiu”
Otóż będąc w ciężkiej
życiowej potrzebie stworzyłem niezwykle prosty, piękny i skuteczny sposób na
zmianę smutnych, złych i pesymistycznych myśli na pozytywne.
Do dziś go stosuję, już nie
ze względu na potrzebę samopomocy, lecz dla doładowania poczucia szczęścia, w
chwilach zmęczenia, codziennych kłopotów i trosk.
Jest to mój „złoty środek” do
budowania dobrego nastroju i energii życiowej.
Tylko króciutko wspomnę jak
to zadziałało.
Kiedy wychodziłem z kryzysu
choroby nowotworowej, połączonego z nadużywaniem alkoholu, a właściwie piwa
zakończonego alkoholem, przez pół roku ćwiczyłem trening autogenny Schulza. Nie
wchodząc w szczegóły, jest to dość skomplikowany i trudny trening umysłu i
ciała na zmianę sposobu myślenia, wymagający ogromnej wytrwałości i
samozaparcia.
W ostatniej jego fazie
wpadłem na pomysł aby go ułatwić, uprościć i dostosować do własnej kryzysowej
potrzeby, ale z co najmniej tak samo dobrym skutkiem terapeutycznym.
Zamiast tworzyć samemu lub
wyszukiwać słownych formuł autosugestii odpowiednich do przyczyn przeżywanego
kryzysu, przypadkowo spostrzegłem, że o wiele lepiej, dla poprawy nastroju i
zmiany sposoby myślenie i nastawienia, zadziałało przypomnienie i odtworzenie w
myślach i wyobraźni najszczęśliwszych chwil w moim dotychczasowym życiu.
Na początku miałem problemy z
wyszukaniem tych rzeczywiście najszczęśliwszych chwil, bo z góry błędnie
założyłem, że w moim życiu takich chwil nie było. Po chyba tygodniu jednak
odnalazłem ich stosunkowo dużo, wybrałem trzy najpiękniejsze i najszczęśliwsze,
choć krótkotrwałe.
Już po dwóch tygodniach
doszedłem do perfekcji tego ćwiczenia, ale z jakim „ bombowym” skutkiem. Jestem
zdrowy do dziś zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym, i prawie tryskam
szczęściem, co widać w moim blogu o tej tematyce.
Jak wspomniałem na wstępie
stosuję tę metodę do dziś, ale tylko wtedy, gdy czuję taką potrzebę i wówczas
stosuję ją znacznie krócej. Czasami, w trakcie dnia, kiedy spotyka mnie jakiś
kłopot, przykrość czy smutek natychmiast przywracam w myślach i wyobraźni
wybraną jedną, dwie, lub trzy chwile szczęścia.
Autorytatywnie potwierdzam,
że jest to metoda bardzo skuteczna na zmęczenie, uspokojenie, na stres, na
bezsenność, na depresję, a przede wszystkim na zmianę sposobu myślenia i
nastawienia do życia, oczywiście pozytywnie. Jest znakomitym uzupełnieniem terapii każdego uzależnienia,
począwszy od alkoholu, narkotyków i innych środków psychoaktywnych jak
dopalacze, od palenia, a także innych uzależnień.
A teraz, przekazując mój
prezent dla Was, chcę go „ wzbogacić ”
kilkoma praktycznymi wskazówkami dla wszystkich chętnych do sprawdzenia
ile jest on wart.
Na początek najważniejsza i
najmilsza część, to …. ponowne przeżywanie najszczęśliwszych chwil w całym dotychczasowym
życiu, aby wybrać te trzy najpiękniejsze.
Ja na przykład znalazłem je w
dzieciństwie, w dojrzałej młodości i w…niebotycznym przeżyciu równoczesnego
spełnienia seksualnego. Ale o tej ostatniej sza…, to moja najsłodsza tajemnica.
Drugą ważną rzeczą jest dobór
miejsca i czasu na ćwiczenie. Muszą one odpowiadać takim warunkom jak:
– możliwość uprzedniego zrelaksowania
organizmu, ciała i umysłu, oraz zamknięcia oczu na wystarczający czas, według
własnej oceny uznany za skuteczny,
– izolacja od wpływów i zakłóceń zewnętrznych.
Później przyjdzie autoizolacja, czyli umiejętność wyłączenia się od wpływów
zewnętrznych prawie w każdym miejscu,
– najlepsza pozycja do ćwiczenia leżąca lub wygodnie siedząca / fotel /, Trzecim etapem jest niczym nieograniczona wizualizacja przeżytych kiedyś chwil szczęścia. +
I tutaj pole do własnego,
odpowiedniego dopasowania, miłych wspomnień i obrazów do psychicznej potrzeby.
Można cieszyć się i przeżywać kadr po kadrze
jedną najszczęśliwszą chwilę, dwie, a nawet trzy. Pozwolić sobie na pełną
dowolność podświadomego ich wyboru, delektować się szczegółami, zatrzymywać się
w czasie, cofać, wracać, wydłużać momenty w czasie, i.t.d.
Przeżywaj ponownie te piękne
momenty, aż poczujesz ulgę, spokój, zadowolenie, tak jak by to było dziś,
teraz, przed chwilą. Może być tak, że poczujesz senność, a nawet zaśniesz.
Ja ćwicząc doraźnie do
zaistniałej potrzeby, potrafiłem zasnąć na chwilę na krześle w poczekalni np.
przychodni lekarskiej, a nawet u dentysty, czy jadąc autobusem.
Po jakimś czasie każdy sam
dojdzie do perfekcyjnego określenia szczegółów skutecznego ćwiczenia. Co do
miejsca, czasu, wyboru lub zmiany najszczęśliwszych chwil.
Co ważne, nie należy po jednym lub kilku ćwiczeniach od razu oczekiwać cudownych skutków. To ćwiczenie, jak każde psychoterapeutyczne, polega na zmianach w podświadomości poprzez wyrzucenie zakodowanych złych treści myśli, nawyków myślowych, a wprowadzenie nowych, pozytywnych. Stąd zgodnie z zasadą psychologów amerykańskich zajmujących się psychologią pozytywną, musi być utrwalane poprzez powtarzanie co najmniej przez 21-30 razy – dni / inni twierdzą, że nawet dłużej/. Ja odczułem lepsze skutki od metody Schulza już po dwóch tygodniach, ale ja już byłem w trakcie terapii metodą Schultza Życzę, aby trzy najszczęśliwsze chwile każdego z Was, przekształciły się całe szczęśliwe życie.
Serce mi się kraje, kiedy co jakiś czas opinię publiczną poraża tragiczna wiadomość o kolejnym zabójstwie.
Tym razem, na plebanii kościoła w Warszawie, 38-letni wysportowany mężczyzna zabija, starszego, bogu ducha winnego, człowieka. Oczywiście jeszcze nie znamy szczegółów i dużo czasu upłynie nim się o nich dowiemy.
Ale już dziś nie mogę przejść obok tej kolejnej tragedii ludzkiej bez komentarza, tym bardziej, że kładzie ona cień na celu i tematyce mojego bloga, jakim jest dążenie do szczęścia.
Nie jest moim celem szukanie przyczyn w tym i każdym innym tragicznym zdarzeniu. Od tego są właściwe organy i kompetentni ludzie. Ja chcę, a właściwie z racji celu bloga muszę, rzucić kila zasadniczych, choć ogólnych, pytań dla naszego społeczeństwa. A jeszcze konkretniej, do moich kochanych internautów.
Zacznę od krótkiego „wykrakania” jednej z przyczyn takiego zła rozwijającego się w człowieku. Otóż w poprzednim poście „ Z Polską oświata jest źle! „ ostro skrytykowałem art. 48 Konstytucji RP, który stanowi: „ Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”.
„ Bezczelnie” stwierdziłem, że „ powinien on ulec zmianie bądź uzupełnieniu o cel wychowania, jakim winno być „ wychowanie do szczęścia”. Bowiem..” Przy istniejącym zapisie, nieodpowiedzialni rodzice równie dobrze mogą wychowywać do nieszczęścia / rozumowanie a contrario/, i to zgodnie z prawem konstytucyjnym”.
Mówiąc „ wykrakałem” miałem na myśli ewentualne źródło zła, które ten przepis konstytucji legalnie dopuszcza w naszym kraju, czyli „ złe wychowanie”.
Rzucam zatem pytanie: Czy wychowanie dziecka na dojrzałego człowieka może być źródłem takiego zła jakim jest zabójstwo człowieka?
I dalej: Czy nie warto zatem zmodyfikować system wychowania w Polsce, w takim zakresie, aby wprowadzając wychowanie do szczęścia, wyeliminować bądź skorygować błędy wychowawcze rodziców, które dziś dopuszcza i legalizuje nasza Konstytucja właśnie tym artykułem 48 ?
Ktoś może mi zarzucić, że postuluję wprowadzenie takiego systemu państwa nadopiekuńczego jak w Norwegii, gdzie specjalny urząd do spraw dzieci- Barnevernet ma prawo ingerować w proces wychowania dzieci przez rodziców. Ostatnio w Polsce było o nim głośno za sprawą przypadku polskich rodziców, którzy wraz z dziećmi uciekli z Norwegii z powodu „ rzekomej” próby odebrania im dzieci ze względów wychowawczych.
Odpieram zarzut krótko. Norwegia, podobnie jak inne państwa skandynawskie, od lat jest krajem ludzi najszczęśliwszych na świecie, w 2018 roku była na III miejscu, po Finlandii i Danii. Natomiast dwoma światowymi miernikami szczęścia są: ” wsparcie społeczne” i „ swoboda podejmowanych decyzji życiowych”. A przecież w Polsce jest również podobny urząd, Rzecznik Praw Dziecka, tyle tylko, że nasz urząd powstał niedawno, w 2000 roku i trudno się dziwić, że nie ma takich uprawnień, skoro Konstytucja daje rodzicom pełną swobodę wychowania.
I w związku z wychowaniem, drugie pytanie co do tak okrutnego źródła zła w człowieku:
Czy rodzina, w której powinno dobrze być wychowywane dziecko, może być takim miejscem?
Ja mogę powiedzieć, że może, i stosunkowo często jest. Wiem to z mojej praktyki zawodowej. Bardzo duży wpływ na przestępczość i to już nieletnich, ma atmosfera domu rodzinnego jako wzorzec wychowawczy. W szczególności trudne warunki materialne, złe pożycie rodziców, niepełna rodzina, alkoholizm, brak w ogóle zainteresowania procesem wychowania, przemoc w rodzinie, złe traktowanie dziecka łącznie z biciem, które jest prawnie zakazane.
I tu muszę wyrazić ogromne zdumienie, dlaczego Polska mimo podpisania Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, rzekomo nosi się z zamiarem jej wypowiedzenia?
To między innymi w niej jest mowa: „ uznając, że dzieci są ofiarami przemocy domowej, również jako świadkowie przemocy w rodzinie”. A przecież podstawą wychowania w rodzinie jest wzorzec rodzinny, a dziecko często jest „świadkiem” panującego w niej zła.
Czy dobro polskich dzieci jest mniejszej wagi państwowej niż np. zapisy konwencji dotyczące „ płci społeczno-kulturowej”, określane jako genderyzm, które „ stoją solą w oku” rządzącej polskiej prawicy?
Ja moje pytanie co do źródła zła, na podstawie praktyki zawodowej, w pierwszej kolejności widzę w procesie wychowawczym i w rodzinie, ale czy tylko tam należy szukać przyczyn?
Pamiętacie, zabójstwo Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza?
Jak wynika z dotychczasowych nieoficjalnych informacji, nieznane są dotąd motywy sprawcy. Wiemy, że popełnił je w niecały miesiąc po wyjściu z więzienia , gdzie odbywał karę przez ponad 5 lat.
Prokuratura aktualnie bada, czy 27 letni sprawca w chwili zbrodniczego czynu był niepoczytalny z powodu choroby psychicznej. Bo jeżeli tak to nie będzie odpowiadał karnie za swój czyn i zostanie umieszczony w zamkniętym zakładzie leczniczym.
Ale przecież krótko przed opuszczeniem zakładu karnego był na tę okoliczność badany. Co niektórzy, zastanawiają się czy nie była to zbrodnia na tle politycznym, ze względu na słyszane okrzyki sprawcy w chwili zbrodni.
I na tym tle ciśnie się kolejne pytanie:
Czy źródłem zła i motywem zbrodni zabójstwa człowieka na człowieku może być fanatyzm polityczny- partyjny, religijny, czy rasowy, połączony z nietolerancją?
Jestem gorącym zwolennikiem ludzkiego szczęścia, kieruje mną pozytywne myślenie i nastawienie do życia i nie wyobrażam sobie aby w naszym kraju, tak doświadczonym zbrodniami wojennymi, mogło rozwijać się w umysłach Polaków tak wielkie zło mordu na człowieku z pobudek nietolerancji na tle politycznym czy innym.
Na koniec chcę zadać retoryczne pytanie łączące wymienione przeze mnie wymienione trzy źródła tak wielkiego zła jak zabójstwo innego człowieka:
Kto ponosi odpowiedzialność za wychowanie dziecka z takimi negatywnymi cechami charakteru, które w przyszłości mogą rodzić tak wielkie zło zabójstwa, jak: nieczułość i brak empatii, gniew, złość, zawiść, mściwość, zawziętość, które „ owocują” z czasem w agresję, porywczość, nietolerancję, nienawiść i okrucieństwo.
Zapewne nie szkoła, która w swoich podstawach programowych wyraźnie nakazuje różnicować dobro i zło. A w dorosłym człowieku osobowość w zasadzie jest już ukształtowana.
Odpowiedzi, choć czasami brutalnej, udzielił Larry Winget , autor wielu bestselerów „na zachodzie”, w książce „Twoje dzieci to Twoja wina – jak wychować dzieci na odpowiedzialnych i samodzielnych dorosłych”.
Sprawdziłem zadając to pytanie prawie każdemu rozwodzącemu się partnerowi związku małżeńskiego, w czasie mojej wieloletniej praktyki prawniczej. No i w końcu mówią i piszą o tym chyba wszystkie autorytety naukowe i terapeutyczne.
Czy trzeba jeszcze więcej na to dowodów?
Myślę, że najlepiej niech każdy z Was sprawdzi to na własnym przykładzie. A jak to stwierdzić? Proszę bardzo, spróbuję to pokazać.
Wszystko powinno zacząć się od chemii. Albo zdarzyć się od pierwszego „ wejrzenia”, a raczej od pierwszego widzenia, albo /rzadziej/ po kolejnym spotkaniu i poznaniu. „Chemicznie” rzecz nazywając muszą zadziałać odpowiednie hormony miłości, testosteron, dopamina, oksytocyna i inne. Wtedy efekty są bardzo miłe, choć rozwalające człowieka, oczywiście w sensie pozytywnym dla niego, a niekoniecznie na zewnątrz. Popularne motylki w brzuchu, koncentracja myślenia o poznanej osobie kosztem dekoncentracji w innych sprawach, między innymi poprzez zamyślenie i roztargnienie. Odmienne reakcje organizmu jak: brak apetytu, bezsenność, rozedrganie i przyspieszone bicie serca.
Ważne, że pierwszy etap poczucia bliskości rozpoczyna się silną potrzebą przebywania z wymarzoną osobą. Patrzenia na siebie, podziwiania, słuchania, dotykania, przytulania, całowania, no i pierwszych doznań seksualnych.
Ten okres to nic innego jak miłość romantyczna w postaci zauroczenia i zakochania.
Ale uwaga, ten etap wcale nie musi być początkiem stałego związku! Nie jest jeszcze pełnią bliskości. Dominuje w nim „ różowa” bliskość emocjonalna. Stąd nigdy nie należy go przedwcześnie przekształcać w związek formalny.
Druga faza bliskości w miłości to już jest czas wspólnego życia w sformalizowanym związku jako małżeństwo lub w stałym związku partnerskim typu konkubinat. Ale z praktyki zawodowej wiem, że dla dobra przyszłości stałego związku, wskazana jest uprzednia próba wspólnego życia bez formalizowania związku. Ta druga faza bliskości powinna być wspólnie przeżywaną radością z twórczego życia. To pozytywna akceptacja partnera w bezpośrednim przebywaniu ze sobą na co dzień. Powinna być odczuwana, wyrażana i utrwalana stałym obcowaniem z ukochaną osobą.
Teraz już bliskość, jako poczucie stałe i stabilne, winna się pozytywnie przejawiać w postaci emocjonalnej, intelektualnej i co najważniejsze fizycznej. I ważna uwaga, każda długotrwała rozłąka, szczególnie na początku stałego związku, jest przeszkodą, która może zaburzyć poczucie bliskości. I tak konkretnie po kolei.
Bliskość w postaci emocjonalnej – uczuciowej to przede wszystkim radosne przeżywanie wszystkich
pozytywnych zdarzeń we wspólnym życiu. Ale to także empatyczne przeżywanie
trudnych, smutnych i złych wydarzeń, z wzajemnym wsparciem. To każdorazowa
podpora partnera, gdy drugą stronę cokolwiek złego dotyka. Nie powinno być tak,
że czasami partner zamyka się w sobie, lub ucieka w samotność, bądź gdzieś
indziej, nie dzieląc się z drugim dobrym lub złym doznaniem. Bliskość
emocjonalna winna polegać na tym, że z pełną szczerością, otwartością i zaufaniem powierzyłbyś
partnerowi/ ce/ wszystkie tajemnice i zamiary swojego serca. To ma być tak
jakbyś rozmawiał ze samym sobą. Ja prawie wiem co partner czuje, co myśli, jak
się zachowa, jak przeżywa. Najwyższym „miernikiem” bliskości emocjonalnej jest
intuicyjne, empatyczne i telepatyczne odczuwanie i rozumienie
niewypowiedzianych intencji partnera/ki. Ale ten najwyższy miernik bliskości
jest z reguły powiązany z bliskością intelektualną.
A bliskość intelektualna, to taka płaszczyzna wykształcenia, wiedzy,
doświadczenia, która łączy związek miłosny pod względem wzajemnego rozumienia
się, znajomości sposobu myślenia i działania partnera. To umiejętność
porozumiewania się z partnerem, podobnie jak z innymi ludźmi, z tym że z
większym dodatkiem emocjonalnym. Co nie oznacza, że te wartości /
wykształcenie, wiedza i doświadczenie/ winy być „równe” lub równorzędne. One
mają się wzajemnie zazębiać, komponować, ale nie mogą znacząco różnić i
dzielić. Bliskość intelektualna to także wzajemnie akceptowana kultura
osobista, sposób bycia oraz osobistego i wspólnego życia partnerów.
Specjalnie i celowo, dla
pobudzenia ciekawości, pozostawiłem bliskość
fizyczną na końcu, mimo iż ona jest najbardziej i bezpośrednio widoczna
oraz odczuwalna w związku miłosnym.
Kochani najważniejszy w
bliskości fizycznej, ale wyłącznie w połączeniu z bliskością emocjonalną –
uczuciową, to seks, a dokładniej pożycie seksualne przez cały czas trwania
związku. Zwracam uwagę, że seks czysto fizyczny wyłącznie dla zaspokojenia
własnej, egoistycznej, potrzeby, nie ma nic wspólnego z poczuciem bliskości.
Seks i seksualność to w moim”
Portrecie idealnej miłości” oddzielna,
ale dopiero czwarta cecha udanego związku miłosnego/ patrz książka/. Bliskość, według mnie, to pierwsza
cecha i więź udanego i szczęśliwego związku.
Teraz rzucę tylko kilka uwag
praktycznych do seksu jako koniecznego elementu bliskości.
Nie prawdziwe jest spotykane czasami twierdzenie, że można i to dobrze, żyć w tak zwanym „ białym małżeństwie”, czyli bez fizycznego seksu za zgodą partnerów. Z reguły takie związki spotyka się pośród osób głęboko religijnych, u których dominuje wartość duchowa czystości cielesnej. Bliskość w miłości musi łączyć się ze spełnieniem seksualnym, bo jest ono naturalną – biologiczną potrzeba każdego człowieka, tak jak picie, jedzenie, sen, odpoczynek.
Równie szybko traci się
poczucie bliskości w związkach, w których partnerzy lub partner współżyją, ale
nie doznają spełnienia seksualnego. W naszej kulturze społecznej, problem ten jest stosunkowo często skrywanym
tabu. I to jest bardzo złe, bo po latach często staje się ważną przyczyną
rozwodu. Zresztą uważam, że to czy partnerzy pasują do siebie pod względem
seksualnym powinno być definitywnie sprawdzone na etapie miłości romantycznej,
w narzeczeństwie, lub podczas tak
zwanego chodzenia ze sobą. Już na tym etapie partnerzy winni wiedzieć,
zdecydowanie tak, jesteśmy dopasowani
seksualnie i doznajemy spełnienia, albo zdecydowanie nie, bo ja / ty nie
przeżywam spełnienia, bądź jeszcze nie do końca sprawdziłam/łem się i
zaczekajmy.
Ale bliskość fizyczna to nie tylko seks. To przede wszystkim zadowolenie z codziennej bezpośredniej styczności i kontaktów z kochanym partnerem – partnerką, ze szczerych i otwartych rozmów, czułości i serdeczności, szacunku i życzliwości. Ta bezpośrednia styczność winna być wyrażana wszystkimi zmysłami, miłosnym spojrzeniem, czułym dotykiem, słuchaniem partnera, a także znanym, miłym zapachem, gustem i smakiem. Takimi praktycznymi przykładami pełnej bliskości fizycznej w miłości jest swoboda, luz wobec i przy partnerze, brak poczucia wstydu, skrępowania, na przykład nagością, kompleksami, wyglądem, określonym słownictwem i.t.p. Dobrym przykładem bliskości fizycznej i emocjonalnej jest „ niekontrolowane” przeżywanie stosunku seksualnego. Złą oznaką dla bliskości jest odczuwana co raz częściej potrzeba fizycznej samotności od partnera.
Nieco inaczej wygląda bliskość w trwałym związku miłosnym w trzecim wieku.
Ten okres to przywiązanie. Jego cechą charakterystyczną jest fakt, że parę, małżeństwo lub inny stały związek, łączą dobre, a także złe codzienne nawyki, ukształtowane i utrwalone przez całe wspólne życie. Oni po prostu już nie mogą bez nich żyć. Te stałe zachowania łączą partnerów trzeciego wieku. Tak jest im dobrze i nie wyobrażają sobie żyć z kimś innym. Tym bardziej, że doskonale wiedzą, że nie mają już czasu na sprawdzanie nowego partnera/ki.
Jak z tego wynika, bliskość jest warunkiem koniecznym w związku miłosnym przez całe życie, chociaż przejawia się w różnych postaciach, w zależności od czasu trwania związku. W początkowym okresie bliskość jest wyrażana bardziej ekspresyjnie, emocjonalnie i wyraziście. W drugiej, małżeńskiej, rodzinnej fazie związku, bliskość jest wkomponowana w dobre codzienne życie, jest jego nieodzownym wsparciem. Na etapie trzeciego wieku bliskość całego życia owocuje przywiązaniem, spokojem i tak właściwie jest główną siłą życia spełnionych partnerów.
Czy tak jest w rzeczywistości jak widzę to ja? Zachęcam każdego z Was do dokonania realnego sprawdzianu na własnym przykładzie.
Proszę tylko przez jakiś okres czasu, miesiąc, kwartał, a może niekiedy trzeba dłużej, porównać własne obserwacje, spostrzeżenia, do tych cech, o których mówiłem wyżej jak kształtuje się bliskość w Waszym związku. Zapewniam, że wnioski będą naprawdę ciekawe i bardzo ważne dla przyszłości!